reklama

O nabrzeżu w Ratuszu. Prezydent zdziwiony: To kuriozalna sytuacja

Opublikowano:
Autor:

O nabrzeżu w Ratuszu. Prezydent zdziwiony: To kuriozalna sytuacja - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościW poniedziałek, tuż po zakończonych wyborach, odbyła się nadzwyczajna sesja Rady Miasta Płocka jeszcze w starym składzie. Na dobrą sprawę mówców było dwóch prezentujących odmienne punkty widzenia w sprawie remontu płockiego nabrzeża.

W poniedziałek, tuż po zakończonych wyborach, odbyła się nadzwyczajna sesja Rady Miasta Płocka jeszcze w starym składzie. Na dobrą sprawę mówców było dwóch prezentujących odmienne punkty widzenia w sprawie remontu płockiego nabrzeża.

Pierwszy – Michał Szymajda – był prezesem stowarzyszenia Przystań 624 i miał zostać poproszony tydzień temu o interwencję w tej sprawie przez członków Morki (sam nie jest członkiem klubu), drugi – Andrzej Jodełka – to były prezes Oddziału Żeglarsko-Motorowodnego PTTK Morka Płock, od dwóch lat członek zarządu zajmującego się relacjami między Ratuszem, kierownictwem budowy a społecznością Morki.

Szymajda: - Zebrałem uwagi kolegów w formie prezentacji. Pierwszym zastrzeżeniem, co do postępu prac, jest brak drabinek czy stopni z bulwaru do basenu portowego. Jeśli ktoś wpadnie do wody z bulwaru, łodzi czy pomostu, w jaki sposób będziemy tych ludzi wyciągać? Zazwyczaj wykonuje się betonowe stopnie w pewnej odległości od siebie. Brakuje też polerów, knag, aby mogły cumować łodzie. Zapewne powiecie, że jest jeszcze na to czas, owszem, ale w większości przypadków robi się to tak, że one są wcześniej zalewane w betonie. Natomiast wychodzi na to, że pewnie będą kołkowane, nawiercane otwory. Kołek, klei i tak to będzie mocowane. Jak będą mocowane pomosty do nabrzeża? Przypuszczam, że na kołki rozporowe czy kotwy. A te również powinny być od razu zalane betonem, ponieważ w sytuacji dużej wody czy lodu napierającego te pomosty będą bardzo mocno pracowały.

Jodełka: - Czy pan wie, o czym mówi, co pokazuje na zdjęciach? Mówię to także jako inżynier. Część z tych pokazanych rzeczy nijak się ma do podstawowej wiedzy inżynierskiej. A w imieniu Morki pan zabierał głos…. Znalazła się grupa sfrustrowanych, nie rozumiejących pewnych rzeczy technicznych w obrębie budowy 7-8 kolegów z naszego stowarzyszenia. A jak w każdym społeczeństwie, mają prawo być ludzie sfrustrowani, z innym zdaniem od reszty. Powiem tak, każda dama wybierająca się na bal, biżuterię zakłada na końcu. Jeśli ktoś zaczyna inaczej, pewnie nie jest damą. Budowa jeszcze się nie skończyła. Nie ma potrzeby instalować rzeczy, które jeszcze nie są potrzebne i mogą ulec częściowemu uszkodzeniu lub zniszczeniu. Jako inżynier chciałbym powiedzieć, że klejenie i wykorzystywanie najnowszych technologii w żaden sposób nie umniejsza nośności w zakresie mocowania przyrządów – polerów, knag, drabinek, pomostów. W starych technologiach wierciło się otwory, spawało się do zbrojenia, zalewało betonem. Czy mamy wracać w XXI do czasów króla Ćwieczka?

Szymajda: - Czy slip będzie dwupoziomowy czy jednopoziomowy? Jaki będzie kąt nachylenia? To powinna być lekko opadająca, długa trasa zjazdowa. W tej sytuacji może to być trudne, bo są jeszcze dwa poziomy spacerowe i różnica wysokości między powierzchnią wody a powierzchnią wjazdową będzie dosyć wysoka.

Jodełka: - Nie bardzo rozumiem czym jest slip dwupoziomowy? Slip to pochylona jezdnia zapewniająca spuszczanie i wyciąganie łodzi z wody. Ten slip, który został wykonany, ma zapewnione niezbędne spadki. Cóż by to był za slip, do którego nie dałoby rady dojechać… Już na etapie budowy ul. Rybaki zostały wykonane niezbędne miejsca, w których z ulicy, przez chodnik, będzie zjeżdżało się na plac manewrowy, a z niego dopiero na slip. W tych miejscach obniżono krawężniki. Drożnię zaplanowano, a nawet częściowo wykonano, zanim jeszcze slip wykończono.

Szymajda: - Gdzie kajakarze wyjdą bezpiecznie? Ze slipu będzie to albo niemożliwe, albo bardzo trudne. Brak koncepcji drogi wjazdowej, jak i najazdu na sam slip. Mało miejsca na samochód z przyczepą z bardzo dużym, ciężkim ładunkiem. Na slip musimy najechać tyłem. Nie bardzo sobie wyobrażam, jak tam takim długim zestawem 11 czy 12-metrowym obrócić, okręcić i jeszcze tyłem najechać na slip…

Jodełka: - Mówi pan, że plac manewrowy jest za mały. Przyczepa z łódką i samochód, jako zestaw, średnio mają długość ok. 20 metrów. Przy manewrowaniu często przyczepa i samochód będą jechały innymi torami, aby wykonywać manewry przed najazdem na wąską ścieżkę, czyli slip. Zanim zainteresowaliśmy się slipem, zajęliśmy się problemem dojazdu. Zrobiliśmy w odpowiedniej skali rysunki, aby wybrać najmniej niekorzystne manewry, jakie mogą mieć miejsce, jeśli ktoś nie trafiłby na slip. Wydaje mi się, że problem slipu, placu i dojazdu to tematy wydumane, nie oparte na żadnym doświadczeniu, a już szczególnie na prawdzie.

Szymajda: - Spójrzmy na wysokość chodnika i ściany budynku Morki. Jest tam dość wysoko. Będzie konieczność wykonania dodatkowej izolacji na ścianie, gdyż jest spad gruntu od chodnika w stronę muru.

Jodełka: - Następny problem, wysokie budynki i jezdnia. Zarząd Morki bardzo szczegółowo rozpatrywał każde możliwe zagrożenie w stosunku do naszego terenu, budynku, bezpieczeństwa dla ludzi i sprzętu. Ul. Rybaki została podniesiona o kilka centymetrów w stosunku do niwelety poprzedniej jezdni. To rzeczywiście spowodowałoby, że woda opadowa, gdyby dostawała się w kierunku budynku, mogłaby zalegać. Wychwyciliśmy problem. Odpowiednio zaprojektowano i wykonano odwodnienie, ułożono instalacje.

Szymajda: - W nowoczesnej marinie każda łódka powinna mieć dostęp do prądu, podobnie możliwość zrzucenia fekaliów z łodzi.

Jodełka: - Nieprawdą jest, że nie ma rozprowadzenia mediów na pomosty. Ciąg komunikacyjny już jest wybetonowany. Średnio co 40 metrów są w litym betonie rozdzielnice mediów dla pomostów. To skrzynki hermetyczne. W przypadku wystąpienia powodzi, nie dojdzie do ich zalania. Z kolei fekalia są wynoszone w pojemniku i odprowadza w normalnej toalecie.

Szymajda: - Budowa uniemożliwia działanie statutowe w zakresie wodowania, trzymania łodzi w basenie portowym. W tym roku były absolutnie niemożliwe imprezy rekreacyjne, krajoznawcze. Na szczęście udała się współpraca z innymi klubami. Regaty o Puchar Wrzosu mogły się odbyć. Z racji tego, że przez rok dostęp do Morki był mocno ograniczony, nie przybywa członków w klubie.

Jodełka: - Morka w tym miejscu jest już 55 lat. Jakoś nie pamiętam, by ktokolwiek zarzucił, że nie możemy realizować swoich zadań statutowych. Uczestniczyliśmy w akcji Frombork w latach 60., kajakarze pływali po całej Polsce. Mówiąc w innych miastach o Morce, usłyszy się „to ci spod tego ładnego wzgórza przy Wiśle”. Wyrobiliśmy sobie markę. Jesteśmy stowarzyszeniem PTTK. Organizujemy rejsy. Zarzut, że przez ten port nie będziemy mogli realizować swoich podstawowych zadań jest co najmniej wyssany z palca. Zainteresowanie przyszłym portem jest coraz większe. Dopytują w Zgierzu, Łodzi, Warszawie, bo przejechać przez całą Warszawę z łódką na Zalew Zegrzyński to tyle czasu, co z zachodniej części stolicy dojechać do Płocka. Właśnie w tym martwym okresie powiększyliśmy stan o kolejne 20 osób. Nie wiem, skąd wniosek, że nie mogliśmy prowadzić działalności. Odbywały się cztery walne zebrania, co możemy udokumentować. Rzeczywiście regat nie mogliśmy przeprowadzić w obrębie portu i Wzgórza Tumskiego, ale już nie raz przyjmowaliśmy innych kolegów do siebie. Dlatego teraz myśmy skorzystali z terenu Petrochemii. I z wielką radością nas przyjmowali, bo brać żeglarska kocha się. Z małymi wyjątkami.

Szymajda: - Z powodu wygrodzenia terenu nie było możliwości organizacji spotkań, jak niegdyś z Elżbietą Dzikowską. A były planowane następne spotkania. Niemal cały teren stał się placem budowy.

Jodełka: - Pani Dzikowska była w porcie, bo nasz kolega kupił kiedyś jacht od jej męża. Chciała go zobaczyć. Morka jest wodną wizytówką wodną Płocka. Nie wstydzimy się mieć na burcie nalepki „Miasto Płock”. Rozsławiamy ten nasz kochany Płock na innych wodach.

Szymajda: - Wypożyczanie sprzętu turystycznego, wodnego – także i ta działalność była uniemożliwiona z powodu wygrodzenia terenu.

Jodełka: - Jako stowarzyszenie nie jesteśmy nastawieni na wypożyczanie, tylko na czarter. Przy wypożyczaniu trzeba mieć bazę sprzętu, który trzeba utrzymać, konserwować. Łatwiej wypożyczać jachty na określoną umowę.

Szymajda: - Brak zabezpieczeń przy wpływaniu do portu. Są znaki ograniczające prędkość czy zakaz wytwarzania fali, znak szerokości wejścia, ale nie można odnaleźć innych znaków, jak znak „zakaz cumowania do nabrzeża”. Wpływając do portu nie wiemy, czy to czynny port, czy też plac budowy.

Jodełka: - To nie Ratusz zajmuje się wodą, jako taką. Odpowiadają za to Wody Polskie i Urząd Żeglugi Śródlądowej. Jeśli te dwie instytucje nie zadziałały, to trudno mieć pretensje do mnie i prezydenta miasta. Warto przed postawieniem zarzutu przeczytać akty prawne.

Szymajda: - Wejście do portu jest poszerzone, ale nadal zachodzi obawa, że przy silnych wiatrach  łodzie będą spychane czy wciągane na molo. Brakuje zabezpieczeń.

Jodełka: - Nie będziemy cumować do mola, tylko do pomostu. Zresztą nasze pomosty mają określone zabezpieczenia, sposoby mocowania jachtu, aby nie doszło do szkód.

Szymajda: - Do basenu portowego napływają śmieci niesione z nurtem rzeki, co powoduje, że łodzie będą co jakiś czas stały w śmieciach i ktoś musi czyścić basen portowy.

Jodełka: - Nie ma w Polsce portu, do którego by nie trafiały śmieci nagnane przez wiatr czy prąd. Jeśli można, ustawiamy silniki tak, by siłą pracy śruby wypchnąć wodę z zanieczyszczeniami. A jak nie, to śmieci wyciągamy podbierakiem.

Szymajda: - Urząd miasta napisał ogłoszenie w sprawie organizacji całego portu. Zwraca się do podmiotów zainteresowanych o „podpięcie swoich pomostów do wybudowanego nabrzeża”. Czy to znaczy, że każdy pomost będzie miał innego właściciela? Kto będzie odpowiedzialny za każdy z pomostów? Czy będzie wspólny kapitanat portu administrujący całą mariną?

Jodełka: - Urząd Miasta Płocka nie robi tego tylko i wyłącznie dla Morki. My z całości nabrzeża, które ma ponad 200 metrów, będziemy dzierżawić ledwo 100-120 m. Drugie tyle jest dla każdego innego członka naszego miasta, który chciałby w sposób zorganizowany korzystać z dobrodziejstw Wisły. Żeby nie było fałszywego poglądu, że to tylko dla tej Morki. To szorstka, męska przyjaźń, za którą stoją liczne pisma i dokumenty regulujące pewne sprawy naszego pobytu nad wodą.

Szymajda: - Czy przygotowując projekt nabrzeża i portu konsultowano go ze środowiskiem wodniackim? Dla kogo jest ta marina, tylko dla członków Morki, mieszkańców, gości? Tu chyba należało zacząć od pytań o potrzeby i oczekiwania wodniaków, dostosowując do tego projekt. Mam wrażenie, że takich konsultacji nie było. Czy będzie posterunek policji, WOPR-u? Gdzie te łodzie będą mogły stać?

Jodełka: - Od 2005 r. byłem prezesem Morki. Wtedy ukazała się myśl stworzenia portu z prawdziwego zdarzenia. Poprzednia ekipa rozpoczynała właśnie budowę mola pod nazwą budowa portu. Dla nas było to troszeczkę dziwne, że zaczyna się od mola, a nie od portu. Z perspektywy czasu myśmy się już od tego mola przyzwyczaili, aczkolwiek trochę nas ogranicza. Z poprzednią ekipą rządzącą to myśmy spotykali się przed sądem, przez Urząd Nadzoru Budowlanego powstrzymywaliśmy tamtą budowę. A z aktualną ekipą wymieniamy masę pism i odbywamy robocze spotkania na miejscu i w urzędzie. Przewidzieliśmy ze swojej puli miejsc miejsca dla policji, która u nas cumuje od 10 lat, przynajmniej jedno stanowisko po tej stronie Wisły dla WOPR-u. Składaliśmy ofertę na przycumowanie karetki, ale odstąpiliśmy od tego, bo ma już przygotowaną medyczną bazę na Radziwiu.

Szymajda: - Zmniejszono teren. Czy nadal będzie można trzymać łodzie na brzegu?

Jodełka: - Za to cośmy oddali na budowę ciągu komunikacyjnego – na zasadzie dzierżawy – dostaliśmy taką samą powierzchnię w kierunku plaży. Nie widzimy problemu, by nie starczyło miejsca dla łodzi, które będą przybywać.

Prezydent dziękował członkom Morki za lata współpracy. - Czasem były to niełatwe, szorstkie męskie rozmowy, padały różne argumenty i propozycje. Wraz z wiceprezydentem Terebusem wiedzieliśmy – w przeciwieństwie do niektórych osób z przeszłości – że Morka będzie dla nas partnerem. Pierwsze rozmowy okazały się trudne. Potrzebna była otwartość, zaufanie, gotowość do współpracy, rozwiązywania często skomplikowanych wyzwań napotkanych w trakcie realizacji. Każde spotkanie przybliżało do kompromisu, a teraz dochodzi do kuriozalnej sytuacji. W pewnym momencie przychodzi ktoś, kto nie jest członkiem ani klubu, ani stowarzyszenia, i wypowiada się w imieniu stowarzyszenia, chociaż podczas rozmów go nie było. Jestem zdziwiony. To skomplikowana i trudna inwestycja, pojawiało się wiele trudnych pytań i mogą być kolejne. Nabrzeże ma być z jednej strony powodem do dumy, z drugiej ma być funkcjonalne. Na pewno w przyszłym sezonie tak się stanie – po czym zapytał Szymajdę czy wie, kto wygrał regaty o Puchar Wrzosu. - Pan nawet nie wie. Tego dnia nie było wiatru. Losowaliśmy zwycięzcę. Przykro mi to powiedzieć, ale cała reszta tego, co pan opowiadał, jest tak osadzona w prawdzie, jak ta pana niewiedza na temat regat.

Do całej dyskusji ustosunkował się wiceprezydent Jacek Terebus: - Wspólnie ustalaliśmy, jak ma wyglądać slip, droga manewrowa, poszczególne elementy wyposażenia portu. Szerokie zapytanie było dlatego, aby zaprosić wszystkie środowiska wodniackie do stacjonowania przy tym nabrzeżu. Slip będzie dostępny dla każdego, kto zechce swoją łódź zeslipować. Jeśli oczywiście będzie w stanie, bo nie takie łatwe, aby cofnąć tak długim składem.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo