Sprawę 2-letniego pobitego Szymka ostatnio omawiano w programie "Uwaga Po uwadze" i "Alarm". Posiniaczone ciało chłopca zobaczył biologiczny ojciec, pan Przemysław podczas krótkiego widzenia z synem. Czerwone ślady zaczęły pojawiać się stopniowo na uchu i szyi.
Matka dziecka miała zostawiać chłopca pod opieką konkubenta, Mariusza R. Kiedy jednak biologiczny ojciec dziecka zobaczył siniaki, pojechał z chłopcem na pogotowie. Wypowiadający się w programie "Uwaga. Po uwadze" (a także w programie "Alarm") lekarz medycyny Leszek Kołakowski, zastępca ordynatora oddziału chirurgii dziecięcej Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Płocku, stwierdził, że charakter obrażeń (a te były na głowie, szyi, klatce piersiowej, kończynach czy mosznie) wskazuje na przemoc domową.
- Stan w obrębie moszny wyglądał jak po ściśnięciu, uderzeniu czy kopnięciu. Trudne jest to do wyobrażenia u tak małego dziecka.
[ZT]21951[/ZT]
Czy chłopiec został pobity kilka razy? Pierwsze obrażenia miały być widoczne na twarzy już kilka miesięcy temu. Podejrzanym jest 32-letni Mariusz R.
- Wcześniej wchodził w konflikty z prawem. Był dwukrotnie karany za przestępstwa przeciwko mieniu - mówi prokurator rejonowy, Norbert Pęcherzewski.
W programie pokazano rozmowę matki dziecka z kobietą z sąsiedztwa, która nie należy do miłych pogawędek. Padają pytania, co robiła na ul. Synagogalnej, kiedy była "naćpana". - Łeb rozwaliłaś o parapet - krzyczała sąsiadka. - Jędzo wredna. Jesteś potworem obrzydliwym tak, jak ludzie piszą.
Również inna sąsiadka sugerowała, że matka biła synka:
- Uważam, że albo robiła to ona, albo jest współwinna. Dzieci były katowane i są. Tak było od samego początku.
Z kolei mama Szymona, Anna I. odpierała zarzuty:
- Nigdy nie katowałam dzieci. Tyle lat tu mieszkam. Skoro byłam takim potworem, czemu wcześniej nie dali znać. Tylko teraz, jak się tragedia stała.
Dlaczego nie alarmowała na widok siniaków u chłopca? Sąsiadki oskarżają ją o brak reakcji. O to, że sama podnosiła rękę na dziecko. Tym bardziej, że lekarze znaleźli na ciele Szymka nowe i starsze siniaki, co wskazuje na regularne bicie.
Matka dziecka opowiadała o pierwszym zdarzeniu, chłopiec miał "wypaść z kosza" podczas jej nieobecności (był z nim konkubent Anny I.). - Mały miał buźkę posiniaczoną. To nie jest tak, że ja to zakryłam, zataiłam, jak to powiedzieli ludzie - rozkładała ręce. - Pokazałam jednej czy drugiej sąsiadce. Ja nigdy w życiu nie spodziewałabym się, że on bije dziecko. Zaufałam mu, że ten dzieciak wypadł mu z koszyka.
Przyznała, że "coś ją bolało w środku" 28 marca, kiedy przekazała synka biologicznemu ojcu. Pani Jolanta, babcia jednego z dzieci Anny I., stwierdziła: - Nie mogę powiedzieć, że ona jest złą matką.
Jedna z sąsiadek zganiła odnoszenie się do dzieci przez Annę I. - Zgłaszane było do MOPS-u, zgłaszane było do pani dzielnicowej. Nikt się tym nie interesował, aż w końcu doszło do tragedii - uznała pani Anna.
Druga z sąsiadek dodała: - Chcemy znać prawdę, kto pobił dziecko.
[ZT]22129[/ZT]
- Twierdzę, że pani Anna od początku nie była dobrą matką. Gdzie była, jak podejrzewała, że pobił? - dopowiadała sąsiadka, pani Anna, z kolei matka Szymka przyznała, że to jej "błąd, za który ona będzie płaciła, a nie ludzie". - Wiem, że to jest moja wina, że nie reagowałam.
- Ty do tego dopuszczałaś, jako matka. Widziałaś pobite dziecko... - nie odpuszczała sąsiadka. Babcia dziecka odparła: - Wielokrotnie dzwoniła do mnie w nocy. Była duszona. Może weźmy to pod uwagę, że się go bała.
Matka dziecka zapewniała, że jej dzieci - a łącznie ma ich czworo - boją się wychodzić z domu. Dlaczego? Ponieważ od sąsiadki miały usłyszeć, że są "debilami". Kobieta zapierała się, że na pewno takich słów od niej nie usłyszały. - Matka nazywała je debilami, co jest w reportażu. "Wstawaj debilu, bo nie zdążysz do szkoły" - cytowała sąsiadka, pani Anna.
- To nie jest dobre miejsce dla dzieci - ocenił prowadzący Ryszard Cebula. - W długi weekend zginął człowiek. Skopany, skatowany, zmaltretowany - po czym pokazano filmik, na którym jest malowany na zielono. - Dlaczego ten człowiek został skatowany w tak okrutny sposób na śmierć? Ludzie, którzy go zabijali, szydzili z niego. Malowali go farbą.
[ZT]22242[/ZT]
[ZT]22292[/ZT]
Prowadzący naciskał (a przypomnijmy, że prokuratura nikomu nie postawiła zarzutu): - Dlaczego skopaliście go na śmierć?
- Pan zapyta osoby, które go kopały - mówiła pani Anna. - Nie wiem czemu. Ja go nie kopałam. Nie ma filmików. Zostałam pomówiona i wplątana w to. Byłam przesłuchiwana. Zabezpieczono mi nawet buty, w których chodziłam tego dnia.
Tu można zobaczyć program (materiał zaczyna się od 32 minuty).
TVP: Stop! Nie bij! Kochaj!
Temat poruszono również w programie "Alarm" TVP, w którym podkreślano, że matka ma status osoby pokrzywdzonej w sprawie (Mariusz R. miał od wielu miesięcy znęcać się również nad nią). Chłopiec przebywa pod opieką matki, która cały czas powtarza, że wierzyła słowom swojego partnera i "sobie nie pozwoli, by ktoś mówił, że ona katuje dzieci". Te same sąsiadki są pokazane z transparentem: - Stop! Nie bij! Kochaj! Niektórzy sąsiedzi mają być "nękani". - Wzywa się na mnie bezpodstawnie policję. Odgrażają się, że jeśli będę się odzywać tam, gdzie nie potrzeba, to zrobią ze mną porządek - mówiła w programie pani Anna. Pokazywała miejsce do zabaw dla dzieci w zaroślach. Pełno tam śmieci. Mówiła o Annie I., że "powinna się leczyć": - Nie wiem, czy to nerwica, alkohol, czy narkotyki.
Sama Anna I. przekonuje, że sąsiedzi nie mówią prawdy. - Owszem, krzyknę na dzieci. Nie mówię, że jestem matką idealną. Każda ma coś za uszami. Bardzo żałuję tego, co się stało.
Rodzinie przydzielono asystenta z MOPS-u i kuratora. Cały, kilkunastominutowy materiał jest dostępny w internecie.
Prokuratura: Śledztwo w toku
Jak dowiadujemy się od prokuratora rejonowego, Norberta Pęcherzewskiego, podejrzany o pobicie chłopca, Mariusz R. usłyszał zarzut znęcania się psychicznego i fizycznego nad konkubiną Anną I. oraz nad chłopcem. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Był również aresztowany, jednak na mocy decyzji sądu (po zażaleniu obrońcy) został z tego aresztu zwolniony. Zastosowano wobec mężczyzny dozór policji, ma również zakaz opuszczania mieszkania oraz zbliżania się do Anny I. na odległość mniejszą niż 100 metrów. Śledztwo w toku.