reklama

Opowiedzieli tragiczną historię rodziny Bronarskich

Opublikowano:
Autor:

Opowiedzieli tragiczną historię rodziny Bronarskich - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościJacek Pawłowicz na konferencji naukowej poświęconej Żołnierzom Wyklętym opowiedział tragiczną historię płockiej rodziny, która właśnie doczekała się odnowionego pomnika na cmentarzu przy Kobylińskiego. - Jednego syna zabiliście, drugi siedzi w więzieniu, oddajcie mi chociaż córkę ? przypominał słowa zrozpaczonej Heleny Bronarskiej do funkcjonariuszy ówczesnej władzy.

Jacek Pawłowicz na konferencji naukowej poświęconej Żołnierzom Wyklętym opowiedział tragiczną historię płockiej rodziny, która właśnie doczekała się odnowionego pomnika na cmentarzu przy Kobylińskiego. - Jednego syna zabiliście, drugi siedzi w więzieniu, oddajcie mi chociaż córkę – przypominał słowa zrozpaczonej Heleny Bronarskiej do funkcjonariuszy ówczesnej władzy.

Elementem uroczystości związanych z odsłonięciem panteonu Żołnierzy Niezłomnych i grobowca rodziny Bronarskich była konferencja naukowa pt. „Żołnierze Niezłomni Mazowsza” zorganizowana w Centrum Edukacji. Pierwszy panel poprowadził dr Tomasz Łabuszewski z Instytutu Pamięci Narodowej. Zastanawiał się, dlaczego młodzi ludzie wybierają Żołnierzy Wyklętych na bohaterów opowiadań, kupują koszulki z wizerunkami Niezłomnych, chociaż słyszą równocześnie, że była to „konspiracja hołoty”. Dowodził, że jest to wynik upadku dyskursu publicznego, z kolei młodzi ludzie poszukują przykładów postaw uczciwych do końca łącznie z gotowością do oddania życia za swoje przekonania. Zwracał uwagę na kilka aspektów, w tym na lokalność konspiracji, która nie ogniskowała się wyłącznie w dużych ośrodkach miejskich. 

- Bronarskich nikt nie przywiózł do Płocka w teczce, to była rodzina zrośnięta z miejscową społecznością. Staram się wytłumaczyć młodym ludziom, że tu nie chodzi o jakieś zamierzchłe czasy. Ta historia dotyczy często ich rodziców  - utrzymywał Łabuszewski.

Chociaż uważa się, że konspiracja trwała do 1947 roku, to jednak przyjmuje się także datę 1963 roku, kiedy zastrzelono Józefa Franczaka ps. Lalek, ostatniego działającego w terenie żołnierza polskiego podziemia antykomunistycznego i niepodległościowego. - Niektórzy związani z konspiracją ukrywali się w okolicy Złotoryi i Legnicy nawet do 1989 roku, aby uniknąć Służby Bezpieczeństwa - mówił. - Była to głównie konspiracja chłopsko-robotnicza, ludzie z inteligencji stanowili co najwyżej kilka procent. Jednocześnie tworzyli ją reprezentanci Narodowej Demokracji (endecji), sanacji, Stronnictwa Demokratycznego, ludzie z Polskiej Partii Socjalistycznej. To nie było jednolite środowisko, dlatego twierdzenie, że konspiracja miała wymiar prawicowy, jest nieprawdziwe.

To było powstanie antykomunistyczne

Kolejny mit dotyczył liczebności (wskazuje się na 200 tys. osób). - Tyle że od lat 40. aż do wybuchu Solidarności nie było większego ruchu oporu przeciwko władzy komunistycznej – twierdził Łabuszewski. - Byłbym daleki od nazywana tego ruchu oporu „wojną domową w Polsce”, wybieram raczej określenie „powstanie antykomunistyczne”, bez którego historia mogłaby wyglądać zupełnie inaczej.

[ZT]13357[/ZT]

Dalej wyliczał: - Do tych 200 tys. osób trzeba doliczyć 5 tys. wyroków wydanych przez sądy garnizonowe, wojskowe i powszechne, z czego wykonano 3 tys., zabitych w trakcie obław i przesłuchań, po czym nie było nawet śladu w dokumentacji. Władza obliczyła swoje straty przy zwalczaniu konspiracji, tworząc raport „Polegli w walce o utrwalanie władzy ludowej”. Zapisano, że zginęło 10 tys. funkcjonariuszy. Z Jackiem Pawłowiczem doszliśmy do wniosku, że w pięciu powiatach na Mazowszu zginęło 1,5 tys. członków podziemia antykomunistycznego. Moim zdaniem w kraju, który liczył 24 mln obywateli, mogło być nawet do 50 tys. ofiar, 250 tys. aresztowanych z powodów politycznych, 1 mln 100 tys. osadzonych w więzieniach, kolejne 6 mln obywateli w kręgu zainteresowania bezpieki. Toczy się walka o pamięć o tych ludziach i o nią proszę – zakończył przemówienie.

Historię Narodowych Sił Zbrojnych przedstawiał Leszek Żebrowski. Omawiał strukturę organizacyjną. W trakcie szkoleń wojskowych ze znajomości broni pancernej łącznie wyszkolono 700 podchorążych. Odbywał się egzamin teoretyczny, po nim sprawdzano nabyte umiejętności w praktyce. NSZ utworzyło nawet siatkę wywiadowczą. Nie byli to fachowcy, liczyła się natomiast znajomość języka niemieckiego, aby nie wzbudzając podejrzeć mogli posługiwać się fałszywymi dokumentami.

Chcieli zachować godność

- To nieprawda, że ci ludzie mogli od tak wyjść z lasu, kiedy ogłoszono amnestię – twierdził Żebrowski. - Generała Emila Fieldorfa Nila powieszono jak pospolitego przestępcę. To byli ludzie, którzy w pewnym momencie swojego życia dokonali wyboru moralnego. Wiedzieli, że z tego lasu nie wyjdą. W przeciwnym razie czeka ich niechybna śmierć. Jeśli zostaną, zachowają godność. Starszy sierżant Witold Sieczykowski w odezwie do żołnierzy uprzedzał, aby nie splamili munduru. Dziś, kiedy Niezłomni symbolicznie powracają, powinna rozegrać się jeszcze jedna walka, aby stali się patronami szkół. Ich oprawcom należy się kara, całkowity ostracyzm społeczny. Niezłomni nie powinni być potępieni. Tymczasem na niektórych portalach internetowych, w tych gadzinówkach lewicowych, wciąż rozgrywa się orgia nienawiści.

Komandos z płockiej Jagiellonki

Dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Osób Represjonowanych w PRL Jacek Pawłowicz wspominał odsłonięcie pomnika Bronarskiego:

- Nadal nie wierzę w to, co się wydarzyło. Niezłomnemu postawiono pomnik, wcześniej płocczanie zebrali na to pieniądze, znaleźli artystę rzeźbiarza. To coś pięknego. Prezydent Andrzej Duda na pogrzebie sanitariuszki Danuty Siedzikówny ps. Inka powiedział, że nie przywracamy honoru żołnierzom, ponieważ oni nigdy go nie stracili. Przywracamy honor Polsce. To, co się stało 17 września, to przywrócenie honoru dla Płocka.

Dalej opowiadał historię Bronarskiego. - On był chłopakiem stąd, ukończył gimnazjum w Jagiellonce, potem szkołę podchorążych w Pułtusku, połowa dzisiejszego osiedla Tysiąclecia należało do jego rodziny. W latach 1938 – 1939 przeszedł przeszkolenie na oficera wywiadu. Miał być komandosem, znalazłem o tym wzmianki w dokumentach Instytutu Pamięci Narodowej. Był jednym z żołnierzy Tajnej Armii Polskiej, którą założył rotmistrz Witold Pilecki. Zostaje dowódcą Kedywu inspektoratu płocko-sierpeckiego. Musiał być przeszkolono w działalności dywersyjnej. Wspólnie z bratem spalili rozdzielnię elektryczną w stoczni na Radziwiu, Nie udało mu się przedostać do Warszawy, wraca do Płocka, a tu wchodzą Sowieci. W 1945 toku wyjeżdża do Szczecina, jednocześnie nie zrywając kontaktu z konspiracją. Na miejscu zostaje Jan Przybyłowski ps. Onufry. Bronarski zatrudnia się w gorzelni, na którą napadają pijani żołnierze. Przybyłowski ściąga rannego na leczenie do Włocławka.

Porucznik staje na czele 11. Grupy Operacyjnej Narodowych Sił Zbrojnych, Przybyłowski odpowiada za wywiad. - Podporządkowują sobie struktury obwodu Mewa. Działa z nimi Wiktor Stryjewski ps. Cacko, jeden z najdzielniejszych – sądził Pawłowicz. - On nawet w chwili aresztowania miał przy sobie książkę. Bandyta takich książek nie czyta.

Wpadli przez przypadek

- W jaki sposób bezpieka zdobyła informacje na temat 11. Grupy Operacyjnej? Zadecydował przypadek – kontynuował historyk. - W trakcie akcji pacyfikacyjnej w okolicy Płońska w skrzynce znaleźli adres kontaktowy do mieszkania w Warszawie. W jednym lokalu zdjęto od razu 60 osób. Rozpoczęło się brutalne śledztwo. Miażdżenie jąder to był standard, podobnie jak zrywanie paznokci, nadziewanie na nogę od stołka. Bronarski zdawał sobie sprawę, że nie wytrzymuje. Próbował przegryźć sobie żyły, za drugim razem zaostrzył rączkę łyżeczki aby przeciąć żyły pod kolanami, przy trzeciej próbie samobójczej ponownie próbował przeciąć sobie żyły w nadgarstkach. Przybyłowskiemu torturowano ciężarną żonę. Stefan Majewski wolał udawać psychicznie chorego. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że siedział z nim w jednej celi agent. Funkcjonariusze bezpieki też udawali, że go leczą. Robili Majewskiemu zastrzyki, po których prężył się z bólu.

Ocalało dwóch, Stanisław Lewandowski i Jan Nowak . Pozostałych trzymano przy ul. 11 Listopada w więzieniu w Warszawie. Kiedy ich zabierano w dniu egzekucji, inni więźniowie tłukli na pożegnanie miskami o kraty. Na Mokotowie był już tylko strzał w tył głowy.

Jednego syna zabiliście, drugi w więzieniu, oddajcie córkę

Jednak ta historia ma ciąg dalszy. W Płocku zostały matka Bronarskiego, Helena i siostra Jadwiga. - Siostrę aresztowano. Tłukli ją tak mocno, aż całe ciało stało się fioletowe – opisywał Pawłowicz. - Ta kobieta nie działała w konspiracji. Kiedy wreszcie pojawił się nakaz, aby ją zwolnić, trzymano ją jeszcze przez dwa tygodnie, aby sińce stały się mniej widoczne. Matka pisała, aby oddali jej córkę, skoro zabili jej jednego syna, a drugi siedział w więzieniu. Jadwiga po powrocie stała się wrakiem człowieka. Nad tymi kobietami pastwili się ludzie z płockiego ratusza i dyrektorzy z zakładu pracy. Nie musieli przenosić ich przecież do gorszej pracy. Do mieszkania dokwaterowano rodzinę milicjanta. Cały czas były inwigilowane, dlatego uważam, że Płock przywraca sobie honor. Brat „Liścia” Stanisław ukrywał się w Warszawie. Przechodząc ul. Targową spotkał ubeka z Płocka. Miał po prostu pecha. Płoccy radni jednogłośnie od lewa do prawa zagłosowali za rondem im. Żołnierzy Wyklętych, za to należy się szacunek. Przy rondzie im. Bronarskiego było już trochę gorzej, ale jest. Szkoda, że nie udało się z rondem im. 11. Grupy Operacyjnej NSZ. Ale to pewnie jeszcze przed nami – przypuszczał Pawłowicz. - Mam tylko nadzieję, że po obudzeniu nie dotrze do mnie, że to był tylko piękny sen z tym nagrobkiem dla Bronarskich i panteonem.

Przed konferencją wręczono medale "Pro Partia" przyznawane przez kierownika Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE