Czy Reggaeland odrodzi się w jakiejś formie na plaży nad Wisłą? A może wykreowana marka zostanie zapomniana? W tym temacie jeszcze nic nie jest przesądzone. W poniedziałek do radnych przyszedł Marcin Szczepański. Miał pomysł i dwie prośby, jedną o patronat miasta nad wydarzeniem, które organizuje oraz drugą o częściowe wsparcie finansowe.
Ogłoszony przez Płocki Ośrodek Kultury i Sztuki brak Reggaelandu w festiwalowym kalendarzu miał swoje reperkusje. Zaczęło się od inicjatywy zmierzającej do ratowania festiwalu przez grupę młodych ludzi, którzy najpierw spotkali się z radnymi, następnie z dyrektorem Płockiego Ośrodka Kultury i Sztuki. Dyrektor Radosław Malinowski podszedł do sprawy konkretnie, poprosił o gotową ofertę, takiej jednak nie było. Wszystko opierało się na luźnym pomyśle wskrzeszenia tego, co od jedenastu lat przyciągało na płocką plażę w pierwszej połowie lipca. Tu jednak nie wystarczy sam zarys koncepcji, potrzebne są konkrety, fundusze od miasta, ewentualnie sponsorzy, no i argumenty, które przekonałyby radnych i prezydenta do znalezienia środków finansowych w dopiętym już dawno budżecie.
Czasu na przygotowanie oferty było niewiele, dlatego w całą sprawę zaangażowano osoby z Akademickiego Stowarzyszenia Ambitni w Działaniu, którzy mieli przygotować i złożyć ofertę, jeśli ostatecznie byliby chętni do przygotowania imprezy dla fanów reggae. W trakcie rozmów padła propozycja, czy nie byłoby możliwości zorganizowania koncertu w oparciu o infrastrukturę WakeParku, stąd obecność na poniedziałkowej komisji kultury, sportu i turystki w ratuszu Marcina Szczepańskiego. Wszyscy, którzy dotychczas angażowali się we wznowienie Reggaelandu, mieliby teraz działać wspólnie.
- Jestem głosem stowarzyszenia, które postanowiło podjąć się zorganizowania tegorocznej edycji Reggaelandu 8 i 9 lipca – mówił Szczepański. - Impreza będzie o podobnym charakterze, jeśli chodzi o wielkość, lecz z dużo niższym budżetem. Miałaby nazwę Wake Up Reggae, nawiązując zarówno do miejsca, jak i do wydarzenia, która odbywało się przez kilkanaście lat. Tym razem byłby to teren WakeParku i okolic.
Zaproponował miastu partnerstwo. Koszty oszacował na około 220 tys. zł, a więc nawet na jedną trzecią dotychczasowych wydatków na organizację festiwalu. Miało miałoby zapewnić 40 proc. wskazanej przez niego kwoty, aby opłacić artystów, ich nocleg i wyżywienie. Twierdził też, że resztę zapewni stowarzyszenie i pozyskani sponsorzy. Argumenty, którymi próbował przekonać radnych, były typowe: wskrzeszenie „kultowej” imprezy, zgłoszenia od osób deklarujących współpracę w organizacji i dotychczasowe doświadczenie przy tworzeniu imprez (dawał przykład festiwalu kolorów, zawodów wakeboardowych, dwa lata temu zaproszono wakeboardzistów do wykorzystania desek ledowych na terenie płockiego Wake Parku). - W planach mamy również zrobienie festiwalu sportów ekstremalnych – opowiadał.
Nie ukrywał jednak, że bez wsparcia miasta nie są w stanie zrobić tak dużej imprezy. - Sądzę, że jeśli się sprawdzi, środki i zaangażowanie miasta pozostaną na tym samym poziomie.
Radny Wojciech Hetkowski powiedział mu, że z pewnością ta impreza może obejść się bez udziału radnych.
- Będzie gorzej, jeśli zabraknie uczestników – tu nawiązał do bardzo niskiej frekwencji w 2016 roku.
Zgodził się z nim Szczepański. - Frekwencja spadała, za to był bardzo duży problem związany z promocją i budżetem. Przy kwotach, jakie przeznaczano, mógłbym zrobić cztery takie festiwale dla 4-6 tys. osób. Przede wszystkim uważam, że nie jest to impreza dla konkretnej grupy, jak Audioriver czy Polish Hip-Hop TV Festival, tylko dla każdego. A tak marka, na którą wyłożono przez wiele lat ogromne pieniądze, pójdzie w zapomnienie.
Obecny na sali mieszkaniec Paweł Stefański stwierdził, że miasto nie powinno dotować imprez komercyjnych. Szczepański przekonywał, że impreza nie byłaby biletowana.
- Jako komisja zgodziliśmy się już, że kwoty, które miasto przeznaczało na Reggaeland były nieadekwatne w stosunku do tego, co otrzymywało – podkreślał przewodniczący komisji, Michał Sosnowski wskazując na wartość promocyjną czy późniejszą frekwencję. - Festiwal był przeszacowany. Obiecaliśmy jednak, że jeśli ktoś przyjdzie do nas z propozycją, to się nad nią zastanowimy. Dlatego sądzę, że powinien pan spotkać się w tej sprawie z wiceprezydentem Romanem Siemiątkowskim. Pokazać prezentację i przedstawić dokładne wyliczenia. Ewentualnie może pan przyjść na sesję 30 maja, abyśmy mogli tę prezentację zobaczyć i jakoś się do niej odnieść.
Już po komisji Szczepański dodawał, że rozmowy na temat organizacji już trwają. - My już działamy, ten festiwal i tak się odbędzie. Im więcej pieniędzy dostaniemy od partnerów i sponsorów, tym lepszych artystów ściągniemy. Jeśli nawet miasto nie weźmie w tym udziału, zrobimy imprezę na mniejszą skalę. Chciałbym zaprosić do udziału 20 polskich wykonawców, z przynajmniej dwiema większymi gwiazdami, które zagrają na dwóch scenach, jednak na WakeParku i drugiej bliżej Wisły. Pierwsza sceneria będzie typowo plażowa, druga to tzw. jungle party, oprócz tego konieczne są punkty gastronomiczne i pole namiotowe, przenośne toalety, tak jak przy typowym festiwalu.
Szczepański wierzy, że muzyka reggae, wbrew niektórym twierdzeniom, wcale nie jest w odwrocie. - Wystarczy przejść się po ulicy i rozejrzeć, ile osób ma dredy i ubiera się kolorowo. Powodzenie imprezy to kwestia dobrego doboru artystów. A reggae zawsze było w niszy.
Fot. Karolina Burzyńska / Portal Płock