reklama

Małe miasto zachowało się bohatersko

Opublikowano:
Autor:

Małe miasto zachowało się bohatersko - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości- Małe miasto zachowało się bohatersko - twierdzili uczestnicy protestu z Czerwca 1976 roku. Niektórzy nie ukrywali żalu do rządzących w PRL-u. - Czas rozliczyć tamtych gangsterów politycznych w mundurach, pozbawić ich przywilejów. Dać im 1200 zł, aby pożyli, jak ich ofiary.

- Małe miasto zachowało się bohatersko - twierdzili uczestnicy protestu z Czerwca 1976 roku. Niektórzy nie ukrywali żalu do rządzących w PRL-u. - Czas rozliczyć tamtych gangsterów politycznych w mundurach, pozbawić ich przywilejów. Dać im 1200 zł, aby pożyli, jak ich ofiary.

W Ratuszu w południe rozpoczęły się zorganizowane przez płocką "Solidarność" obchody 40. rocznicy wydarzeń z Czerwca 1976 roku, kiedy ludzie wystąpili przeciwko zapowiadanym przez władzę podwyżkom. Na początek odbyła się konferencja naukowa i otarcie okolicznościowej wystawy „Czerwiec 1976 Radom-Ursus-Płock”, w sobotę planowane jest odsłonięcie tablicy pamiątkowej przy obecnej siedzibie Książnicy Płockiej (dawniej mieściła się tam siedziba Komitetu Wojewódzkiego PZPR), inscenizacja i koncerty. Ostatniego dnia dalsze uroczystości rozpocznie przemarsz spod Stanisławówki na mszę polową na Starym Rynku. W niedzielę przyjadą do Płocka prezydent Polski, Andrzej Duda i przewodniczący NSZZ „Solidarność” Piotr Duda. Zwłaszcza obecność tego pierwszego gościa w czasie obchodów mocno akcentowano w trakcie piątkowego panelu z udziałem Zofii Romaszewskiej, prof. Jerzego Ejslera, Jacka Pawłowicza, prezydenta Płocka Andrzeja Nowakowskiego i uczestników tamtych wydarzeń.

Pierwszy przemawiał prezydent Płocka. - Wydarzenia z czerwca 1976 roku, poprzedzone innymi protestami grup robotniczych i studentów na terenie kraju, przyczyniły się nie tylko do stworzenia „Solidarności”. Powstał potężny ruch skierowany przeciwko komunistycznej władzy. Ci ludzie mieli świadomość, że powinni uczynić to razem, solidarnie. Wykazali się olbrzymią odwagą. Ich wspomnienia nie pozostawiają złudzeń. Wiedzieli, że komunistyczna władza strzela do robotników. W Płocku nie rzucano kamieniami. Ciskano w gmach komitetu drobnymi monetami, aby pokazać, że nie są żadnymi awanturnikami. Później próbowano ich za to wymazać z historii. Ludzie z rządzącej partii nie mogli przecież przyjechać na dożynki do miasta pełnego warchołów. Jednak o płockich protestach wspomina się rzadziej niż o tych w Radomiu czy w Ursusie – powiedział prezydent. - Ci, którym już wówczas się powodziło, dziś są beneficjentami obecnego systemu. Nadzieja pozostała w tych, którzy już ją mieli w tamtym okresie.

Dla dyrektora Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL, Jacka Pawłowicza był to szczególny dzień. Wspominał otwarcie wystawy poświęconej tym samym wydarzeniom 15 lat temu. - Tamta była inna, z wykorzystaniem drewna. Po prostu ciężka. Wówczas zaczynałem pracę w Instytucie Pamięci Narodowej, kończę ją także wystawą i konferencją naukową na ten temat. Jest z nami Zofia Romaszewska, współtwórczyni Biura Interwencyjnego Komitetu Samoobrony Społecznej Komitetu Obrony Robotników i Radia „Solidarność”, niosła pomoc osobom represjonowanym po wydarzeniach z Czerwca 1976 roku. Jestem jedną z tych osób, którym pomogła. Niestety nie wszyscy już są z nami. Brakuje Dariusza Stolarskiego.

Bez lukru

Na uroczystość zaproszono prof. Jerzego Ejslera z IPN. Skupił się na stereotypach towarzyszących czerwcowym wydarzeniom, które powielają nawet „jego koledzy w swoich monografiach naukowych”. - Pierwszy jest szczególnie bolesny, ponieważ nie stworzyła go żadna władza. Sami sobie go zafundowaliśmy – chodziło mu o rozpowszechnione przekonanie, że po 1968 roku studenci już nie protestowali. - Skoro tłukli ich pałkami, to chyba trudno uznać, że popierali władzę – mówił. - Liderem w takim stereotypowym przekazie jest Andrzej Wajda, ale to w końcu artysta. W scenie traktującej o wydarzeniach z grudnia 1970 roku pokazywał studentów zamykających okna w akademiku. Studenci mieli być tymi, którzy nie przyłączają się do robotniczego buntu. Nie da się jednak pisać trochę prawdy i trochę nieprawdy, licząc na to, że ostatecznie wyjdzie z tego prawda. W 1980 roku nie grano w kółko graniaste. Tworzenie Solidarności przedstawia się tak, jakby wszyscy przy tym trzymali się za rączki.

Kolejny mit według profesora: - Polska nie była państwem komunistycznym, jak się często powtarza. Znajdowała się pod rządami komunistycznymi. Gdyby było inaczej, nie skończyłoby się na internowaniu prymasa Stefana Wyszyńskiego w 1953 roku. Zostałby zabity. Ponadto czegoś, czego nie zbudowano, nie można obalić. Może ktoś powie, że się czepiam, ale przedstawiajmy historię bez lukru.

I wreszcie ostatni mit dotyczył Edwarda Gierka. Ejsler krytykował fakt, że tak dużo obiektów, placów i ulic nosi imię byłego I sekretarza KC PZPR. - Jakby był jakimś bohaterem – kontynuował historyk. Wspomniał o sentymentach wobec lat 70., co wytłumaczył efektem młodości, pierwszych miłości i doświadczeń. - Ludzie chcą ten ważny dla siebie czas obronić i także dlatego tak powszechnie idealizuje się lata rządów Gierka. Spośród pozostałych sekretarzy też bym wybrał właśnie jego. Średnio atrakcyjna kobieta na tle brzydszych przez mężczyzn jest adorowana, w grupie pięknych aktorek ta sama będzie pomijana. Ludzie kojarzą z latami 70. Coca Colę, czekoladę, papierosy Marlboro. Byli tacy, którzy to mieli.

Dalej wolał odnieść się do hipotezy, na którą, jak dodał, nie ma twardych dowodów, a jedynie są świadectwa w związku z wizytą sekretarza generalnego KPZR, Nikity Chruszczowa w Warszawie. - Zaraz po przylocie zaczął sztorcować Edwarda Ochaba za próbę usunięcia w cień symbolu polsko-radzieckiej przyjaźni – a dodajmy, że tymi symbolami miały być konkretne osoby, w tym Konstanty Rokossowski, Zenon Nowak czy Franciszek Jóżwiak. Ejsler wspomniał o odnalezionym protokole z tej samej rozmowy, w którym padają identyczne nazwiska i jeszcze jedno, Edwarda Gierka, który od pół roku pełnił funkcję sekretarza komitetu wojewódzkiego PZPR w Katowicach. - Chruszczow mógł o nim w ogóle nie słyszeć, więc zacząłem zastanawiać się, o co tu chodzi. Gierek przebywał po drugiej wojnie światowej w Belgii, a tam do rządów dostali się wówczas komuniści. Wrażenie na emisariuszach z Moskwy zrobił szczególnie jeden. Po powrocie do kraju, zwykły górnik otrzymuje od razu w Katowicach kierownicze stanowisko. Nie znam drugiego takiego przypadku. Moim zdaniem Gierek był człowiekiem Moskwy, a ludzie jego imieniem nazywają place i ulice... Chciałoby się powiedzieć, że Czerwiec 1976 roku oznaczał przełomem w historii, ale jak sobie pomyślę, że za Gierka były ścieżki zdrowia, katowano zatrzymanych, to wtedy myślę, że do żadnego przełomu nie doszło.

Po tak długim przemówieniu Zofia Romaszewska swoje skróciła do minimum. - Po prostu w razie potrzeby załatwiało się adwokata. Z wizyty w Radomiu pamiętam biedę i represje. Nawet nie sądziłam, że pomoc będzie tak bardzo potrzebna. Darek Stolarski udowadniał, że nie można godzić się na rzeczywistość, której się nie akceptuje. Apeluję, pomagajmy sobie wzajemnie. Dzięki temu wciąż tu jesteśmy i żyjemy.

Nie czuję się bohaterem

Swoją opowieścią podzielił się Henryk Ruszczak. - Nie czuję się żadnym bohaterem tamtych czasów. Byliśmy młodzi. Po wyjściu z Mazowieckich Zakładów Rafineryjnych i Petrochemicznych (czyli z obecnego Orlenu) baliśmy się, że mogą nas spróbować zatrzymać. Jednak przeszliśmy. Wszystko było spontaniczne. Jeśli się w sercu nie czuje potrzeby, to strach potęguje. Aby iść dalej musi w człowieku tkwić odwaga wewnętrzna. Ludzie otwierali balkony, pozdrawiali nas. Nasza grupa skręciła w ul. Kobylińskiego, dalej skierowała się w ulicę Tumską. Pamiętam, jak mijaliśmy potwornie długą kolejkę w mięsnym. Niektórzy wychodzili, przyłączali się. Padło hasło „Chodźcie z nami, dziś nie biją”. Pod komitetem utworzyliśmy czworobok. Kto miał jakieś drobne pieniądze, to sypał. Zaraz młodzi Cyganie zaczęli te monety zbierać – wspominał. Później wrócił do domu, do rodziny. Miał szczęście, że jego szef nie rozpoznał go na zdjęciu z protestu. Przypuszcza, że celowo. - Wiedział bardzo dużo. Stały u nas wielkie szafy, trzymaliśmy w nich bibułę do kolportażu na terenie zakładu – chodziło o nielegalną prasę i ulotki. - Komunisty nie wypada chwalić, ale sądzę, że to jemu zawdzięczam brak późniejszych represji.

Przedstawił się, jako doktor Jarosław Kaczyński

Kolejne wspomnienia należały do Konrada Łykowskiego. To on przypomniał o akcji z organizowaniem pomocy prawnej dla osób represjonowanych. - Przyjechał wtedy do Płocka autobusem na spotkanie młody człowiek, który przedstawił się jako Jarosław Kaczyński. Właśnie obronił pracę doktorską. Powiedział, że zjawił się z polecenia państwa Romaszewskich. Miał ze sobą trochę pieniądzy, pomagał pisać wnioski do sądu. Płock był wtedy małym miastem, które miało wielkich bohaterów. Część z nich szła w pochodzie tylko kawałek, ale łącznie to było kilka tysięcy osób. Małe miasto zachowało się bardzo godnie. Oby godnie dokończyło rozpoczęte uroczystości.

Jacek Pawłowicz przywołał opowieść Jana Józefa Lipskiego. - Uczestniczył w spotkaniu z osobami represjonowanymi. Podawali się za nich również funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Lipski padł ofiarą takiego oszusta, który próbował rozeznać się, jaką wiedzą dysponuje Komitet Obrony Robotników.

Następny uczestnik zapamiętał wyjątkowo napiętą atmosferę pod siedzibą komitetu. - Szły z nami osoby starsze, matki z dziećmi, łącznie dwa, może trzy tysiące osób. Śpiewano Rotę, niektórzy wykrzykiwali, aby wysłać samolot po Edwarda Gierka – przypominał Jerzy Kucharski. - Kiedy sekretarz wyszedł na balkon, niezadowolenie u ludzi było tak duże, że nie dało się usłyszeć, co mówił. Ludzie krzyczeli "Ch...z Gierkiem", "Chcemy chleba, nie podwyżek". Część z osób wdarła się do budynku. Później poszliśmy na teren Fabryki Maszyn Żniwnych, aby pracownicy przyłączyli się do protestu. Wyszło tylko kilka osób, inni podrzucali ich do góry. Ci, którzy zostali w środku, już wiedzieli, że władza wycofała się z zapowiadanych podwyżek.

Wśród tych, którzy protestowali, znalazł się Stefan Boczek. Mając 23 lata pracował w Fabryce Maszyn Żniwnych. Prostował, że pracownicy FMŻ, tyle że z innej zmiany, także uczestniczyli w marszu. - Niepokoiłem się o to, co będzie dalej. Miałem zamówione wesele w restauracji. Gdyby te podwyżki weszły, wesele mogłoby nie dojść do skutku. Nie byłoby mnie stać na taki wydatek. Tamtego dnia poczułem, jak wielką siłę ma społeczeństwo, kiedy się zjednoczy - mówił. Wciąż działa w Solidarności.

Uhonorowano SB-eków

Henryka Kamińskiego zwolniono z Naftoremontu. - Nawet nie mogłem rozliczyć się z narzędzi, chociaż przepracowałem w zakładzie siedem lat. Mam cztery lata wyjęte ze stażu pracy – ubolewał. - Zostałem z wilczym biletem. Żona była w ciąży, mieszkaliśmy na stancji. A dziś to oprawcy mają się lepiej niż bohaterowie. Po tym wszystkim uhonorowano SB-eków...

Czytaj też:

Więcej zdjęć w galerii:

Fot. Karolina Burzyńska/Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE