Zaczęło się od źle zaparkowanego samochodu i blokady na koła, a może skończyć na kilku latach więzienia. 61-letni bełchatowianin solidnie narozrabiał w Płocku.
Kilkanaście dni temu na Starym Rynku pojawił się źle zaparkowany samochód. Strażnicy miejscy założyli blokadę, ale po auto nikt się nie zgłosił. W sobotę 6 stycznia patrol zauważył jednak, że ktoś wsiada do auta. Funkcjonariusze podeszli, przedstawili się i próbowali wylegitymować mężczyznę. Okazało się to niemożliwe, bo 61-latek zachowywał się niezwykle agresywnie.
- Od pierwszych słów mężczyzna odnosił się do strażnika bardzo wulgarnie - mówi Jolanta Głowacka, rzeczniczka prasowa straży miejskiej. - Próbował się szarpać, groził strażnikom. Tłumaczył, że "nie wiedzą z kim mają do czynienia" oraz że "jest sędzią i zamknie ich na dożywocie". Chciał się oddalić, ale strażnicy go zatrzymali. Mężczyzna cofnął się, zamachnął na jednego z nich. W odpowiedzi został użyty gaz.
Dopiero wtedy 61-latek nieco się uspokoił i udało się go wylegitymować. Na miejsce został wezwany patrol policji. Mężczyzna został w zatrzymany w policyjnej izbie zatrzymań. Spędził tam noc, a w niedzielę został przesłuchany. Zostały mu postawione trzy zarzuty: nakłaniania do odstąpienia od czynności służbowych, znieważenie funkcjonariuszy oraz naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariuszy.
- Mężczyzna tłumaczył, że nie pamięta zajścia - mówi Krzysztof Piasek, rzecznik prasowy płockiej policji. - Po przesłuchaniu został zwolniony. Badanie alkomatem nie wykazało, żeby był pijany.
Podejrzanemu grozi do 8 lat pozbawienia wolności.