Kilka tygodni temu po raz pierwszy opisaliśmy konflikt w Soczewce. Rodzice uczniów tamtejszej szkoły podstawowej skarżą się na akty agresji ze strony rówieśników z Ukrainy pochodzenia romskiego. Do niewielkiej placówki chodzi 17 uczniów z ukraińskimi paszportami.
W szkole i gminie przyznają, że problem istnieje, ale zapewniają, że podjęto działania: rozmowy z uczniami, zebrania, pogadankę z policją. Poproszono też o pomoc fundację W stronę dialogu, która zajmuje się problemami Romów. Fundacja przeprowadziła w szkole warsztaty, a ich efektem była kontrola Kuratorium Oświaty w Warszawie. Wójt wskazuje, że to skutek działań fundacji, ale sama fundacja temu zaprzecza.
Kontrola już się zakończyła, pozostaje czekać na wnioski.
Konfederacja mówi o problemie
Konferencję prasową pod siedzibą ośrodka zorganizowali przedstawiciele Konfederacji, a konkretnie Nowej Nadziei. Do Płocka przyjechał europoseł Marcin Sypniewski, a w konferencji wziął udział także Dominik Śniecikowski-Robacki, który od kilku tygodni jest zastępcą wójta.
Konferencja nie przebiegła spokojnie, bo z politykami skonfrontowała się społeczność romska – cztery kobiety mówiące po ukraińsku i broniąca ich Polka, Ewa Łęska-Siniarska, właścicielka ośrodka, w którym przebywają Ukraińcy. W Ośrodku Szkoleniowo-Wypoczynkowym „Mazowsze” mieszka 110 osób, w tym ponad 80 dzieci. Większość z nich jest mała i nieobjęta jeszcze obowiązkiem szkolnym. Ukraińcy pochodzenia romskiego przyjechali do Soczewki 3,5 roku temu i zostali. Według wójta Nowego Duninowa ich utrzymanie kosztuje około 180 tysięcy złotych miesięcznie. Pieniądze pochodzą z budżetu wojewody.
Warto zaznaczyć, że w Soczewce mieszka 259 osób – tak wynika z raportu gminy Nowy Duninów za 2024 rok. Jak mówią przedstawiciele Konfederacji, przy takich liczbach nie ma możliwości integracji.
– Uchodźcy do dziś nie zostali usamodzielnieni, nie zajmują się niczym konkretnym, a wśród mieszkańców gminy Nowy Duninów budzą strach. Rosną nierówności społeczne, narasta agresja – głównie ze strony uchodźców. Uczniowie i ich rodzice mają obawy. Docierają do nas sygnały o biciu, pluciu, ciągłych konfliktach, które narastają. Rodzice zgłaszają to do gminy. My jako samorząd nie mamy żadnego wpływu na tę sytuację – mówił Dominik Śniecikowski-Robacki, zastępca wójta.
Jak podkreślał Śniecikowski-Robacki, kwota utrzymania ośrodka jest zbyt duża.
– Mamy tu swego rodzaju getto, które zaburza równowagę społeczną w tej miejscowości. Soczewka to mała społeczność, a przebywający tu Ukraińcy niemal podwoili liczbę mieszkańców. Apelujemy o relokację. Być może inne gminy mogłyby zaopiekować się tą społecznością i zapewnić jej wsparcie. Nasza gmina jest niewielka, niezbyt bogata. Nie jesteśmy w stanie sprostać problemom społecznym, które na nas spadają. Nie jesteśmy przeciwni uchodźcom – rozumiemy sytuację wojenną i chcemy pomagać, ale nie może to spadać na jedną małą gminę – mówił zastępca wójta.
Europoseł Sypniewski dodał, że „w Soczewce widać problemy migracji jak w soczewce”. Krytykował podejście do kwestii migracji zarówno poprzedni, jak i obecny rząd. Wini ustawę, którą prezydent podpisał – zapowiadając, że „to ostatni raz”.
– Mało mówimy o tym, jak lokalne społeczności mają współpracować z rządem przy wykonywaniu zadań z ustawy. Widzimy to tu jak w soczewce: brak konsultacji, brak dialogu z mieszkańcami. Gmina nawet nie wie, jak długo ośrodek ma być utrzymywany, czy liczba osób będzie się zmieniać. Nikt ludziom nie wyjaśnił, na jakich zasadach to działa, więc nie dziwmy się, że są przeciwni. Incydenty są zgłaszane przez mieszkańców, a władze wojewódzkie i powiatowe nie traktują sprawy poważnie. Trzeba to sprawdzić, zweryfikować i zobaczyć, jaka jest sytuacja. Płacimy za to z podatków, a chodzi też o bezpieczeństwo naszych dzieci. To powinno być traktowane priorytetowo – mówił Sypniewski.
Ewa Łęska-Siniarska mówiła, że mieszkańcy ośrodka mają zagwarantowany pobyt do 4 marca, a później mają wyjechać. W gminie twierdzą jednak, że taka informacja do nich nie dotarła i że pobyt zapewne zostanie przedłużony. Właścicielka ośrodka sprzeciwiała się też użyciu słowa „getto”.
– Władze stworzyły sytuację, w której ci ludzie są tu zamknięci bez szans na rozwój – odpowiadał zastępca wójta.
Broniąca romskiej społeczności Polka mówiła, że mieszkańcy ośrodka pracują – sprzątają, zbierają warzywa i owoce. Cztery kobiety, które wyszły przed bramę i rozmawiały z politykami Nowej Nadziei, mówiły, że zbierały jabłka i ogórki – przynajmniej tyle zrozumieliśmy. Kobiety mówiły po ukraińsku. Opowiadały, że mają dzieci – jedna troje, inna siedmioro, jeszcze inna dziesięcioro. Jak twierdziły, często słyszą w swoim kierunku obelgi, między innymi żeby „wypie... na Ukrainę”.
– Dzisiaj były wszystkie służby, wpadły znienacka: CBŚ, Komenda Główna Policji, płocka policja, Straż Graniczna. Wylegitymowali wszystkich. 80 małych dzieci i 150 osób [w rzeczywistości w gminie mieszka więcej osób – red.] mówi, że oni ich mordują? Proszę wysłuchać protokołu. Władze gminy w ogóle nie chcą z nami rozmawiać – mówiła.
Łęska-Siniarska dodawała, że prosiła o utworzenie oddziału szkoły w ośrodku, by dzieci nie miały ze sobą styczności. Wskazywała, że to rodzice wywołują konflikt.
– Mamy swoją nauczycielkę, panią Lidię z Ukrainy – wykwalifikowanego pedagoga. W szkole mówią, że nie mają z nimi żadnych problemów. Proszę mi pokazać, gdzie tkwi błąd – mówiła.
– Są skargi mieszkańców gmin – odpowiedział europoseł.
Kobiety mieszkające w ośrodku wskazywały, że ich dzieci słyszą komentarze w stylu: „wracajcie bronić kraju”.
Poszło o 800+?
Konflikt zaostrzył się wraz z wprowadzeniem obowiązku szkolnego dla rodzin pobierających świadczenie 800+. Przy ponad 80 dzieciach to duże pieniądze, choć – jak mówiła Ewa Łęska-Siniarska – Ukraińcy tych pieniędzy nie dostają.
– Wcześniej prowadziliśmy tu szkołę. Ściągaliśmy podręczniki, zeszyty, mieliśmy swojego nauczyciela. Od 1 września dzieci zaczęły chodzić do szkoły, bo taki był obowiązek. Niektóre mówiły, że nie chcą, ale tłumaczyłam, że muszą. Codziennie jestem w kontakcie z dyrektor. To jedyna dyrektor, która słucha wszystkich dzieci – i romskich, i polskich. Na pewno spotyka się z krytyką – mówiła właścicielka obiektu.
Twierdziła też, że pieniądze na utrzymanie uchodźców nie pochodzą z polskich podatków, tylko z Komitetu ds. Uchodźców.
– Sprawdzałam to – zapewniała. – Proszę sprawdzić, ile z tych 180 tysięcy to świadczenie 800+. Nie okradają naszego państwa. Pracują. Chcielibyśmy, żeby byli traktowani równo.
Około godziny 15 kobiety były w ośrodku, niektóre w szlafrokach. Teren wyglądał na uporządkowany, choć wcześniej władze gminy publikowały zdjęcia pokazujące bałagan.
Władze gminy apelują o relokację uchodźców – to nie pierwsza taka prośba. Wójt Karol Gutkowicz zwracał się z nią już w kwietniu. Jak mówi jego zastępca, próby mediacji trwają cały czas.
– Cóż począć z tym, że społeczność jest zaniepokojona, a dzieci czują się zastraszone przez kolegów obcego pochodzenia? Nie mamy na to żadnego wpływu. Wsłuchujemy się w głosy wszystkich stron. Zawsze będę stał po stronie naszych mieszkańców. Nie mogę inaczej, bo z tego jestem rozliczany – mówił Dominik Śniecikowski-Robacki.
Jak dodał, pod petycją o relokację uchodźców podpisało się ponad 300 osób. Gmina Nowy Duninów liczy około 3,7 tysiąca mieszkańców.
Komentarze (0)