Najwięcej problemów przedsiębiorcy, którzy chcą sprzedawać alkohol, mają z uzyskaniem pozwolenia. Zbyt długo na swoją opinię każą czekać m.in. radni osiedlowi.
Jak wiadomo, sklepikarz, który na przykład chce w swoim spożywczym sprzedawać alkohol, albo właściciel knajpki, który nosi się z zamiarem otworzenia lokalu, w którym będzie serwowany alkohol, nie może zrobić tego ot tak sobie. Musi spełnić kilka warunków. Nie może choćby sprzedawać trunków w odległości bliżej niż 50 m od m.in. szkół, kościołów, placów zabaw. Nieraz słyszało się, jak przedsiębiorcy kombinują, by ominąć zakaz, jeśli od sklepu do najbliższej szkoły jest np. 48 m, budują podjazdy wydłużające tę odległość itp.
Ale - jak pokazuje doświadczenie, zdarza się też inaczej - przedsiębiorca jest uczciwy, w promieniu kilometra nie ma ani miejsca kultu ani żadnej szkoły, ale nie może się doczekać opinii rady osiedla lub zarządu osiedla.
A bez tej ani rusz. Już 12 lat temu postanowiono, że zasięgnięcie takiej opinii jest warunkiem wydania zezwolenia na prowadzenie sprzedaży napojów alkoholowych, zarówno przeznaczonych do spożycia poza miejscem sprzedaży, jak i w tym miejscu.
Teraz Ratusz postanowił pójść na rękę przedsiębiorcom i właścicielom barów czy pubów i rajcy nie będą mogli już zwlekać na świętego nigdy. Jak czytamy w projekcie uchwały, nad którą ma pochylić się rada miasta podczas najbliższej sierpniowej sesji, radni osiedlowi będą mieli 30 dni na wydanie swojej opinii. Jeśli przez miesiąc od chwili złożenia wniosku przez przedsiębiorcę nie wypowiedzą się w tej kwestii, ich milczenie będzie równoznaczne z wyrażeniem pozytywnej opinii. Ostatecznie o tym, czy ta zmiana wejdzie w życie, zadecydują radni miejscy.
