reklama

Batalia o 6-latki. W Płocku raczej „Ratujmy Maluchy”

Opublikowano:
Autor:

Batalia o 6-latki. W Płocku raczej „Ratujmy Maluchy”  - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościZ jednej strony kilogramy list z podpisami pod projektem obywatelskim mającym na celu niedopuszczenie do tego rozwiązania reformy, z drugiej - wzrost liczby 6-latków, które 1 września przywdzieją tornister. Aprobata, zdecydowany sprzeciw i wahania rodziców – awantura o sześciolatki w szkole nie cichnie.

Z jednej strony kilogramy list z podpisami pod projektem obywatelskim mającym na celu niedopuszczenie do tego rozwiązania reformy, z drugiej - wzrost liczby 6-latków, które 1 września przywdzieją tornister. Aprobata, zdecydowany sprzeciw i wahania rodziców – awantura o sześciolatki w szkole nie cichnie.

Płocki Ratusz w maju rozpoczął kampanię „Pierwsza klasa sześciolatków zaprasza” mającą zachęcić rodziców płockich maluchów, by już w najbliższym roku szkolnym rozpoczęły edukację. Akcja podporządkowana jest reformie – zakłada, że jeśli od 1 września przyszłego roku wejdą w życie ministerialne decyzje o obowiązku szkolnym od 6. roku życia, a taki przecież jest plan, w szkołach będzie tłok. Bo pierwszy dzwonek usłyszą i 6- i 7-latki. Ratuszowa kampania przyniosła rezultaty. – Staraliśmy się zminimalizować tłok w płockich szkołach, który wystąpi w 2012 r. i w stosunku do poprzednich lat daje się zauważyć wzrost liczby 6-latków, które pójdą w tym roku do szkoły – ocenia Alina Burżacka z wydziału edukacji i kultury i podkreśla: – Nie zmienia to jednak faktu, że nadal jest to sprawa mocno dyskutowana.
Według danych wydziału edukacji i kultury, za kilka dni do pierwszych klas pomaszeruje 1312 brzdąców, z których 274 to 6-latki. Niestety, nie wiadomo, ilu rodziców nie posłało swoich maluchów do szkoły.

Rodzice nadal powinni mieć wybór

Ale jak wynika z rozmów, które przeprowadziliśmy z kilkorgiem płockich rodziców, większość ma opory przed posłaniem 6-latka do szkoły. I mówią zdecydowane „nie” reformie. Wszyscy jak jeden mąż podkreślają - ich pociechy intelektualnie na pewno by sobie poradziły, ale decydująca jest tu niedojrzałość emocjonalna.

Również ci, którzy zdecydowali się, by ich szkrab podjął naukę rok wcześniej, podkreślają, że ich zdaniem, nadal rodzice powinni mieć prawo wyboru. Bo sześciolatek sześciolatkowi nierówny. – Jedno dziecko rozwija się w pewnych obszarach psychicznych i intelektualnych szybciej, drugie wolniej, miałam tego przykład na swoich własnych dzieciach – opowiadała nam pani Patrycja, matka czworga brzdąców, z których najmłodsze ma dopiero trzy latka. – Najstarszy syn poszedł do szkoły normalnie, jako 7-latek, młodszą o dwa lata córkę posłałam jako 6-latkę. Poradziła sobie doskonale, więc myślałam, że z najmłodszym synem też tak będzie. Ale nie. Karol ma teraz 6 lat i zamierzaliśmy z mężem już od września puścić go do pierwszej klasy, wiedząc, że już teraz panuje w szkołach niesamowity tłok, więc co dopiero mówić o przyszłym roku. Wydawało się, że wszystko pójdzie jak z płatka – syn ma świetną pamięć, szybko się uczy, zadaje dużo pytań, jest ciekawy świata. Ale moja mama, emerytowana nauczycielka, zwróciła mi uwagę: zobacz, Karol non stop siedzi na twoich kolanach, jak idzie do przedszkola to ciągle pyta, kiedy przyjdzie mama, jest jeszcze strasznie dziecinny, totalnie nie potrafi radzić sobie z emocjami. I miała rację – jak mąż powiedział mu, że od września pójdzie do szkoły tak jak brat i siostra, to Karol wszedł pod stół kuchenny i po prostu zanosił się płaczem! Po rozmowie z koleżanką, która jest pedagożką, uznaliśmy, że na razie nie można w jego przypadku mówić o gotowości szkolnej. Moglibyśmy go tylko skrzywdzić.

Koszmar szlaczków – emocjonalnie nie do przeskoczenia

Wiktoria również jako 6-latka do szkoły nie poszła. W tym wypadku także zaważył przede wszystkim brak gotowości emocjonalnej. Ale jednak w innym aspekcie – rodzice Wiktorii już od małego posyłali ją na różne ćwiczenia dla maluchów, zostawiali samą, więc nie nadmierne pragnienie obecności matki zadecydowało, że rodzice nie puścili malucha do szkoły. – Córka ma wysokie predyspozycje intelektualne, ale jest bardzo wrażliwa i szalenie ambitna - paradoksalnie to jest główny powód, dla którego postanowiliśmy poczekać z posłaniem jej do pierwszej klasy – opowiadała nam mama Wiktorii, pani Ewa. – W przedszkolu Wiktoria była w grupie mieszanej – były tak starsze i młodsze dzieci. Córka odczuwała tak ogromny stres, nie mogąc dorównać starszym dzieciom w rysowaniu równych szlaczków, że musieliśmy zwrócić się o pomoc do psychologa. Był widać, że czuje się gorsza i to mimo że w pewnych ćwiczeniach wypadała najlepiej w całej grupie. A te szlaczki nie wychodziły i nie wychodziły. Po prostu nie była jeszcze w tym samym stopniu co starsze dzieci rozwinięta motorycznie, ruchowo, a nie umiała zrozumieć, że nie jest gorsza, tylko młodsza. Gdyby poszła do szkoły w wieku 6 lat, znów uczyłaby się z dziećmi starszymi. Bo wbrew pozorom bardzo często między 6- a 7-latkami są naprawdę widoczne różnice, nawet więcej – widać je także np. wśród dzieci z tego samego rocznika, ale urodzonych na początku i na końcu roku. Choćby to, że 6-latek nie zawsze będzie potrafił wysiedzieć całą godzinę lekcyjną. A 7-latek już tak.

Pani Ewa również jest zdania, że decyzja o posłaniu dziecka do szkoły wcześniej niż nakazuje obowiązek szkolny powinna zależeć od indywidualnych predyspozycji malucha.

Za dużo braków, zbyt wiele nonsenów

Batalia o 6-latka w ławie szkolnej zaczęła się już kilka lat temu. Głośnym echem odbiła się wciąż trwająca w całej Polsce kampania „Ratujmy Maluchy” zainicjowana przez Stowarzyszenie i Fundację Rzecznik Praw Rodziców. Protest najliczniejszej grupy społecznej w Polsce, czyli rodziców, przyczynił się do zawetowania przez prezydenta ustawy, ale sejm przyjął nowelizację i wprowadził właśnie między innymi obniżenie wieku szkolnego do 6 lat. Ale akcja rodziców trwa nadal, niedawno zostało zakończone zbieranie podpisów pod projektem obywatelskim. Zebrano ponad 346 tysięcy podpisów.

Członkowie stowarzyszenia, podpierając się zdaniem grona przychylnych inicjatywie ekspertów (naukowców, psychologów, pedagogów, lekarzy), argumentują: po pierwsze, szkoły w Polsce są niedoinwestowane, w złym stanie technicznym, nieprzystosowane do przyjęcia tak małych brzdąców. 6-letni maluch będzie się błąkał przygarbiony od ciężkiego plecaka w przepełnionych korytarzach, zatłoczonym i totalnie nieprzystosowanym do jego potrzeb otoczeniu. Po drugie, sprawa programu nauczania: brakuje szkoleń dla nauczycieli, a podstawa programowa przerasta możliwości przeciętnego 6-latka i nauka będzie przypominała tresurę. Maluch będzie musiał to, czego uczył się dotąd przesz dwa lata, przyswoić w rok. Więc z zabawy tak potrzebnej do prawidłowego rozwoju – nici. Poza tym, okres kryzysu finansowego, czasu, w którym obcina się pieniądze na szkolnictwo, nie jest najlepszym momentem na przeprowadzanie reform (W pierwszym roku z zakładanych 347 mln zostało 40 mln zł - na wszystkie szkoły w Polsce – podkreślają członkowie stowarzyszenia), w ustawie nie wyznaczono żadnych standardów, które miałaby spełniać szkoła, by przyjąć 6-latki, minister Hall „pozbywa się odpowiedzialności”, bo za realizację postanowień reformy mają odpowiadać tylko samorządy, nakaz edukacji przedszkolnej dla 5-latków dezorganizuje ten etap edukacji, bo wiadomo, że w całej Polsce przedszkoli brakuje jak mało czego, a przez obowiązkowe przedszkole dla 5-latków w wielu placówkach nie ma miejsca dla 3- czy 4-latków. Na dodatek – oburzają się członkowie stowarzyszenia – 6-latki, które do szkoły nie poszły, mają powtarzać program 5-latków – program nie zakłada dla nich nauki liter. - Trzy roczniki dzieci Ministerstwo Edukacji Narodowej skazało na regres intelektualny – grzmią inicjatorzy akcji „Ratujmy maluchy” i zastanawiają się, kto z reformy w ogóle skorzysta. Ich zdaniem – nie rodzice, nie dzieci i nie państwo, ale wydawcy. Bo Polacy zapłacą miliardy złotych za wymianę zupełnie bezużytecznych starych podręczników na nowe.

Nie dla motta „jakoś to będzie”!

Kampania z podpisami sprzeciwiających się temu rozwiązaniu reformy rodziców objęła również Płock. W naszym mieście zbierała je między innymi pani Katarzyna. Jej 6-letni syn nie idzie w tym roku do szkoły – mama za mniejsze zło uznała przyszłoroczny tłok. – To przemyślana decyzja, przedyskutowana z psychologiem i pedagogiem – opowiadała nasza rozmówczyni. – Syn po prostu nie dojrzał mentalnie do takiego wyzwania.

Syn pani Katarzyny pomaszeruje więc do pierwszej klasy równo za rok, jako 7-latek. Ale nasza czytelniczka i tak zbierała podpisy pod projektem obywatelskim. Uważa, że realizację tych zmian zaczęto nie od tej strony co trzeba. – Polska szkoła nie jest ani lokalowo, ani programowo przygotowana na przyjęcie tak młodych uczniów – przekonuje pani Katarzyna. – Argumenty stowarzyszenia Rzecznik Rodziców i akcji „Ratujmy maluchy” bardzo do mnie trafiają, dlatego podjęłam się zbierania podpisów. Ponad 60 płocczan podpisało się pod projektem zmian, jedynie kilka się nie zgodziło z naszymi postulatami.

Mama Wiktorii również zapewnia, że podpisałaby się pod taką petycją. – Spójrzmy na inne kraje, przecież w wielu z nich obowiązek szkolny obejmuje nawet 5-latki – wyjaśnia pani Katarzyna. – Ale system szkolnictwa w tych krajach jest przystosowany do potrzeb małego dziecka, wiele wiedzy i umiejętności maluch nabywa poprzez zabawę czy za pomocą metod odpowiadających jego możliwościom intelektualnym, psychoruchowym, edukacja przedszkolna i wczesnoszkolna są ze sobą skorelowane itd. A mam wrażenie, że w Polsce wiele zmian przeprowadza się jakoś tak niezgrabnie. Motto brzmi: jakoś to będzie.


Małgorzata Rostowska, tekst i foto

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE