reklama

Jak lekarka pomyliła owcę z psem

Opublikowano:
Autor:

Jak lekarka pomyliła owcę z psem - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościJak wezwano pogotowie ratunkowe do zdychającego ptaka, jak starsza pani doktor pomyliła psa z owcą - dwóch chirurgów z Płocka wydało zbiorek historyjek z życia lekarzy karetki pogotowia. Autentycznych!

Jak wezwano pogotowie ratunkowe do zdychającego ptaka, jak starsza pani doktor pomyliła psa z owcą - dwóch chirurgów z Płocka wydało zbiorek historyjek z życia lekarzy karetki pogotowia. Autentycznych!

Mowa o książce „Zastrzyk humoru” wydanej przez dwóch lekarzy z Płocka. Obaj są chirurgami, obaj pracują w pogotowiu ratunkowym - dr Adam Lewandowski jeździ na ratunek chorym od 10 lat, a dr Witold Paszta najpierw przez 15 lat jeździł w karetce, a od czterech pracuje w Lotniczym Pogotowiu Ratunkowym. Mogłoby się wydawać, że w takiej profesji trudno o sytuacje, że boki zrywać. A jednak!

Jak mówił nam Adam Lewandowski, cała przygoda ze spisywaniem zabawnych historyjek zaczęła się kilka lat temu od zdarzenia, które w książce opisano jako „Akcja Wisła”.

- Podczas tzw. raportu porannego, na którym relacjonuje się, co się wydarzyło z poprzedniego dyżuru, jeden z kolegów skomentował nasze przypadki w ten sposób: „ E tam, u was to się nic nie działo” i opowiedział niezwykłe zdarzenie, którego był świadkiem - mówił nam dr Lewandowski. - Otóż dziewczyna wpadła do rzeki, a gdy spadała, jej ortalionowa kurtka napompowała się niczym dmuchana kamizelka i dzięki temu nie utonęła, tylko unosiła się na wodzie. „Trzeba to koniecznie zapisać, bo zapomnimy” - pomyślałem.

Mniej więcej od tej pory chirurdzy zawsze mają przy sobie notesik, w którym zapisują co zabawniejsze albo bardzo nieprawdopodobne przypadki. A tych nie brakuje. Bohaterami większości historyjek są przede wszystkim pacjenci, ale zdarzają się też opisy zabawnych sytuacji z udziałem lekarzy (np. jak to lekarka pogotowia za skarby świata nie chciała wysiąść z karetki do chorego z powodu pewnej owcy). Przyczyną salw śmiechu potrafią być też krótkie opisy zgłoszeń w pośpiechu wypisywanych przez dyspozytorów pogotowia (np. „stoi pod znakiem, chyba nie żyje”) albo przekręcanie nazw leków, diagnoz, zabiegów (np. źródłem wielu komicznych pomyłek jest niepozorne słowo wenflon - „Panie doktorze, pan mi usunie ten teflon!”).

W ciągu trzech lat anegdotek uzbierało się tyle, że można już było wydać książkę. - To przypadki z 10-15 lat wstecz, których ok. 40 proc. to historie, których sami byliśmy świadkami, a pozostałą resztę opowiedzieli nam inni lekarze, ratownicy medyczni, kierowcy czy pielęgniarki - mówił nam chirurg.

Niektóre są tak nieprawdopodobne (np. wezwanie pogotowia ratunkowego do zapchanej ubikacji), że aż trudno uwierzyć, że wydarzyły się naprawdę. - Wszystkie są autentyczne, zapisane na podstawie relacji bezpośrednich świadków - zapewnia lekarz. Dodaje też: Nigdy nie kpimy z pacjentów, z choroby, cierpienia, ale ze sposobu myślenia o świecie, z podejścia do życia, zdrowia. - Nasza cenzorka część mocniejszych opowieści wyrzuciła, ale niewykluczone, że znajdą się one w drugiej części - zapowiada.

Druga część już powstaje, na razie doktorzy zapisali już  blisko 70 stron. Jak zapowiada Adam Lewandowski, ma być jeszcze odważniejsza, łamać tabu obyczajowe. Nie zabraknie w niej również wspomnień z czasów dzieciństwa, z lat studenckich.

Czerwoną książeczkę wydano w 1000 egzemplarzy, kosztuje 19 zł. Kto chciałby ją mieć, może napisać maila do autorów:

Żeby Wam trochę narobić smaku, przestawiamy dwie z kilkudziesięciu anegdotek:

ZAWAŁ
Wezwanie pod tytułem „mąż miał zawał.” No to pędzimy na sygnałach.
- Gdzie chory?? - wołam na miejscu.
- W ubikacji - odpowiada spokojnie żona.
- Leży?
- Nie. Siedzi i kibel przetyka.
- Co robi??
- Mąż miał taki zawał, że woda nie chce spłukać i się zatkało. - tłumaczy
spokojnie żona.
- To pogotowie wzywać, a nie nas!
- No przecież zadzwoniłam po pogotowie.
- Ale HYDRAULICZNE!!!

BERNARDYN

Wyjazd na wieś. Na dyżurze starsza pani doktor w grubych okularach na nosie.  Podjeżdżają na podwórko, karetka się zatrzymuje, ale pani doktor nie wysiada.  Zainteresowani podchodzą do karetki i zapraszają:
- To tutaj.
- Proszę uwiązać bernardyna!
- Ale tu nie ma żadnego bernardyna.
- Nie będzie mnie pan uczył! Uwiążecie, to wysiądę.
- Ale to owca.
Nic nie pomogło. Pół godziny rodzina goniła spłoszoną owcę,  zanim udało się ją zagonić do zagrody. Dopiero wtedy pani doktor wysiadła.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE