Trwa kolejny Jarmark Tumski, tym razem organizowany bez udziału Stowarzyszenia Przyjaciół Muzeum Mazowieckiego. Jak imprezę na Tumskiej ocenia Paweł Mieszkowicz, prezes stowarzyszenia nazywany „ojcem Jarmarku”?
Jak wiadomo, miastu i członkom stowarzyszenia nie udało się dojść do porozumienia w sprawie Jarmarku Tumskiego i ci ostatni wycofali się z jej organizowania. Miasto m.in. z Płockim Ośrodkiem Kultury i Sztuki i Muzeum Mazowieckim zawzięło się i postanowiło i tak zrobić Jarmark. Z jakim skutkiem?
Na oceny płocczan przyjdzie pora, my zapytaliśmy o pierwsze wrażenia Pawła Mieszkowicza, który już od rana przechadzał się po Tumskiej i Starym Rynku pomiędzy straganami. Wielu wystawców, nie wiedząc o całej awanturze w tej sprawie, zaczepiało go zresztą, witając się przyjaźnie, albo zasypując pytaniami organizacyjnymi.
Jak ojciec Jarmarku ocenia imprezę na Tumskiej zrobioną bez swojego udziału? - Cóż, trudno oczekiwać ode mnie bezstronności, bo jestem po drugiej stronie barykady, nie wiem tylko, czy to ja stoję tam, gdzie stało ZOMO, czy oni - zastrzega z typową dla siebie swadą. Potem punktuje bezlitośnie: - Moja ocena, a także opinia, którą słyszałem od wystawców, jest jednoznaczna: tegoroczny Jarmark to nieudolna podróbka naszej imprezy.
Zdaniem Pawła Mieszkowicza, już liczby mówią same za siebie. - Przez dwa ostatnie lata na Tumskiej swoje stoiska miało ponad 700 wystawców, w tym 240 kolekcjonerów dwa lata temu i 230 rok temu - wymienia prezes SPMM. - A teraz cytując „Kurier Tumski” jest ponad 300 wystawców na 400 kramach, a wśród nich tylko 70 kolekcjonerów. I to mimo olbrzymiej promocji. To dewaluacja Jarmarku, skoro się skurczył dwukrotnie, a kolekcjonerów jest trzy razy mniej.
„Miernym naśladownictwem” jest też według niego „Kurier Tumski”, który zastąpił „Express Tumski”, czyli gazetę Jarmarku. - Są tam cztery artykuły , w tym prezydenta Andrzeja Nowakowskiego, poważny artykuł Tomasza Kordali o handlu w Płocku i na koniec Leonarda Sobieraja o historii Jarmarku. To słaba podróbka - ocenia.
Wytyka też błędy organizacyjne, na które mieli skarżyć się niektórzy wystawcy. - Nam też się zdarzały wpadki, gdy robiliśmy Jarmark po raz pierwszy, ale chyba nie tyle - ocenia. - Niektórzy zgłaszali się do mnie z prośbą o pomoc, gdy mogłem, to pomogłem. Pytali też o mojego wnuka Janka, który co roku roznosił „Express Tumski”. „W tym roku nie ma Janka ani jego dziadka” - odpowiadałem. Nie zauważyłem też żadnych wydawnictw, starych pocztówek, zapałek.
Czy ma jakieś pozytywne odczucia? - Myślę, że punktu widzenia płocczan sprawa wygląda tak: mieszkańcy chcieli Jarmark i go dostali, a to, że jest on mało udaną kontynuacją czyichś pomysłów, może im w ogóle nie przeszkadzać - mówi Paweł Mieszkowicz. - Myślę, że ten Jarmark przygotowywano bez serca i to widać.
Czytaj też:
A także: