Drugi dzień Świąt Wielkanocnych – wielkanocny poniedziałek, zwany także lanym poniedziałkiem lub śmigusem-dyngusem to dzień naprawdę niezwykły, o ważnej symbolice. I oczywiście, jak to w naszej tradycji bywa, pełen magii i tajemniczych rytuałów. A z drugiej strony obfitujący w radość i wesołe zabawy.
Warto zacząć od tego, iż w naszej kulturze ogromne znaczenie nadawano wierzbowym witkom, którym przypisano magiczne atrybuty, wpływające na płodność i chroniące przed siłami nieczystymi.
[ZT]18600[/ZT]
- Na wsi mazowieckiej, gdzie oczywiście chrześcijaństwo przenikało się z dawnymi obyczajami, był powszechnie praktykowany zwyczaj smagania wierzbowymi gałązkami w celu obdarzenia się płodnością – opowiada mówi Karolina Echaust, asystentka działu etnograficznego Muzeum Mazowieckiego w Sierpcu. - Panny smagały kawalerów, a oni dziewczęta. W atmosferze śmiechu i radości, rzecz jasna!
Zwyczaj ten jest właśnie bardzo widoczny za sprawą dzisiejszego śmigusa-dyngusa, którego w samej nazwie jest mowa o „smaganiu” witkami.
Oczywiście, nie można mówić o wielkanocnym poniedziałku bez symboliki polewania się wodą, która jest chyba znana każdemu bez wyjątku.
Przede wszystkim w mazowieckiej wsi kilkadziesiąt lat temu wszystkie panny dbały, by nikt nie zapomniał je polać wodą… To była najlepsza ochrona przed staropanieństwem!
- Polewania się wodą, które podobnie jak smaganie się witkami, miało zapewniać człowiekowi płodność i witalność - twierdzi etnografka. - Ten magiczny rytuał oblania się wodą przynosił czystość i zdrowie.
Dawniej więc bardzo dbano o to, by magiczny kubeł wody dosięgnął każdego. Nawet najczulsze, najdelikatniejsze dziewczęta bardzo pilnowały, by nikt o nich nie zapomniał tego dnia, gdyż taki karygodny brak zainteresowania mógł sprowadzić staropanieństwo, bezpłodność, a nawet problemy ze zdrowiem!
- We wsi więc nie mogło zbraknąć dyngusówek, używanych do polewania się wodą - podkreśla pani Karolina.
Panny chodziły z gaikiem, kawalerowie z kurkiem.
Dawniej po wsi wędrowały barwne, wczesnowiosenne korowody, w których dziewczęta chodziły z gaikiem, co było związane ze słowiańskim zwyczajem, chodzenia z zielonym drzewkiem w ręku, by przywitać nadchodzącą wiosnę. Przy tej okazji zbierano też datki, najczęściej w postaci jadła. Chłopcy natomiast przemierzali wieś z kurkiem i z przyśpiewkami na ustach, prosząc w taki sposób o dwa sery, kiełbasę, a nawet pieniążek...
I nie odmawiano im niczego.
- Co ciekawe, dawniej roześmianej gromadzie towarzyszył najprawdziwszy kogut – opowiada rozmówczyni. - Wozili go w specjalnym wózeczku, a to, że siedział im tak grzecznie przez cały poniedziałek? No cóż, wynikało to z tego, że nakarmili go ziarnem namoczonym w wódce...Potem od tego odstąpiono i używano w tym celu rzeźbionych kogutków.
A dlaczego kogut? Otóż jest on pogańskim symbolem płodności i męskiej seksualności. Pochód z nim, podobnie zresztą jak większość wielkanocnych zwyczajów, związany był z zaklinaniem sił witalnych, tego, by się darzyło i żeby urodzaj był.
Jednym z istotnych obrzędów związanych z lanym poniedziałkiem jest zwyczaj ustawiania huśtawki. Bardzo wysokiej.
- Na tzw. wozawce trzeba było się przehuśtać, żeby cały rok głowa nie bolała – wskazuje etnografka. - Czasem więc wyglądało to równie niebezpiecznie jak wyścigi po rezurekcji, bo na takiej huśtawce obracano się nawet o 360 stopni. Było to więc dosyć ryzykownie, ponadto robiono to w parach i na stojąco!
Oprócz więc istotnej symboliki ochrony zdrowia, poprawy urodzaju i powitania wiosny - podczas lanego poniedziałku - należało się po prostu cieszyć, bawić. Bo taki ten dzień miał być – pełen radości i uśmiechu.