Miniona doba przyniosła kolejny rekord zakażeń koronawirusem. To ponad 12 tysięcy przypadków. Sytuacja w Polsce staje się coraz poważniejsza. Odczuwają ją m.in. na płockim pogotowiu. - Jest ogromny problem z miejscami w szpitalach. W placówkach brakuje łóżek, a kierowcy szukają wolnych miejsc w całym regionie - zdradziła w rozmowie z nami Lucyna Kęsicka, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Płocku.
Sytuacja polskiej służby zdrowia w czasie pandemii koronawirusa staje się coraz poważniejsza. Zakażonych przybywa w lawinowym tempie. Zamykane są kolejne oddziały, a kartki przewożące pacjentów - i to nie tylko covidowych - zmuszone są szukać wolnych miejsc.
- Kiedy jest potwierdzony przypadek COVID-19 to takiego pacjenta trzeba gdzieś położyć - mówi Lucyna Kęsicka, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Płocku. - Jeśli są wolne miejsca w Płocku - ratownicy przewożą pacjenta do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego. Niestety tych ostatnio brakuje. Wczoraj na przykład jechaliśmy do jednostki w Płońsku. Tam jednak też nie chcieli pacjenta przyjąć. Sytuacja jest bardzo poważna - zdradziła w rozmowie z nami.
Choć ratownicy pracują w obliczu pandemii i braków kadrowych, to cały czas służą pacjentowi. Jak przekonuje dyrektor, karetki z Płocka wyjeżdżają bez przeszkód. - Jesteśmy absolutnie wydolni - przekonuje Kęsicka. - Póki co wszystko jakoś się "kręci". Mamy środki ochrony osobistej, są karetki, ludzie też jakoś sobie z sytuacją radzą - dodaje.
Największym problemem, który wpływa na pracę ratowników, jest niedostateczna liczba szpitalnych łóżek. Panuje też chaos organizacyjny.
- Co chwilę słychać o kolejnych zamkniętych oddziałach - żali się dyrektor Kęsicka. - Słyszymy, że z pacjentem nie można przyjechać do tego, czy tamtego szpitala z powodu braku miejsc. Decyduje o tym koordynator wojewódzki, który niestety nie zawsze może dać stuprocentową pewność dostępności łóżek. Zdarzają się przypadki, w których z wykazu wynika, że w szpitalu są miejsca, a kiedy zespół z pacjentem dojeżdża okazuje się, że już ich nie ma - dodaje.
Według dyrektor Lucyny Kęsickiej, przypadki, w których karetki z Płocka stoją w kolejkach pod szpitalami są rzadkością. - Jakoś nam się udaje - mówi. - Nie stoimy pod placówkami tak, jak ma to miejsce w innych miastach. By tego uniknąć dziś na przykład pacjentkę wieźliśmy do szpitala do Świdnicy. Takie są czasy. Wozimy pacjentów w poszukiwaniu wolnych miejsc - stwierdziła na koniec.
[ZT]26703[/ZT]