reklama
reklama

IX edycja Lech Polish Hip-Hop Festival & Music Awards za nami. To była udana impreza! [NAJLEPSZE ZDJĘCIA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Przez 3 dni Płock ruszał się w rytmach hip-hopu, a do miasta przyjechało kilkudziesięciu artystów o uznanych markach i tych dopiero zaczynających swoją przygodę na scenie. Wiele wskazuje na to, że organizatorzy mogą być zadowoleni, choć pojawiły się też problemy - jak to przy organizacji festiwalu.
reklama

Lech Polish Hip-Hop Festival z roku na rok robi postępy. To była dziewiąta edycja festiwalu w Płocku i trzeba powiedzieć wprost: kolejna udana. Po raz kolejny udało się przyciągnąć czołówkę polskiej sceny, a w tym roku festiwal był rewolucyjny pod względem wręczenia nagród. Impreza zmieniła bowiem nazwę na Lech Polish Hip-Hop Music Festival & Music Awards. Statutetki wręczano pomiędzy poszczególnymi koncertami, co było ciekawym urozmaiceniem zabawy, choć wiele osób zwyczajnie wybierało ten moment na przemieszczenie się w inne miejsce festiwalu.

Miasteczko festiwalowe zostało nieco przebudowane i to był udany pomysł. Główna scena pozostała w tym samym miejscu, kilkadziesiąt metrów dalej była scena "W Punkt", w której zabawa toczyła się w nieco innym, niż hip-hopowy styl. Wielokrotnie widzieliśmy jednak parkiet wypełniony po brzegi. Dalej ustawiono gigantyczny namiot Snipes Stage - organizatorzy wskazywali, że to największy namiot jaki stanął na płockiej plaży. Finalnie zadaszenie nie było potrzebne, bo pogoda dopisała. Kilka kropel deszczu popadało w środę, tuż przed festiwalem, a każdy kolejny dzień był tylko bardziej gorący. 

Tuż za namiotem zorganizowano strefę relaksu i jak widać, takie miejsca są potrzebne podczas festiwalu. Osoby, które nie mają ochoty na żaden z odbywających się koncertów, mogły tu przyjść i po prostu posiedzieć, słuchając przy tym muzyki z kolejnej, niewielkiej sceny. Po drugiej strony zorganizowano strefę foodtrucków - praktycznie każdy w trakcie kilkugodzinnej zabawy był zwyczajnie głodny. Co prawda oferta w większości ograniczała się do burgerów, frytek czy pizzy, ale można było też znaleźć wóz z jedzeniem z Grecji czy Meksyku. Cena? Cóż, trzeba przyznać, że jedzenie i picie tanie nie było, ale też nie odbiegało znacząco od cen "rynkowych". Tanio już po prostu było, a i to też nie może być zarzutem do organizatorów. 

Koncerty

Postęp festiwalu widać też w kwestii czasu zabawy. Jeszcze kilka edycji temu czwartkowa część imprezy była darmowa i odbywała się na terenach przy ul. Parowa. Już rok temu czwartkowa część odbyła się na plaży i w tym roku było podobnie. Pierwszego dnia koncertów świetnie zagrał m.in. Sarius, który wspominał występy sprzed kilku lat, kiedy zaczynał grać o 16:00, na samym początku zabawy.

- Po 6 latach są tutaj niektórzy z was, którzy byli wtedy i podbijają do mnie po foty. Po 6 latach wracam tutaj po raz kolejny - wspominał raper. 

Tuż po nim na scenę wyszedł O.S.T.R., znany przede wszystkim starszej publiczności. Rok temu Adam Ostrowski grał w namiocie, w tym roku wystąpił na scenie głównej. Koncert sam w sobie był bardzo dobry, Ostry ma bardzo dobry kontakt z publiką, choć wydaje się, że w namiocie (wtedy grał na sam koniec) pozwalał sobie na więcej. Mimo wszystko duży plus. 

Czwartkowe granie zakończyła Molesta Evenement. Ten dzień można było nazwać rozgrzewką - na plaży było jeszcze mniej osób - wszak piątek był normalnym dniem roboczym. 

Piątkowy line-up był dużo mocniejszy i tak naprawdę każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Tłumy przyciągnął koncert Kizo, a jego "Disneyland" śpiewała niemal cała publika. Raper zaprosił też uczestników do "pogo" podczas jednej ze swoich piosenek - kilkadziesiąt osób dało się porwać. 

Kolejny raz na Lech Polish Hip-Hop Festival przyjechał Sokół - rok temu prezentował swoje najnowsze kawałki, choćby "Jak urosnę" nagrane z Fasolkami. To był świetny koncert, który można pokazywać nie tylko fanom hip-hopu. W tym roku Sokół przyjechał z Ponem i albumem "Teraz Pieniądz w Cenie" nagranym w 2007 roku. Sporo od tego czasu wody w Wiśle upłynęło, ale wielu, także młodszych, uczestników wskazywało: 

- Słuchanie Sokoła to przyjemność - mówili pytani o znajomość starszej twórczości artysty.

Hity "W aucie" czy "Uderz w puchara" mają swoje brzmienie i wciąż robią furorę. 

Po Sokole i Pono, którzy odebrali (po latach) złote płyty, na scenę wszedł OKI, jedna z największych gwiazd festiwalu i w ogóle polskiej sceny hip-hop. 25-letni raper zgarnął aż 4 statuetki - za album roku, singiel roku, artystę roku i teledysk roku. Jeżyk zrobił show! Podobnie jak Białas, który swoim "Interkontinental Bajersem" sprowadził publikę (na chwilę) o dwa poziomy niżej. 

Wieczór po godz. 2:00  na głównej scenie zamykał "Tede", chociaż jego występ nie przyciągnął tłumów. Blisko 47-letni artysta zabrał widzów w historyczną podróż po hip-hopie, a w jej trakcie dostało się np. Władimirowi Putinowi w utworze "Pażałsta". 

W tym samym czasie w namiocie występował Malik Montana i tak - w Snipes Stage były tłumy. 

To już jest koniec 

Ostatni, najgorętszy dzień festiwalu, zaczął się od informacji o odwołaniu koncertu Sentino. Organizatorzy nie mogli wiele zrobić, choć trzeba też powiedzieć, że raper ma łatkę człowieka, który odwołuje koncerty. Cóż, na Lech Polish Hip-Hop Festivalu chyba tylko się uśmiechnęli, bo ogłosili to w prześmiewczy sposób, nawiązujący do Marcina Najmana.

Mnóstwo fanów o 21:40 do Snipes Stage ściągnął Chivas. Artysta pierwszy singiel wydał w 2010 roku, ale od tego czasu dochował się sporej rzeszy fanów i to w Płocku było widać. 

Działo się też na głównej scenie, gdzie jeszcze za dnia zagrał Peja, a chwilę później Paluch i Słoń. Bardzo dobry, autentyczny występ, a publika niemal tradycyjnie śpiewała refreny "Szamana". Już po zmroku prawdziwe tłumy przyciągnęli Jan Rapowanie i jedna z największych gwiazd festiwalu - White 2115. Z ciepłym przyjęciem spotkał się też Kuban, artysta wracający na scenę po kilkuletniej przerwie. Wielkie granie zamknął Bedoes, a słońce powoli wstawało, kiedy kończyła się IX edycja Lech Polish Hip-Hop Festivalu & Music Awards. 

Podsumowując - organizatorzy mogą być z siebie zadowoleni, choć w tym roku soldoutu nie było. Z perspektywy plaży wydawało się, że uczestników jest mniej, niż przed rokiem, ale z drugiej strony treren festiwalu był większy. Pozostaje czekać na na oficjalne dane frekwencji. 

Małym kamyczkiem do ogródka jest kwestia, która nie do końca zależy od organizatorów - odwołanie koncertów, zwłaszcza Pezeta. Artysta odwołał swój koncert zaledwie kilkanaście dni przed festiwalem. Takie rzeczy się po prostu zdarzają przy blisko 100 wykonawcach. Lineup i tak był mocny, ale zawsze może być mocniejszy. 

Z dobrych rzeczy, to kolejna, która nie zależy od organizatorów: pogoda. Była po prostu wyśmienita, a jak to ważne na festiwalu boleśnie przekonał się rok temu Audioriver. Bardzo dobrym konceptem jest też system żetonów i kubków wielorazowego użytku. Wrażenie robił rozmach przy budowie miasteczka, wydaje się, że co roku poprzeczka stoi wyżej. 

Było bezpiecznie, nie było słychać o większych incydentach na festiwalu czy też w jego okolicach, także tutaj plus dla publiku. Była dobra atmosfera, pozytywnej energii, także "elo!" i czekamy na przyszłoroczną edycję. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama