reklama

Ludowo-globalny Chopin w Opactwie [FOTO]

Opublikowano:
Autor:

Ludowo-globalny Chopin w Opactwie [FOTO] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościOwacją na stojąco zakończył się spektakl „Obłoczni, czyli sen Chopina”. Publiczność doceniła nie tylko genialną grę dwóch wielkich aktorów, ale również niezwykły kunszt towarzyszących im muzyków.

Owacją na stojąco zakończył się spektakl „Obłoczni, czyli sen Chopina”. Publiczność doceniła nie tylko genialną grę dwóch wielkich aktorów, ale również niezwykły kunszt towarzyszących im muzyków.

Każdy, kto obejrzy „Obłocznych, czyli sen Chopina”, przyzna, że spektakl ten ma strukturę niezwykłą. Jednocześnie każdy będzie miał prawo wyrazić swoją opinię na temat owej niezwykłości. Bo dzieło Grzegorza Walczaka wykracza daleko poza sztampowość scenicznych kreacji.

„Obłoczni” to nie dramat, ale i nie komedia. To raczej coś z pogranicza biograficznej dokumentalistyki i fantasy. Fakty z życia kompozytora i jego powiernika, kopisty, wydawcy, a jednocześnie jednego z najbardziej oddanych przyjaciół Juliana Fontany widzowie poznają dzięki listom odkrytym niedawno przez Magdę Oliferko. Fontana korespondował między innymi ze Stanisławem Egbertem Koźmianem i wicehrabiną Kornelią de Verny. Epistolografia Chopina wykorzystana w spektaklu jest dużo bardziej obszerna.

Odkryte i wydane niedawno listy obu kompozytorów stały się dla Grzegorza Walczaka pretekstem do pokazania niezwykłej, chwilami wręcz kontrowersyjnej przyjaźni dwóch kompozytorów, z których jeden cieszył się w pełni zasłużoną sławą, drugi zaś pozostawał głęboko w jego cieniu.

Dialogi dwojga przyjaciół nie są jednak w pełni realne. Dzięki zastosowaniu konwencji fantasy obaj przemieszczają się nie tylko w przestrzeni, ale również w czasie. Słyszymy dzięki temu, jak Fontana rozmawia z Chopinem o XXI-wiecznym krytyku, który zarzuca naszemu największemu kompozytorowi, że był tak wielką indywidualnością, że po jego śmierci nie znalazł się żaden artysta mogący kontynuować jego dzieło.

W jednej z najbardziej przejmujących scen Fryderyk Chopin wraz Julianem Fontaną obserwuje swój własny pogrzeb. W innej odsądza go niemal od czci i wiary, zarzucając publikowanie jego dzieł bez zachowania właściwej im chronologii. Bohaterowie spektaklu co jakiś czas kłócą się, by chwilę później padać sobie w objęcia. Widać jednak, że są na siebie skazani i żyć bez siebie nie mogą.

Rolę Fryderyka Chopina brawurowo zagrał Olgierd Łukaszewicz. Daleko mu w tej kreacji do lalusiowatego Albercika z „Seksmisji”. Ale wcale nie bliżej do niezłomnego generała Emila Fieldorfa Nila z „Generała Nila”. Jest z krwi i kości Fryderykiem Chopinem – artystą genialnym, ale wielokrotnie targanym wątpliwościami dotyczącymi jakości swoich dzieł. Zarzucającym sobie, że tworzy utwory, opierając je na zbyt prostym, ale jednocześnie chwytliwym metrum. Nie ukrywającym fascynacji silnymi kobietami z jakimi miewał do czynienia, ale jednocześnie niezwykle wysoko stawiającym sobie typowo męską przyjaźń, jaka łączyła go z Julianem Fontaną.

Powiernikiem wielkiego Fryderyka jest w spektaklu Henryk Talar – aktor, który doskonale sprawdza się w dramatach pisarzy rosyjskich Fiodora Dostojewskiego i Michaiła Bułchakowa. Ale równie dobrze czuje się w mrocznych rolach, w których trzeba wydobyć na wierzch najciemniejsze strony ludzkiej osobowości. Oglądając „Obłocznych” nie można oprzeć się wrażeniu, że w tym właśnie kierunku skłania się kreacja Henryka Talara. Jego Julian Fontana na pewno nie jest krystalicznie czystą postacią. Wierny Chopinowi, jednak w niektórych ze swoich listów (cytowanych w spektaklu) wyraźnie daje do zrozumienia, że przyjaźń z wielkim kompozytorem mocno daje mu się we znaki. Chociażby dlatego, że sam wymagając od siebie bardzo dużo, Fryderyk uważał Fontanę za muzyczną miernotę.

Dwie wielkie sceniczne osobowości, chociaż wybijają się na pierwszy plan, pozostawiają jeszcze wolne miejsce w przestrzeni muzycznej. W niej zaś króluje Maria Pomianowska, która wspólnie ze swoimi muzykami prezentuje muzykę Fryderyka Chopina w sposób absolutnie niezwykły. Grająca na fortepianie Ewa Beata Ossowska muzykę Fryderyka Chopina wykonuje tak, jak czyni się to w wielkich salach koncertowych.

Maria Pomianowska gra na fideli płockiej, suce biłgorajskiej, sarangach, kamanczach, gadułce, er hu, morin-hurze, wspaku. Gwidon Cybulski używa między innymi balafonu, bębnów, cymbałów i didgeridoo. Obydwoje udowadniają, że muzyka naszego największego kompozytora brzmi równie dobrze na klasycznym fortepianie, co na instrumentach ludowych. Nie tylko z Polski, ale również z Afryki, Azji, Australii i Ameryki. W ten właśnie sposób muzyka Chopina była jednocześnie ludowa (bo grana na instrumentach etnicznych), co i globalna (bo instrumenty pochodziły z krajów całego świata).

Publiczność, która zgromadziła się w sali barokowej Muzeum Diecezjalnego, doceniła w równym stopniu aktorski kunszt Olgierda Łukaszewicza oraz Henryka Talara, jak i muzyczną maestrię Marii Pomianowskiej i ich muzyków. Nic dziwnego, że artyści zostali nagrodzeni owacją na stojąco, za które muzycy odwdzięczyli się bisem.

Fot. Tomasz Paszkiewicz/Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE