reklama

Pokaz filmu. Reżyser był roztrzęsiony

Opublikowano:
Autor:

Pokaz filmu. Reżyser był roztrzęsiony - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościW Heliosie odbył się pokaz najnowszego filmu „Serce, serduszko” Jana Jakuba Kolskiego. Reżyser przyjechał do płockich kinomanów, aby opowiedzieć o trzymiesięcznej pracy nad filmem i projekcie, który dopiero szykuje. Na koniec jednak przyznał, że po tej krótkiej interakcji z widzami poczuł się roztrzęsiony. - Od dawna tak się nie czułem – mówił w piątkowy wieczór.

W Heliosie odbył się pokaz najnowszego filmu „Serce, serduszko” Jana Jakuba Kolskiego. Reżyser przyjechał do płockich kinomanów, aby opowiedzieć o trzymiesięcznej pracy nad filmem i projekcie, który dopiero szykuje. Na koniec jednak przyznał, że po tej krótkiej interakcji z widzami poczuł się roztrzęsiony. - Od dawna tak się nie czułem – mówił w piątkowy wieczór.

„Serce, serduszko” to kolejny już film w bogatym dorobku reżysera niosący spory ładunek pozytywnych, ciepłych emocji, chociaż trochę dziwi klasyfikacja przez dystrybutora jako dramatu. Jak na tak dopiętą „łatkę” widzowie stanowczo zbyt często uśmiechali się albo wręcz wybuchali śmiechem.

- Nie wiem, dlaczego właściwie tak się stało – tłumaczył już po zakończeniu seansu. - Po oddaniu filmu dystrybutorowi tracę wpływ na jego dalsze losy. Ale nie mnie ocenić, czy wyszedł zabawny. Podobnie nie odważę się także komentować końcowego odbioru. Pozostawiam to widzom.

O wiele bardziej zrozumiałe jest odniesienie do filmu drogi, pełnej najdziwniejszych zwrotów akcji i bogatej palety nietuzinkowych postaci, gdzie dochodzi do spotkania „subkultury z cykorem”, czyli młodej, ekscentrycznej dziewczyny, Korduli, nie potrafiącej poradzić sobie z własnym życiem z marzącą o karierze primabaleriny, Maszeńką. Kiedy jedna postanawia pomóc drugiej, zaczyna się długa wyprawa przez Polskę, bo marzenia okazują się tu potęgą i nigdy się nie starzeją. Niby to znamy, ale czy faktycznie potrafimy wcielić w życie? Spakować plecaki i ruszyć autostopem...

- Nie ma takiego miejsca, do którego nie można wybrać się po zrealizowanie własnych marzeń – przekonywał reżyser, który sam wybierał wszystkie plenery zdjęciowe. Film kręcono w Bieszczadach, w okolicy Sanoka, i Łodzi udającej Malbork, co wynikało z warunków, jakie Kolskiemu postawiła grająca nauczycielkę tańca, Maja Komorowska.

Główne postacie kobiece zagrały Julia Kijowska (Kordula) i debiutantka, Marysia Blandzi. Obie na ekranie wypadły świetnie.  Marysię znaleziono już na pierwszym castingu, ale w taki fart Kolski nie potrafił uwierzyć. Poszukiwania trwały nadal. Po kolejnych czternastu rolę i tak otrzymała Marysia. W tym przypadku był jeden dodatkowy warunek, grana przez nią Maszeńka musiała umieć tańczyć, stąd castingi organizowano w szkołach baletowych.

Kolski postanowił, że na planie wzajemne relacje będą partnerskie, scenariusz zmieniano na bieżąco. - Julia Kijowska wniosła bardzo wiele do filmu, choć może za niektórymi jej pomysłami iść nie powinienem – zdradził widzom. - W taki sposób razem dopięliśmy całość.

Obok nich na ekranie zobaczymy także świetnego Borysa Szyca w roli nietypowego księdza z dziarami, który rapuje w Internecie. Będzie także samotnie mieszkający lalkarz (Franciszek Pieczka), pani weterynarz o złotym sercu dla zwierząt (Gabriela Muskała), jeden nietypowy „tancerz”, nadużywający alkoholu ojciec Maszeńki (w tej roli Marcin Dorociński) oraz kurczak mały o wdzięcznym imieniu Sraluch.

- Filmowych Sraluchów mieliśmy dużo – odpowiadał zagadnięty Kolski o inwentarz obecny na planie. - Kurczaki szybko dorastają – śmiał się. - Ale żadnemu nic się nie stało, daję na to słowo honoru. Osobiście należę do kociarzy, bo pies to taki lizus.

Ale po co właściwie był ten film? Tu okazuje się, że reżyser nawet nie pamięta pierwszego impulsu, który doprowadził do wykreowania całej historii z „Serce, serduszko”. - Najpierw wyodrębniam fazę niesuwerenną, wtedy piszę. Dopiero później przychodzi etap suwerenny, porządkowy, aby tekst nabrał odpowiedniego kształtu z rozdzieleniem na początek, część środkową fabuły i jej koniec. Tyle że ta historia jest o mnie. To samego siebie chciałem zasilić światem, przypomnieć sobie emocje, jakie towarzyszyły mi na planie „Jancio Wodnika”, kiedy nad rankiem siedziałem nad filiżanką kawy. Wtedy myślałem sobie, że to cudowna robota, skoro za chwilę wykreuję świat, którego nie ma. Pojawi się nawet orkiestra. W moich późniejszych filmach nie zdołałem tego uczucia odtworzyć. W „Serce, serduszko” zapragnąłem do tego powrócić.

W tracie montażu Kolski jednocześnie pisał scenariusz do swojego kolejnego filmu „Być jak Billy Hickock”. - Tym razem zmierzę się z mitem Dzikiego Zachodu, ale będzie to w istocie zabawna, podnosząca na duchu historia – wprowadzał widzów w projekt dopiero znajdujący się na etapie pozyskania dotacji w Państwowym Instytucie Sztuki Filmowej. - Bohater (grany przez Tomasza Kota) porzuci swoje dotychczasowe życie, którego nie lubił, ponieważ zapragnie zostać kimś innym niż dotychczas. Wyprowadzi się w góry, ale jak opowiem resztę, to państwo nie będziecie chcieli przyjść do kina – dorzucił. - A naprawdę może być zabawnie. Tomasz Kot to wysoki mężczyzna i w dodatku nie potrafi jeździć konno. Czeka nas sporo zabawy na planie zdjęciowym – cieszył się Kolski na samą myśl o takim obrazku do uchwycenia w kadrze.

Fot. Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE