Niedługo trwała cisza w sprawie pożarów w Borowiczkach - wczoraj kolejny raz strażacy musieli interweniować na tym terenie.
Cały czas chodzi o teren na skraju miasta i gminy Słupno - większe i mniejsze pożary wybuchają od około miesiąca w różnych miejscach Borowiczek i pobliskich Borowiczek-Pieniek. Część z nich to niewielkie pożary, które dzięki czujności okolicznych mieszkańców zatroskanych o swoje domy, szybko udało się ugasić. Ale plagę zapoczątkowały dwa spore pożary właśnie w tej miejscowości na początku czerwca.
Przez ostatnie kilkanaście dni mieszkańcy nie zgłaszali nam tego typu incydentów, choć nie dalej jak w ubiegłym tygodniu pisaliśmy o pożarze altanek na dwóch działkach w kompleksie ogródków działkowych na Radziwiu. Tyle że tam policja i straż pożarna od razu podejrzewały celowe podpalenie.
O Borowiczkach było cicho raptem przez kilkanaście dni. Aż do wczoraj - jak dziś powiadomił nas czytelnik, we wtorek straż pożarna znów musiała interweniować, tym razem w okolicy byłej cukrowni.
Zgłoszenie o płomieniach na terenie przyleśnym przy ulicy Słowiańskiej straż pożarna dostała ok. 18.00. - To nie był duży pożar - ocenia rzecznik straży pożarnej Edward Mysera. - Ogniem objęty był obszar o powierzchni ok. 9 m kw., a więc nie większy niż niedużych rozmiarów pokój. Akcja gaśnicza zakończyła się ok.
Tym razem przy Słowiańskiej paliły się znajdujące się tam opony i śmieci, które ktoś musiał podpalić.
Dodajmy jeszcze, że cały czas trwa śledztwo policji w sprawie ewentualnego podpalenia w Borowiczkach Pieńskach z końca czerwca.
Czytaj też:
