- Wystawa została zrobiona po to, aby te zdjęcia uratować. Liczę, że nie pozostaniecie wobec nich obojętni – tak mówił o wystawie „Szuflada” pracujący w Muzeum Żydów Mazowieckich, Rafał Kowalski. Jest to kontynuacja większego projektu, którego elementami była jak dotąd książka „Raz jeszcze. Żydzi, Płock, Polska”, wydarzenie audiowizualne o Liberze Taubie czy też spektakl „Czarne czereśnie”.
Kowalski dziękował wszystkim za obecność we wtorek w Muzeum Żydów Mazowieckich. Tym bardziej, że wystawa zainaugurowała kolejne, piąte już Płockie Dni Żydowskie w byłej bożnicy przy ul. Kwiatka.
- Te zdjęcia są hołdem dla ludzi, których na nich widać. To hołd dla miejsc, których już nie ma. Wreszcie te zdjęcia są dla nas wszystkich. Podobna sytuacja jak z meczem piłki nożnej. Nie ma sensu bez kibiców, tak muzeum nie ma sensu bez odwiedzających – twierdził zastępca kierownika Muzeum Żydów Mazowieckich.
Na książkę jego autorstwa pt. „Raz jeszcze. Żydzi, Płock, Polska” składają się przeprowadzone przez niego wywiady z Żydami urodzonymi w Płocku. Rozmowy odbywały się czasem w różnych zakątkach świata, skoro w tak wiele miejsc już po wojnie życie doprowadziło ocalałych z Zagłady. Nie do wszystkich osób Kowalski zdążył dotrzeć na czas. Pozostały zdjęcia, które dla niego są niczym skarby wyłowione z wielkiego oceanu. - Akurat te zdjęcia nie znalazły się w książce nie dlatego, że są z jakiegoś powodu gorsze – wyjaśniał. W publikacji zdjęcia pełniły funkcję dodatku, tu, na tej wystawie, którą można oglądać od 12 września, pełnią rolę pierwszoplanową. Głównie pomagają żyjącym poznać tych, którzy nie mają już szansy opowiedzieć o Płocku z lat swojej młodości. Na wystawie zjawiła się jednak osoba, która może to zrobić, urodzony w Płocku, lecz mieszkający w Izraelu, Jakub Guterman.
Ze wzruszeniem opowiadał o tym, że nie zdążył poznać wszystkich członków swojej rodziny. Wszystko z powodu wojny i prowadzonej przez Niemców eksterminacji. W Płocku powstało getto.
- Warunki były okropne. Pożerały nas pluskwy. Nim zaczęła się wojna, co trzeci mieszkaniec Płocka był Żydem. Mieliśmy szkoły, to miasto tętniło życiem kulturalnym. Teraz nie ma już tych ludzi. Są cienie. Przez pewien czas było mi wstyd, że o tym wszystkim zapomniano. Na szczęście czasy się zmieniły. Powstają książki o mieszkańcach przedwojennego Płocka, o ich życiu i twórczości. Jest to przepiękne muzeum. Jakże się cieszę, że nie jest mauzoleum wspominającym martwych Żydów. Odbywają się tu koncerty i przedstawienia. To mnie cieszy i wzrusza.
Z Jakubem Gutermanem będzie można jeszcze się spotkać, pozostanie w Płocku jako uczestnik Płockich Dni Żydowskich.
Opisane pod zdjęciami historie są takie, jakie mogłyby być częścią życia każdego z nas, tylko że te są akurat sprzed kilku dekad. Zabawa w wodzie, zachwyty panoramą pięknym parkiem na Tumach „z drzewami i wysokimi krzakami bzu”, „wielka i mroczna katedra”, statki płynące po Wiśle, zboże transportowane na tratwach, młode dziewczyny opalające się w bikini, kawiarnie i cukiernie na Grodzkiej, nowoczesna piekarnia z maszynami, landrynkami i ciastkami, i to cudowne tango. Podglądane roztańczone pary w kawiarni przy starym teatrze (w tym teatrze wystawiono nawet dwie sztuki ojca Jakuba Gutermana napisane w języku żydowskim). Motyw Wisły powraca. - Wieczorami, kiedy słońce zachodzi, staje się czerwona. Wygląda jakby płonęła.
Jedną z zabaw była „karawana trumien”. Najpierw siedząc w kajaku wiosłowano w stronę Warszawy, później młodzi ludzie zeskakiwali do wody i odwracali kajak, chowając głowę w miejsce, gdzie było powietrze. - W takiej karawanie było średnio od czterech do sześciu kajaków. Tak płynąc, śpiewaliśmy sobie: Zimna woda, zimna woda, zimny lód. Kochałbym cię, moja miła, kochałbym cię, gdybym mógł. Ludzie stojący na moście zastanawiali się, co to za dziwne zjawisko na wodzie – to ze wspomnień Adama Neumana-Nowickiego.
Są też historie, które bezpośrednio wynikają z czasu, w którym przyszło żyć. - Czuliśmy się Polakami. Tata Abram, kierownik w fabryce maszyn rolniczych i mam Sonia z domu Finkelstein, gospodyni domowa. Także moje siostry. Ale nie odcinaliśmy się od naszej tożsamości żydowskiej. W najważniejsze święta całą rodziną chodziliśmy do synagogi. Choć przyznaję, rodzice czasem ciągnęli nas za uszy. To połączenie polskości i żydowskości było też widoczne w naszej kuchni – wspominał Jurek Rawicki w materiale zgromadzonym przez Rafała Kowalskiego. Inne wspomnienie: - Przed nadejściem Rosjan do Płocka, Niemcy chcieli wysadzić synagogę. Nie udało im się, dzięki temu zdążyłem ją sobie obejrzeć od środka. Były tam piękne rysunki.
Fotografie umieszczone na sztalugach są dostępne. Ludzie, których na zdjęciach zobaczymy, powrócili tu, gdzie się urodzili. Do Płocka. Niektórzy, którym udało się przeżyć wojnę, bardzo pragnęli ponownie zobaczyć miejsce, które od lat pielęgnują w pamięci. - Widzisz ten balkon, a tamto okno? Wejdź przez te drzwi na pierwsze piętro, środkowe drzwi...
[ZT]16505[/ZT]