W magazynie "Czarno na białym" przedstawiono historię Adama Kołodziejczyka. Mężczyzna był skazany za trzy gwałty. W więzieniu spędził 14 lat, a kiedy karę zakończył, zaczął nowe życie, ożenił się. Żona była akurat w szóstym miesiącu ciąży, kiedy zapukano do drzwi. - Przyszła rano policja, zapukała o szóstej rano. Nie patrzyli czy w domu jest dziecko, czy nie. Zakuli Adama w kajdanki i wyprowadzili - mówiła kobieta dziennikarzowi stacji TVN.
Skazani głównie za morderstwa i przestępstwa seksualne, którzy mogliby nadal stwarzać zagrożenie dla społeczeństwa - co zrobić ze świadomością, że wkrótce skończą odbywać karę? Powstał pomysł specjalnego ośrodka w Gostyninie, początkowo przewidzianego dla 10 osadzonych. Sejm uchwalił ustawę (nazywaną ustawą o bestiach), aby nie dopuścić do tego, by ci najgroźniejsi wyszli na wolność. W ten sposób do Krajowego Ośrodka Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym trafił (i do niedawna jeszcze przebywał) Mariusz T., przestępca seksualny, który zabił czterech chłopców. Pod koniec lat 80. był skazano na karę śmierci, lecz w wyniku amnestii w 1989 roku ostatecznie karę śmierci zamieniono na 25 lat więzienia. Wśród osadzonych jest także "wampir z Bytowa", morderca Leszek P, a także brutalny gwałciciel, pedofil i zabójca Henryk Z. W ośrodku przebywa kobieta, Ewelina C., która wyjęła dziecko z wózka i rzuciła nim o betonowy chodnik. Dziecko przeżyło.
Z czasem w ośrodku w Gostyninie robiło się coraz bardziej tłoczno. Niedawno o tym pisaliśmy:
[ZT]23182[/ZT]
W magazynie "Czarno na białym" stwierdzono, że niektórzy nazywają ośrodek "więzieniem po więzieniu", mimo że formalnie osoby w nim przebywające nazywane są pacjentami, a nie więźniami (formalnie swoje kary już odbyli). Zdaniem profesor Moniki Płatek zakład w Gostyninie "pod pretekstem ośrodka terapeutycznego jest w swojej istocie traktowany jak więzienie".
Mechanizm jest następujący - jeśli dyrektor Zakładu Karnego uważa, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, iż dana osoba może popełnić kolejną zbrodnię po wyjściu z więzienia, wówczas może skierować wniosek do sądu o przebadanie skazanego. Decyzja należy do sądu. W magazynie wypowiadał się m.in. Marcin Szwed z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Zwracał uwagę, że do ośrodka w Gostyninie trafiają osoby, które nie są zwalniane za dobre sprawowanie, odbywają karę do końca. Przebywając z środku w Gostyninie czeka je ponowna izolacja wynikająca z tego samego czynu, który wcześniej był przyczyną pozbawienia wolności.
38-letni Adam Kołodziejczyk prawdopodobnie jest jedynym pacjentem Krajowego Ośrodka Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie, któremu udało się wyjść na wolność, chociaż nie na długo. Tylko na 10 miesięcy. Znalazł pracę i założył rodzinę. Od niemal 4 lat ponownie znajduje się w ośrodku, nie wie też, czy kiedykolwiek z niego wyjdzie. Wcześniej, zanim trafił do ośrodka za pierwszym razem, spędził 14 lat w więzieniu za trzy gwałty.
- Ja za czyny, za które odsiedziałem karę pozbawienia wolności, nie mogę ponownie odpowiadać. Jest to dla mnie absurdalne - mówił w programie. - Do dziś dnia żałuję, ale co mogę zmienić? Uważam, że odpokutowałem z nawiązką .
W lutym 2015 roku, dwa dni przed końcem odsiadki, na wniosek dyrektora zakładu karnego trafił do Gostynina na obserwację. Spędził tam miesiąc i wyszedł na wolność. Na postępowanie sądowe oczekiwał w domu. W tym czasie żona Anna zaszła w ciążę (wcześniej miała już jedno dziecko). Pewnego dnia rano zjawili się policjanci, zakuli go w kajdanki i wyprowadzili. W ten sposób w grudniu 2015 r. ponownie trafił do środka niedaleko Płocka. Jego żona zapewniała w programie, że ludzie mogą się zmienić. - Jakby miał coś zrobić, to by to zrobił przez te dziesięć miesięcy, jak był na wolności. A nic nie zrobił.
Kiedy za daną osobą zamykają się drzwi ośrodka, nikt nie wie ile czasu przyjdzie w nim spędzić, sąd tego nie określa. Marcin Szwed podkreśla, że jest to bardziej zbliżone do pobytu w szpitalu psychiatrycznym. W ośrodku przebywa się do momentu aż specjaliści uznają, że dana osoba jest uleczona. Ocena postępów terapii należy do psychologów i psychiatrów (nie jest jednak kluczowa w podjęciu ostatecznej decyzji przez sąd). Opinie są sporządzane co pół roku, a te przesyła się do sądu, następnie biegli sądowi oceniają, czy zgodzić się na wypuszczenie z Gostynina.
- Sąd za każdą swoją decyzję bierze pełną odpowiedzialność - zaznaczyła Iwona Wiśniewska-Bartoszewska z Sądu Okręgowego w Płocku. - Każdą decyzję bierze na swoje sumienie. Dlatego ta decyzja musi być bardzo rozważna i wyważona. Każda jest bardzo wnikliwie analizowana.
Dodała, że "nie ma tu mowy o traktowaniu bez dokładnego sprawdzenia jakiegokolwiek aspektu sprawy".
Kołodziejczyk, podobnie jak inni pacjenci, poddawany jest badaniom co 6 miesięcy. Pierwsza opinia nie była dla niego korzystna, za to kolejne 7 już tak. - W chwili obecnej nie wymaga dalszego pobytu w Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie. (…) nie występuje bardzo wysokie prawdopodobieństwo popełnienia czynu przeciwko zdrowiu i życiu oraz wolności seksualnej - cytowano opinie lekarskie.
W magazynie przedstawiono zapis rozprawy z maja 2018 r. z sądu w Płocku. Zeznawał jeden z biegłych sporządzających opinię na zlecenie sądu. - Badanie psychiatryczno-psychologiczne polega na rozmowie. I tak ono wygląda. To badanie generalnie trwa dosyć długo. Ja siedziałem tam ze 40 minut, później ja już pojechałem, a dziewczyny zostały. Podejrzewam, że psycholog siedział z nimi parę godzin - relacjonował. Biegli sądowi ostatecznie stwierdzili, że Adam Kołodziejczyk, mimo pozytywnej opinii lekarzy, powinien pozostać w ośrodku. Adwokat Adama Kołodziejczyka podczas rozprawy pytał skąd te rozbieżne wnioski między opinią biegłego sądowego i jego zespołu, a opinią przy udziale doktora Ryszarda Wardeńskiego, kierownika ośrodka w Gostyninie. Biegły sądowy powiedział: - Nie wiem. Tu mieliśmy ocenić zimnym okiem ze strony i to zrobiliśmy.
Zdaniem prof. Moniki Płatek sądy kierują się po prostu tym, co mówią biegli. - Biegli sobie myślą: dlaczego ja mam brać na siebie taką odpowiedzialność?
Helsińska Fundacja Praw Człowieka w imieniu Adama Kołodziejczyka zwróciła się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Nie podoba im się system, w którym po odbyciu kary w dalszym ciągu, na podstawie przepisów działających z mocą wsteczną, można kogoś za to samo umieścić w bezterminowej izolacji. Z kolei Kołodziejczyk przekonuje, że z jego strony nikomu nic nie grozi. - Jaką ja daję gwarancję? Jedyną jaką mam: swoje słowo.