reklama

Fotograf, do którego ludzie listy piszą

Opublikowano:
Autor:

Fotograf, do którego ludzie listy piszą - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościJego prace wiszą już w Barze Mlecznym i w Kawiarni Płockiej, a teraz kolejne 15 wielkoformatowych czarno-białych fotografii ozdobi ściany sali pod kopułą w Wieży Ciśnień. Może go kiedyś spotkaliście? W charakterystycznym kapeluszu, jak przemierza ulice w poszukiwaniu kolejnych „imion i twarzy” i niecodziennych kadrów z ulicy.

Jego prace wiszą już w Barze Mlecznym i w Kawiarni Płockiej, a teraz kolejne 15 wielkoformatowych czarno-białych fotografii ozdobi ściany sali pod kopułą w Wieży Ciśnień. Może go kiedyś spotkaliście? W charakterystycznym kapeluszu, jak przemierza ulice w poszukiwaniu kolejnych „imion i twarzy” i niecodziennych kadrów z ulicy.

Tych imion i twarzy zebrał całe setki i nadal nie ma dosyć. Znajdziemy tam zwykłych ludzi, artystów, urzędników, twarze znane z porozstawianych po mieście bilbordów. A jest to tylko jeden projekt, oprócz kolejnych, „Życie jest chwilą” oraz „Życie do pary”. Wszystkie jednakowo ważne i kontynuowane. Swoją przygodę z fotografią Bartek Sobiesiak rozpoczął w trakcie studiów na Wydziale Pedagogicznym na uniwersytecie w Toruniu. Po studiach powrócił do Płocka i stara się, jak twierdzi, wkomponować swoją osobę ze swoją artystyczną wizją na nowo w życie naszego miasta.

Portal Płock: Fotografia utrwala moment. A gdyby to odwrócić. Czy fotografia to nie złodziej chwili? Wykrada coś intymnego, coś naszego, udostępniając innym.

Bartek Sobiesiak: Na fotografii nic nie jest nasze, wszystko jest wspólne. Także w przypadku zdjęcia, gdzie widzimy tylko jedną osobę. Tutaj tę chwilę dzielimy także z fotografem.

Mówisz „życie jest chwilą”. Czym jest ta chwila?

Sednem mojego projektu są słowa Johna Lennona „Dzisiaj będzie pięknie, potem wtórnie i średnio”, które pochodzą z utworu, który tak naprawdę nigdy nie powstał. Jestem jego fanem, mam w domu kilka jego biografii. Pozycją, godną polecenia są „Listy Johna Lennona”, które stanowią zbiór licznych pocztówek, listów od jego fanów, w tym również odpowiedzi na nie. Tam znalazłem owe słowa, które zmuszają do myślenia. Chwila jest dla mnie czymś pięknym. Czymś, co trzeba zachowywać, chociażby w postaci fotografii.

Mówisz „chwilo trwaj”, a jeśli ja na to odpowiem fragmentem wiersza Leopolda Staffa „od tego chwila by minęła (…), jak chmur znikome arcydzieła”. Czy jeśli o nich zapomnimy, stanie się coś strasznego? Nie wszystkie chwile są dobre, niektóre trzeba zapomnieć.

Z jednej strony tak. Pewnie, że w moim życiu prywatnym zdarzały się momenty ciężkie, ale ja chcę je zachować, zatrzymać w pamięci, bo są dla mnie nauką. Nie powiem, że każde zdjęcie jest dobre. Mam jednak świadomość, że podobnego zdjęcia nie zrobię. Podobnego do określonej sytuacji. Nie wszedłbym w podobnie bliskie relacje. Właśnie to staram się pokazać w projekcie „Życie jest chwilą”. Nie uwzględniłbym danej postaci w kadrze.

Powróćmy jeszcze do słów Lennona. Bardzo mnie one dziwią. Przecież to, oprócz afirmacji chwili, także deprecjonowanie wspomnień. Jakbyśmy mieli żyć tylko tym, co jest teraz, a kolejne chwile traciły na wartości. Wiecznie trzeba ganiać tu za czymś nowym.

Z samym cytatem nie musimy się zgadzać. Mój projekt nazywa się „Życie jest chwilą”. To korzystanie z chwili obecnej. Niepatrzenie na to, co będzie w przyszłości. Zwróćmy uwagę na teraźniejszość. Korzystajmy z danego momentu, z którego bierze się wszystko, co nas spotka później. Z mojego osobistego doświadczenia wynika, że warto. Ile razy planujemy coś, a potem okazuje się, że z tego kompletnie nic nie wynika.

Czy na fotografie nie ciąży jakaś odpowiedzialność? Fotografia przynosi dużo radości. Ale kiedy zmarła moja mama, nie potrafiłam patrzeć na jej porozstawiane po domu fotografie i poprosiłam ojca, aby wszystkie usunął. Chyba rok upłynął, nim któraś powróciła na dawne miejsce. Fotografia, jak się okazuje, przysparza także bólu.

Oczywiście, ale widzisz, tu wszystko zależy od charakteru człowieka. Kiedy zmarła z kolei bliska mojemu sercu osoba, to nie znaczyło, że chciałem schować wszystkie fotografie. Wręcz przeciwnie. Ja te fotografie odkrywałem. Szczególnie te starsze. One są jak opowieść. Dzięki tym zdjęciom, przypominałem sobie określone kadry z jej życia, z czasu przebywania z nią. W ten sposób trzymam także w pamięci tę bliskość, która między nami była. Właśnie tak wychodziłem naprzeciw stracie. Nie chowałem tego do szuflady.

Czego szukasz w zdjęciu? Chyba dużo u ciebie kontrastów.

I o te kontrasty się rozchodzi. Realizując dane projekty, szukam prawdy, którą odnajduję na ulicy, to właśnie na niej ścieramy się z emocjami. Na jednych fotografiach zobaczymy uśmiech, czyjąś radość, ale również ich przeciwny biegun, jak chociażby złość dziewczynki, do której podchodzę i z bliska robię jej zdjęcie. Tak było w Warszawie. Zatytułowałem ją „…płać Panie!”. Ona bardzo ładnie grała na akordeonie, ale sądziła, że uiszczę jej za to później określoną opłatę. Na ulicy spotykam się także z trywialnością.

Obserwujesz rzeczywistość i robisz krótkie pstryk. Podglądasz kogoś, tymczasem nie każdy chce widzieć siebie jako bohatera jakiejś fotografii

Ale ja podchodzę do danej osoby i proszę o zgodę. W przeciwnym razie rezygnuję. Miło było poznać i na tym koniec. Może w przyszłości jeszcze zmieni zdanie. Jednak taka zasada obowiązuje tylko wtedy, kiedy zamierzam kogoś sportretować. Wówczas proszę o uśmiech. Wręczam do siebie namiary, a ja przesyłam wersję kolorową i czarno-białą. Daję pole do manewru, aby z tych 4, 5 fotografii wybrać najlepsze według własnej oceny. Dlatego nigdy nie robię tylko jednego zdjęcia. Piszą do mnie, słuchaj, robiłeś mi tego i tego dnia zdjęcie w tym miejscu, nie mógłbyś mi ich przysłać? Często proszą też jednocześnie o opis samego projektu, jakie będą jego dalsze losy. Kiedyś jedna pani napisała mi, że zmieniłem jej nastawienie wobec całego dnia, robiąc jej zdjęcie. Dzięki temu wiem, że to co robię ma sens.

Czyli nigdy nie zrobiłeś zdjęcia z ukrycia?

Zrobiłem. Kiedy widziałem niecodzienną sytuację. Nie pytam się, czy mogę, w momencie gdy zdaję sobie sprawę, że drugiej szansy nie będzie, aby uchwycić ją w kadrze. Ale są to zdjęcia z projektu „Życie jest chwilą”.

Ale czy to nie jest tak, że portret może okazać się lepszy zrobiony komuś znienacka. Nikt tu nie oszuka.

W pewnym sensie tak. Ale dobry portret wymaga czasu. Siedzimy, kadrujemy, żeby wszystko miało swoje ręce i nogi. Tak jest w studiu. Natomiast na ulicy ja zabieram danej osobie chwilę. Zatrzymuję kogoś w locie do jakiegoś miejsca. Nie wolno być jednak nachalnym. Nie zależy mi, aby nagle ktoś stanął i robił określone miny. Mam świadomość, że każda osoba to inna historia, a ja po prostu je zbieram. Pamiętam dane osoby, ich imiona. Kiedy byłem w restauracji, spotkałem dziewczynę, której zrobiłem zdjęcia około pół roku wcześniej. Od razu wiedziałem, że skądś ją kojarzę. Uśmiechnąłem się i zapytałem, czy faktycznie tak było. Miała na imię Monika, pracowała w tej restauracji jako kelnerka. To taki miły dodatek, bo nikt się tego nie spodziewa. O imiona proszę, aby nawiązać jakąś nić wzajemnej relacji. W ten sposób poznałem wiele bliskich mi osób, które zmieniły moją perspektywę na to, co mnie otacza.

Czemu wszystkie są czarno-białe? To jakiś sentyment do starych czasów?

Sentyment to swoją drogą. Według mnie fotografia czarno-biała była czymś wyjątkowym, jest i taką pozostanie. Niezależnie od cyfryzacji, chciałbym zachować jej unikatowy charakter. Pewnie, że można cykać zdjęcia telefonem i robić tzw. „sweet focie”, ale ja do takich osób nie należę. Kiedyś miało się jedną kliszę i dbało się, aby te zdjęcia były jak najlepsze. Teraz to są setki, tysiące, a zdjęcia się dewaluują. Nie mają takiego klimatu, jak te, stare sprzed wielu lat. Wrzucamy je tylko na szybko na Facebooka.

Portrety. Tu każda twarz się nadaje?

Tak. Często dostaję takie sygnały, że ktoś uważa się za osobę niefotogeniczną, źle wygląda na zdjęciu. Mnie nie interesuje uroda, tylko imię i konkretna historia.

Mówisz, że szukasz prawdy na ulicy. Na niej wszystko zderza się ze sobą. Ale my te ulice znamy, z drogi do pracy, szkoły, kina. Ty, zdaje się, twierdzisz inaczej. Co możesz zaproponować nowego?

Mogę zaproponować moment, w którym zrobię zdjęcie. Wbrew pozorom to nie jest coś codziennego. Może pojawiłem się akurat tam przypadkiem, a może celowo. Nie zawsze fotograf podchodzi do tego Kowalskiego, Iksińskiego i pyta się, czy może zrobić mu zdjęcie. Nie ograniczam się wyłącznie do Płocka. Kiedy wyjeżdżam, aparat jedzie ze mną, schowany w torbie. Podczas podróży do Bydgoszczy zrobiłem fotografię dwóm osobom, które zobaczymy na wystawie w Wieży Ciśnień. Wspomnianą przeze mnie dziewczynkę spotkałem w Warszawie. Jednak faktycznie bywa nieraz, że elementy, które uchwyciłem, powielają się. Na przykład mężczyzna, stojący na balkonie na Tumskiej, palący papierosa. Innym razem widzę postaci, które ponownie siedzą, w tym samym miejscu. Przypominam sobie, że zrobiłem im już bardzo podobne zdjęcie.

Na czym polega „kadr niecodzienny”?

To taki nietypowy moment, jak na fotografii z dwiema dziewczynkami, a tuż przed nimi leży puszka po piwie, patrzą się na nią i na siebie. Stąd tytuł „…to co do małpki po ALKOHOL?!”, od nazwy sklepu lub po prostu od tzw. małpki. Na Facebooku udostępniam własny komentarz, na wystawie niech stworzą go sami odbiorcy.

Ulice nocą czy ulice w dzień? Jest tu dla ciebie jakaś różnica?

Jest różnica. Wieczorami staram się nie robić fotografii, często nawet nie zabieram aparatu. Staram się raczej wykorzystywać światło dzienne. Tak jest po prostu bezpieczniej.

Kiedy robi się zdjęcie na ulicy, widzi się często ludzi wałęsających bez celu, wypadki, rzeczy które generalnie smucą. Nie trzeba mieć bardzo grubej skóry?

Spójrzmy na to inaczej. Fotografie służą także porównaniom. Może ten mężczyzna teraz siedzący na ławeczce za dziesięć lat już nie będzie tu siedział, bo coś się zmieni w jego życiu. Fotografia uliczna jest taką kroniką. Wszystkie zdjęcia przechowuję. I wszystkie wymagają pamięci, czy to na dysku komputera, czy mojej.

Fotograf stale musi poszukiwać inspiracji. To nie nuży?

Mnie nie. Po rozstaniu z moją dziewczyną przyszedł mi do głowy pomysł na projekt „Życie do pary”, aby robić zdjęcia parom. W zanadrzu mam kolejny. Ale to na spokojnie, jeszcze nie teraz. Życie mnie w każdym razie nie nuży. Jest kolorowe.

Zdjęcie, które najwięcej cię kosztowało? Pracy, czasu… Co w nim było takiego szczególnego, wyjątkowego? Da się z takiej masy jakieś wybrać?

Musiałbym się poważnie zastanowić, ale to jedno? Z pewnością wybrać się jakieś da. Jeszcze parę dni temu mógłbym powiedzieć od razu... Myślę, że młodej pary, ono sporo zmieniło. Fajnie, aby jednak to wyjątkowe było dopiero przede mną. 

Co jest trudniejsze, wykonać fotografię czy stworzyć do niej odpowiedni opis, aby trafić w sedno? Co wymaga więcej czasu?

Nie wysyłam żadnego zdjęcia w świat ot tak. Każdemu z osobna poświęcam czas. Szukam tego sedna, ale zdecydowanie to zdjęcia są ważniejsze. W przypadku projektu „Życie jest chwilą” wpisuję przy zdjęciu określony tekst, ale wchodząc na wystawę do galerii w Wieży Ciśnień ujrzymy tylko same fotografie. Będzie można samemu stworzyć opis do danej sytuacji. Bez mojego subiektywnego komentarza.

Wróciłeś do Płocka. Tu fotografów nie brakuje.

A ja jestem fotografem artystą. Nie prowadzę studia, do którego przyjdziesz, kiedy potrzebujesz fotografii do dowodu,. Wolę tworzyć obrazy, które znajdują na ulicy. W naturalnych warunkach. Pewnie, że każdy potrzebuje swojego miejsca. Ja już swoje znalazłem. Przynajmniej na teraz. Nie wykluczam, że ono kiedyś się zmieni. Mam swoje projekty, które zamierzam cały czas rozwijać. Tylko w Płocku widzę tak mało otwartych osób. Niedawno ze stylistką próbowałem wyszukać fajnie wystylizowane osoby. To był ciężki orzech do zgryzienia. Chodząc ulicą Tumską, nie widzę osób w kapeluszu, ludzi zwracających uwagę ubiorem. Trochę za szaro jest. Kiedy już taką postać dostrzegę, wiem, że w ¾ przypadków zrobię jej zdjęcie.

Czujesz, że jesteś dobry w tym co robisz?

Nie jestem od oceniania samego siebie, ale jestem świadomy faktu, że to co robię, przekłada się na określone efekty. Jasne, że trafią się tacy, dla których moje zdjęcia nie będą niczym szczególnym. Tylko jednymi z wielu. Czy czuję się dobrym fotografem? Z pewnością nie jestem pyszałkiem, aby samemu tak twierdzić.

Na Facebooku podpisałeś się „artysta”. Czy to nie samochwalstwo?

Bo to, czym się zajmuję, jest artystyczną wizją. Ale na wszystko przychodzi czas. W wieku 27 lat nie powiem o sobie, że jestem dobry. Może za ileś tam lat już tak.

Po co ci kolejna wystawa? Nie każdemu chce się wspinać aż pod samą kopułę.

Taka wystawa to moje podziękowanie za to, że tyle osób poświęciło mi swój czas. Planuję już kolejne.

Co jest w fotografii oklepane? Widoczki pod tapetę na komputerze? Kot w umywalce?

Coś niby powtarzalnego. Może nawet portret? Niejeden już przecież powstał. Ale ja inaczej do tego podchodzę. Chciałbym odkrywać świat poprzez fotografię. Po swojemu.

 

Wystawę w Wieży Ciśnień można oglądać od 24 września.

Fot. Bartek Sobiesiak

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE