Według Lucyny Kęsickiej, dyrektorki Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Płocku, te tragiczne zdarzenie to spełnienie czarnego scenariusza, przed którym przestrzegano jakiś czas temu. Chaos organizacyjny w dyspozytorni, którą przeniesiono z Płocka do Radomia, zbiera teraz swoje żniwo.
W opinii Kęsickiej, nowi dyspozytorzy nie są w stanie odnaleźć się w swojej pracy. Nie brakuje przypadków, w których na miejsce zdarzenia wysyłają złą karetkę, bądź angażujc do pomocy zespoły spoza Płocka.
- Nie chce nikogo oskarżać, ale nasi lekarze, którzy jeżdżą w „esce”, sami zauważają, że często jadą tam, gdzie spokojnie poradziliby sobie ratownicy medyczni – zauważa szefowa pogotowia. – Mamy przecież tylko jedną taką karetkę, a później kiedy potrzebna jest reanimacja, to wysyłana jest ona z Gostynina czy Gąbina. A to trwa, czasem nawet pół godziny – wyjaśnia.
W opinii Lucyny Kęsickiej, problem pojawił się po przeniesieniu dyspozytorni z Płocka do Radomia. To decyzja, za którą – w opinii szefowej pogotowia – zapłacą pacjenci. Z jej relacji wynika, że dyspozytorzy notorycznie mylą ulice czy źle oceniają skalę problemu.
- Zgłaszamy ten problem, który monitujemy od dłuższego czasu, ale to nic nie daje – przekonuje. – Nie wiem czy to przez nieznajomość terenu czy specyfiki pracy, ale problem jest olbrzymi. Występuje on nie tylko na terenie Płocka, ale generalnie na Mazowszu. Rozmawiam z innymi stacjami pogotowia i przypadki, w których karetka jedzie 50 km z jednego miejsca do drugiego i odwrotne są powszechne.
Czy właśnie z takimi przypadkami mieliśmy do czynienia w ostatnim czasie na osiedlu Podolszyce? Jak udało nam się dowiedzieć, kiedy w tym tygodniu w rejonie "Panoramy" upadł mężczyzna, faktycznie w mieście brakowało "eski" i stąd decyzja o wysłaniu LPR do akcji. Kilka dni wcześniej w podobnym przypadku wezwano karetkę, a zespół jechał do Płocka z innej miejscowości. Czy to oznacza, że mężczyznę można było uratować?
- Ciężko teraz wyrokować, ale na pewno są większe szanse uratowania człowieka, kiedy pomoc niesiona jest szybciej – przekonuje Lucyna Kęsicka. – To ważne szczególnie w nagłych przypadkach. Jeżeli mamy przypadek, w którym zdrowy człowiek, uprawiający sport, biegnie chodnikiem i nagle traci przytomność to wiadomo, że jest potrzebna błyskawiczna reakcja – wraca pamięcią.
Panuje chaos organizacyjny, którego opanowanie, zdaniem dyrektor płockiego pogotowia, nie będzie łatwe.
- Dyspozytorzy z Radomia, nie oszukujmy się, popełniają błędy. Te zdarzały się nawet naszym dyspozytorom, którzy mieszkali na terenie Płocka i okolic, więc co tu mówić o osobach z tak odległego miasta. Podejrzewam, że żaden z nich nawet nie był nawet w Płocku. Potrzeba jeszcze dużo czasu i nauki, a ta lekcja dalej odbywać się będzie kosztem pacjenta. Dyspozytorzy ewidentnie potrzebują szkoleń. Trzeba im uświadomić jakie karetki i gdzie należy wysyłać. Nie można do bólu brzucha, kolana czy gardła wysyłać „esek” bo to bezsens – puentuje na koniec.
Przypomnijmy, we wtorek 29 grudnia 2020 roku, o godzinie 1:00 nad ranem, przestała funkcjonować dyspozytornia karetek w Płocku. Jej zadania przejęła jednostka w Radomiu. Decyzją wojewody mazowieckiego los płockiej jednostki podzieliła także dyspozytornia w Ostrołęce.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.