reklama

Tomasz Marzec: Mam swoją wizję na budowę klubu [WYWIAD]

Opublikowano:
Autor:

Tomasz Marzec: Mam swoją wizję na budowę klubu [WYWIAD] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportW lipcu Tomasz Marzec zastąpił na stanowisku prezesa Wisły Płock Jacka Kruszewskiego, zostając najmłodszym sternikiem klubu w Ekstraklasie. Z nowym prezesem rozmawialiśmy o emocjach z końcówki sezonu, poprawie szkolenia młodzieży i początku rozgrywek w wykonaniu Nafciarzy.

W lipcu Tomasz Marzec zastąpił na stanowisku prezesa Wisły Płock Jacka Kruszewskiego, zostając najmłodszym sternikiem klubu w Ekstraklasie. Z nowym prezesem rozmawialiśmy o emocjach z końcówki sezonu, poprawie szkolenia młodzieży i początku rozgrywek w wykonaniu Nafciarzy. 

Emocje po wyborze na prezesa już opadły? Ostatnie tygodnie sezonu były ciężkie. Jeden mecz nie po naszej myśli i mogło być różnie. Do tego doszły zamieszania gabinetowe.

Przede wszystkim emocjom dopełniała tak naprawdę sytuacja w klubie. Jeśli chodzi o zespół, to można powiedzieć, że szybko sobie to utrzymanie zapewniliśmy. Końcówka sezonu była w naszym wykonaniu bardzo dobra i szkoda tego ostatniego meczu. Gdzieś w naszych głowach była sytuacja, która była wokół klubu. I to nie były łatwe tygodnie dla całego klubu, bo tak naprawdę głosy z zewnątrz ciągle dochodziły, a nie było konkretów. Bardzo dużo emocji, ale trzeba iść do przodu i nie można patrzeć na to, co było. Przerwa pomiędzy sezonami była bardzo krótka, więc też nie ma co rozpamiętywać, tylko trzeba się wziąć i pracować, żeby w nowym sezonie ten zespół wyglądał lepiej, niż w zeszłym.

Pojawiały się w trakcie tych medialnych spekulacji argumenty, że jeśli zmieniać zarząd, to cały, bo cały zarząd odpowiada za klub. Jak tę sytuację widzi nowy prezes? Jaki był podział obowiązków? Był prezes Kruszewski, wiceprezes Marzec i zawsze był dyrektor sportowy.

Mieliśmy podział w całym schemacie organizacyjnym. Od spraw sportowych i finansowych był prezes Kruszewski, ja bardziej odpowiadałem za marketing i pion gospodarczy, ale nie ukrywam, że w wielu sytuacjach pracowaliśmy razem. Nasza praca polegała na wzajemnym dogadywaniu się i rozmowach, bo sobie ufaliśmy i nie wchodziliśmy w paradę.

W klubie były już sytuacje, że zmieniał się prezes czy wiceprezes, a osoba będąca na drugim stanowisku zostawała w klubie, więc to dla mnie żaden argument. Taka propozycja to dla mnie ogromny zaszczyt - być prezesem klubu ekstraklasy z Płocka, czyli z miasta, z którego pochodzę. To ogromna szansa i odpowiedzialność, by pokazać w środowisku, że można ten klub cały czas pchać w górę.

Rozmawiał pan już z byłym prezesem Kruszewskim?

Staramy się rozmawiać, jak jedna lub druga strona tego potrzebuje. Nie ­unikam kontaktu, jeśli potrzebuję jakiejś informacji. Jesteśmy w kontakcie. Nie zmieniliśmy ani nie pokasowaliśmy swoich numerów telefonów.

fot. Tomasz Miecznik/Portal Płock 

Uściślijmy. To nie było takie płynne przekazanie władzy, tylko: ciach – dziś jesteś, jutro Cię nie ma.

Tak, dokładnie. Rada nadzorcza odbyła się w czwartek i ja już od piątku musiałem przejąć obowiązki w stu procentach. Można powiedzieć, że zostałem wrzucony na głęboką wodę.

Jest Pan najmłodszym prezesem w Ekstraklasie. Ma to jakieś znaczenie czy to ciekawostka?

Zdecydowanie ciekawostka.

Jeśli będzie trzeba, to prezes Tomasz Marzec będzie umiał uderzyć pięścią w stół, wziąć kogoś na rozmowę w cztery oczy i powiedzieć co się nie podoba?

Tak.

Zobaczył Pan w telefonie jakieś numery telefonów, których nie znał? Gratulacje pewnie wpływały nie wiadomo skąd.

Akurat moja książka telefoniczna ma trzy tysiące kontaktów, ale tak, zdarzały się smsy z gratulacjami z numerów telefonów, których nie znałem. Oczywiście jest to miłe. Telefon grzał się po czwartkowych decyzjach.

Ile dostał pan takich powiadomień?

Nie liczyłem, ale to są setki.

Ciekawe ile będzie, kiedy będą zwalniać…

Kiedyś przyjdzie taki moment, oby jak najpóźniej. Na razie klimat jest dobry.

Kiedy pojawiło się pierwsze zapytanie ze strony właściciela, prezydenta Andrzeja Nowakowskiego?

W  tygodniu, w którym była rada nadzorcza. Chyba we wtorek.

Wcześniej opierał się pan na...?

Bardziej na spekulacjach medialnych, tym, co mówiło środowisko. Starałem się jednak o tym nie myśleć, bo to by przede wszystkim źle wpływało na naszą pracę. Trzeba pamiętać, że klub cały czas funkcjonował. Jakbyśmy każdą informację analizowali i brali do siebie, to nic konstruktywnego byśmy nie zrobili.

Docierały do Was informacje, jak to wpływa na drużynę? Toczyły się przecież negocjacje kontraktowe.

Zawodnicy patrzą też na swój interes. Im zależy na tym, by mieli wypłatę na czas, bo grają dla Wisły Płock – nie dla Kruszewskiego, czy Marca. Dla siebie. Jeśli będą dobrze grać, dostaną propozycje albo z lepszych klubów albo lepsze propozycje kontraktowe. Klub będzie na wyższym miejscu w tabeli i każdy się będzie z tego cieszył.

Tak jak mówił prezes Kruszewski, nikt nie ma dożywotniego kontraktu w klubie.

Zdecydowanie. Ja też nigdy nie będę mówił, że będą tu dożywotnio. Mam swoją wizję na budowę tego klubu i zobaczymy, jak długo będzie mi dane tę wizję wprowadzać i czy jest ona dobra.

Dostał pan wszystkie cztery głosy w radzie nadzorczej. To chyba znaczące. Tym bardziej, że jest tam też Zbigniew Leszczyński, czyli członek zarządu PKN ORLEN. Mógł się po prostu wstrzymać.

To jest budujące, że otrzymałem wszystkie głosy od razy nadzorczej. To też pokazuje jak się zaprezentowałem na rozmowie kwalifikacyjnej i to, jak ja widzę zespół w przyszłości. Radzie się spodobało.

Porozmawiajmy o przyszłości. Tak jak Pan wspomniał, przerwa była minimalna, ale tak mają wszyscy. Okno transferowe właśnie się zamknęło i przyznam, że póki co trudno nazwać Wisłę Płock królem polowania. Nie ma zawodnika, z który z miejsca wniósłby jakość do zespołu.

Na ocenę tego okna jest z pewnością jeszcze za wcześnie. Na podstawie meczu z Wisłą Kraków mogę powiedzieć, że Patryk Tuszyński jest wzmocnieniem.

Tak, w Krakowie zagrał dobre spotkanie, ale dwa następne były już słabiutkie.

Nadal jest jednak za wcześnie, żeby w 100% ocenić okienko. Niektórzy zawodnicy dopiero do nas dołączyli. Zobaczymy jeszcze, co wniosą do zespołu.

Rzeczywiście, był zachwyt po Wiśle Kraków, ale jednak widać, że jest bardzo dużo do poprawy.

Zawodnicy muszą uwierzyć, że mogą tak grać we wszystkich meczach, a nie tylko pojedynczych.

Przed meczem z Rakowem Częstochowa widać było brak ofensywnych zawodników w odwodzie. Od początku sezonu poza grą jest chociażby Giorgi Merebaszwili. Z czego to wynika?

Giorgi sezon zaczął na ławce, przed meczem z Rakowem był przeziębiony i nie pojechał nawet na mecz. Na ławce byli Piotr Pyrdoł, Wojciech Szumilas czy Cillian Sheridan. Torgil Gjertsen w tygodniu był przeziębiony. Hubert Adamczyk dochodzi do sprawności po tym, jak przeciążył kolano. Nie chcieliśmy ryzykować. Rehabilitację przechodzi Rafał Wolski.

Czyli de facto wypadło 3, licząc Wolskiego 4, ofensywnych zawodników.

Dokładnie.

Gołym okiem widać, że Wisła Płock ma duże problemy z fazą ataku pozycyjnego. Odbieramy piłkę, trafia do któregoś ze środkowych pomocników i jest zastój.

Tak, gra jest za wolna, a przez to mamy mało wyborów w ofensywie.  Musi się to zmienić.

Czy przy transferze Filipa Lesniaka liczono na więcej walorów ofensywnych? Póki co Słowak gra bardzo asekuracyjnie. Dużo piłek odgrywa do tyłu lub do boku.

Tak. Filip musi się przystosować. Kiedy wychodzi wyżej i chce grać ofensywnie widać, że to potrafi. Musi się bardziej odkryć i uwierzyć w swoje umiejętności. Pokazuje, że ma inklinacje ofensywne.

Jak zespół zniósł dwa ostatnie spotkania? Co tu dużo mówić, te mecze w wykonaniu Wisły były po prostu słabe.

Na pewno inaczej to sobie wyobrażaliśmy. Nie możemy z tym przejść do porządku dziennego. Osobiście jestem zły, ale widzę tę złość też w sztabie szkoleniowym. To budujące. Oczekuję od zespołu, że takich meczów już nie będziemy oglądać.

Po słabym meczu z Wartą Poznań zagraliśmy równie słaby mecz z Rakowem Częstochowa. Okej, potencjał obu zespołów jest zupełnie inny, ale Wisła grała dokładnie tak samo. Gdzieś brakuje iskry.

Na pewno. Patrzę też na to tak, że pod względem ambicjonalnym mecz z Rakowem wyglądał odrobinę lepiej. Więcej było chęci pokazania się, ale po prostu bez stwarzania sytuacji w ofensywie nie jesteśmy w stanie nic zrobić.

Wisłę Płock w ostatnich miesiącach bardzo ciężko się ogląda. Rok temu o tej porze byliśmy liderem, ale to było 12 miesięcy temu. Zespół od dłuższego czasu gra mało atrakcyjny futbol, nie ma też punktów.

Nie chcę się bronić, ale mecze z Legią Warszawa, Lechem Poznań i Wisłą Kraków były niezłymi widowiskami.

To prawda.

Nie zamazujmy obrazu. Nie ma tragedii. Oczywiście przegraliśmy dwa ostatnie mecze, ale to chyba nie jest powód, żeby wykonywać teraz nerwowe ruchy. Oczywiście nie zmienia to faktu, że wszyscy oczekujemy poprawy.

Są też inne, nawet większe kluby, które mają problemy.

Ale nie patrzmy na innych, bo nie o to też chodzi. To nie jest moment, żeby wieszać psy na zespole. Zdarzyły się dwa słabsze mecze. Trzeba się wziąć w garść i zasuwać na treningach.

Czy Radosław Sobolewski obiecuje, że gra będzie bardziej atrakcyjna?

Każdy widzi co się dzieje. Żeby zdobywać punkty gra po prostu musi być lepsza, a przy tym bardziej widowiskowa.

Budujemy nowy stadion, a kibice chcieliby jednak widowiska sportowego, a nie zawodów w przesuwaniu się.

Kibice z pewnością chcieliby oglądać zespół walczący i w 100% zaangażowany w każdym meczu. To jest dla mnie całkowicie zrozumiałe.

Czy po zamknięciu okna jeszcze coś się wydarzy? Mamy dwóch napastników o bardzo podobnej charakterystyce. Brakuje kogoś bardziej mobilnego?

Na tej pozycji może zagrać jeszcze Dawid Kocyła i Mateusz Lewandowski, który miał małe problemy zdrowotne i jeszcze nie mogliśmy zobaczyć go w pierwszej 11. W kilku meczach w II drużynie pokazał, że ma potencjał. Szukamy jednak napastnika o innych walorach.

Czy jednym z nich mógł być Ricardinho?

Mieliśmy z tyłu głowy fakt, że był wolnym zawodnikiem [7 października Ricardinho podpisał kontrakt z Khof Fakkan ze Zjedonocznych Emiratów Arabskich – przyp. autora].

Trener Sobolewski stara się wprowadzać nową taktykę, czy to jest 1-3-5-2, czy 1-3-4-3. Ten system daje bardzo dużo możliwości w każdym meczu, ale cały czas możemy zagrać ustawieniem 1-4-5-1. Chcemy być nieprzewidywalni dla przeciwników, dlatego musimy mieć zabezpieczenie na każdej pozycji w postaci kilku zawodników. W tej chwili skład jest bardzo szeroki i jest też dużo młodszy, niż w zeszłym sezonie. Średnia wieku to około dwadzieścia cztery lata i taką drogą chcemy iść dalej. Kilku zawodników doświadczonych w klubie jednak musi być, bo nie możemy opierać zespołu na samych młodzieżowcach. Trzeba pamiętać, że na tych doświadczonych klub w przyszłości nie zarobi, a to musi być element strategii klubu. Raz w sezonie sprzedać jakiegoś zawodnika.

Czy Wisła Płock w ostatnich latach nie stała się klubem, gdzie przychodzą podstarzali zawodnicy? Pensja może nie jest najwyższa w lidze, ale zawsze na czas. Presji wyniku w zasadzie nie ma.

Na pewno tak do tego nie podchodzę. Zawodnicy przychodzący do Wisły Płock mają możliwość rozwoju, pokazania się światu. Jeśli będą się rozwijać, mogą pójść wyżej. Jest Damian Michalski, Dawid Kocyła, nawet Alan Uryga. Cały czas budują swoją markę, to zależy tylko od nich – czy zostaną w Płocku czy wypłyną na jeszcze szersze wody.

Teraz numerem jeden na liście ewentualnych odejść jest pewnie Dawid Kocyła, gdzieś dalej Damian Michalski. Jeśli będą grali dobrze, to zapewne musimy się liczyć z tym, że mogą zimą czy latem odejść.

Stąd ruchy, które zrobiliśmy. Przedłużenie kontraktu z Kocyłą - patrząc na zainteresowanie jego osobą, postanowiliśmy przedłużyć z nim umowę, by mieć większe pole manewru przy potencjalnych negocjacjach. Trzeba pamiętać, że najpierw Dawid musi ustabilizować swoją formę. Na razie, jak każdy młody zawodnik, przeplata dobre mecze ze słabszymi.

Czyli sytuacja finansowa klubu jest na tyle stabilna, że nie będziemy wypychać zawodników za pięćset tysięcy euro.

Liczymy, że będzie to wysoka kwota, ale tak jak mówię – Dawid musi trochę zejść na ziemię i zacząć pracować w każdym meczu. Dlatego został też został sprowadzony Piotrek Pyrdoł, żeby miał konkurencję. Mogą też jednak grać we dwóch, więc mamy tutaj pole manewru. Chcemy budować zespół na rywalizacji.

O co my walczymy w tym dziwnym sezonie? Trzech beniaminków, spada jeden zespół. Nie oczekuję, że prezes powie, że na pewno nie spadniemy, więc – o co walczymy?

Chcielibyśmy na pewno zająć wyższe miejsce niż w poprzednich rozgrywkach. Chcielibyśmy jak najdalej zajść też w Pucharze Polski, bo to też są dla nas ważne rozgrywki. Przez ten sezon chcemy zbudować zespół, żeby nie było w nim tak wielu zmian, jakie miały miejsce w ostatnich latach.

Właściciel klubu wskazuje, że Wisła powinna być w górnej połowie tabeli. Czy to nie zbyt wygórowany cel?

Każdy by tak chciał. Trzeba pamiętać, że tych zmian było dużo. Ten okres pomiędzy sezonami był dla nas bardzo krótki, więc też nie można od razu mówić, że będziemy walczyć o miejsca w TOP3.

O top 3 nie, ale mówimy o top 8. Tak nakreśla prezydent.

Zajęliśmy dwunaste miejsce. Do miejsca ósmego nie jest nam daleko, a dziewiąte było w zasięgu. Ja będę zadowolony i taki też jest postawiony cel zespołowy – żeby zająć miejsce wyższe niż w poprzednich rozgrywkach.

Widać, że niektórzy zawodnicy „urośli”. To raczej kwestia mentalu, bo nowych umiejętności raczej tak szybko nie nabyli. Alan Uryga dostał opaskę kapitańską, Mateusz Szwoch chyba korzysta na absencji Dominika Furmana, a z coraz lepszej strony pokazuje się też Damian Rasak. Czy można powiedzieć, że paradoksalnie odejście Furmiego może dobrze wpłynąć na zespół?

Tak jak mówiłem przed sezonem – ostatnie cztery lata zostały nakręcone przez media, że Wisła Płock to jest tylko i wyłącznie Dominik Furman. Tak nie było. Oczywiście z całym szacunkiem do Dominika, bo zawdzięczamy mu bardzo dużo, ale obok niego byli też Mateusz Szwoch czy Damian Rasak, którzy też pracowali bardzo dużo dla zespołu, ale byli w cieniu, bo nie mieli takich liczb jak "Furmi". W tym momencie odejście nie tylko Dominika, ale i innych zawodników, spowodowało, że inni piłkarze są wyżej w hierarchii, zespół tworzy się od nowa. Teraz te akcenty rozłożone są na więcej osób. Nie tylko na jednego czy dwóch zawodników. W tym momencie zawodnicy pierwszej jedenastki, czy wchodzący z ławki, mogą dać coś od siebie i wszyscy na tym korzystają. Wisła Płock nie może mieć indywidualności. Nie może bazować na jednym zawodniku. Wisła musi być zdeterminowana do walki, ale jako drużyna i musi wygrywać spotkania zespołowo.

Spójrzmy na mecz z Wisłą Kraków. Bramki strzelali obrońcy - okej, wygraliśmy 3:0, to jest ważne. Zdobyliśmy trzy bramki, zero z tyłu. Nie cofnęliśmy się po pierwszej bramce. To pokazuje, że zagraliśmy zespołowo i może to przynosić efekty. Chcemy budować wszystko jako zespół, a nie indywidualności.

Nie mogę nie zadać tego pytania, chociaż bardzo Bartka lubię. Skąd to przedłużenie kontraktu Sielewskiego?

Po pierwsze nie możemy pozwolić sobie na to, żeby w szatni nie było akcentu płockiego. W szatni są oczywiście Bartek Gradecki, czy Aleks Pawlak, ale oni też muszą mieć przekazane jakieś wartości, by w przyszłości przejęli rolę Bartka.

Bartek to wzór powiedzmy profesjonalizmu, ale on już prochu nie wymyśli.

Zdajemy sobie sprawę, że Bartek nie zagra dwudziestu meczów w sezonie. Pod względem treningu czy uczciwości jest to jednak wzór do naśladowania. Dla młodych piłkarzy jest dużym wsparciem, ale dba też o atmosferę.

Bartek oprócz kontraktu zawodniczego ma też wpisane dodatkowe zadania. W pierwszej kolejności jest to wprowadzanie młodych chłopaków z drugiego zespołu do pierwszego i z pierwszego do drugiego. Tak jak Kacper Kondracki, czy Fryderyk Gerbowski, żeby wiedzieli, o co chodzi. A w drugą stronę, jak w sparingu z Lechią Gdańsk, Beniamin Czajka lub Mateusz Włodarski, by ich wprowadzić i nie byli onieśmieleni.

Druga rzecz – Bartek ma też pomóc drugiemu zespołowi w awansie do trzeciej ligi już w tym sezonie. Nie jest to cel nadrzędny, ale chcemy włączyć się do walki o trzecią ligę i patrząc na przyszłość klubu, jest to bardzo ważne. Łatwiej przekonać zawodnika, że będzie trenował w pierwszej drużynie, a grał w trzeciej lidze, a nie w czwartej. Trzecia rzecz jest taka, że Bartek jest już zapisany na kurs trenerski, UEFA B. Jak były łączone kursy, to Bartek jeszcze grał w zespole i był do dyspozycji sztabu, więc nie mógłby tego połączyć. Chcemy na takich ludziach budować klub i jego tożsamość.

Chcemy przygotować Bartka do takiej drogi czysto szkoleniowej, którą w przyszłości ma zacząć prowadzić najpierw z grupami młodzieżowymi. Przy tylu zmianach w zespole bardzo ważne było, żeby mieć taką osobę, która jest tu wiele lat i zna specyfikę miasta, klubu, szatni – dlatego ten kontrakt.

Szkolenie młodzieży to był najczęściej wrzucany kamyczek do klubowego ogródka. Nie chcę tu celować w prezesa Kruszewskiego, ale jakby na to nie patrzeć, w Płocku nie produkuje się piłkarzy mogących grać na poziomie choćby drugiej ligi.

Patrząc na ekstraklasę, pierwszą i drugą ligę, jest chyba pięć czy sześć osób wychowanych w Płocku. Są Marcel Zapytowski w Resovii Rzeszów, Adam Radwański w Bruk-Bet Termalice, Krystian Pomorski w Zniczu Pruszków, Dawid Jabłoński w Olimpii Elbląg. Niedawno Patryk Leszczyński został wypożyczony do Olimpii Grudziądz. Jeszcze Łukasz Sekulski, ale to wcześniejsza sprawa.

Przed powstaniem Stowarzyszenia Sportu Młodzieżowego szkolenie w Wiśle Płock w ogóle nie istniało. Przy powstaniu stowarzyszenia szkolenie zaczęło przybierać ramy takie, które miały to wszystko scalić i wyprowadzić na dobre tory.

Przypomnijmy, że SSM powstało w 2012 roku.

W tej chwili ma osiem lat. Nie wszystko to, co zostało wtedy założone, zostało zrealizowane. Nie ma co tego bronić na siłę. Na pewno został zrobiony krok do tego, by powstała prawdziwa akademia. Nie było postawienia kropki nad „i”. Jest stworzony zalążek akademii, ale w tym momencie trzeba to poprowadzić dalej i zrobić kolejny krok. Zaczynamy to robić.   Osoby, które są w stowarzyszeniu, wykonują swoją pracę, ale potrzebują też wizji czegoś innego. Piłka nożna idzie do przodu.

Ktoś z zewnątrz musi przyjść i im to pokazać. Tym kimś jest Marek Brzozowski?

Dokładnie. Dlatego bardzo długo trwały poszukiwania osoby, który to wszystko by spięła i pokazała inny sposób myślenia. Dlatego to musiała być osoba z zewnątrz, która widziała już trochę szkółek na wyższym poziomie, które chce się cały czas rozwijać, dla której piłka nożna jest pasją i nie będzie to dla niej problem, by siedzieć na stadionie kilkanaście godzin.

Czyli Marek Brzozowski jest obecnie trenerem drugiego zespołu i nadzoruje jednocześnie młodzieżowe grupy SSM, a także swój zespół. Konkretnie jak to wygląda? Pokazuje, że wszystkie nasze grupy grają tak i tak? Żeby chłopak z rocznika 2003 nie grał czegoś innego niż chłopak z 2005.

Jeszcze przed zatrudnieniem Marka SSM wprowadziło ujednolicony system szkolenia dla całej akademii. W tym momencie, jeżeli chodzi o Marka, ustaliliśmy sobie rzeczy, które dla nas nie funkcjonują. Wypisaliśmy sobie kilkadziesiąt punktów, które chcemy wprowadzić. Nie prowadzimy jednak wszystkiego na raz, bo się nie da. Zrobiliśmy sobie taki zakres prac, według którego zrobimy cztery czy pięć punktów w najbliższe trzy miesiące. Żeby coś zacząć wprowadzać i to kończyć.

Żeby nie łapać się wszystkiego i niczego nie doprowadzić do końca.

Dokładnie. Łatwo by było rozgrzebać kilkanaście tematów i żadnego nie skończyć.

Ale co to jest konkretnie?

W tym momencie odbyło się już szkolenie dla trenerów. To, jak mają wyglądać treningi, jeśli chodzi o intensywność, ale także usystematyzowanie tego, jak mają grać te zespoły. Chcielibyśmy, żeby każdy zespół grał w podobnym systemie. Czy to jest 1-3-4-3, 1-3-5-2, czy 1-4-5-1 – każdy z nich jest bardzo podobny. Chodzi o to, żeby każdy zawodnik, przechodząc do rocznika wyżej, wiedział, jak ma się w danym systemie poruszać. W tym momencie usystematyzowaliśmy plan treningowy dla każdej z grup. O niektórych sprawach organizacyjnych nie będę już mówił, bo to czasem aż wstyd.

Co to znaczy?

Na przykład przez tydzień obserwowaliśmy jeden rocznik i w tym jednym roczniku zawodnik przychodził przez cały tydzień w bluzie Barcelony.

To nie buduje tożsamości.

No nie. Więc o sprawach organizacyjnych lepiej nie mówić. Wszyscy dostali informacje. Do tego dochodzi współpraca z firmą Better Way. To też było ważne, żeby usystematyzować plan motoryczny dla wszystkich zespołów. Dzięki współpracy z tą firmą będziemy mieli przygotowany plan treningów motorycznych dla wszystkich roczników, żeby też nie było problemu, że jedna grupa treningowa robi motorykę w jednym tygodniu, druga w drugim, a potem przychodzi plaga kontuzji. Poza tym koordynatorzy grup młodzieżowych wysłali nam swoją ocenę pracy trenerów podzieloną na punkty, jak widzą danego trenera. Przez najbliższe trzy miesiące taką kartę sporządzi Marek Brzozowski, patrząc na treningi i mecze, a potem będziemy to porównywać. W czym ma braki, co poprawić.

Czyli trenerzy będą musieli się wykazać.

Tu nie chodzi o to, że chcemy zwalniać trenerów. Te zmiany, które wprowadzamy, są dla nich. Chcemy im pomóc. Pokazać nowe metody szkoleniowe, żeby oni jako trenerzy też się rozwijali. To, co mówiliśmy wcześniej – nie jest powiedziane, że będą tu pracowali do końca życia. Może być tak, że za rok pójdą gdzieś indziej. Chcemy poprawiać ich warsztat szkoleniowy. Ale jeżeli nie zobaczymy progresu, zaangażowania i tego, że dany trener nie chce iść tą wizją co my, to będziemy musieli się pożegnać.

To jest pierwszy etap zmian w szkoleniu, w wizji akademii. Tak naprawdę na efekty tej pracy, która teraz będzie wykonywana, poczekamy dwa-trzy lata. Ale nawet takie rzeczy jak to, że Marek bierze młodszych chłopaków na treningi do „dwójki” – chcemy pokazać, żeby nie szukali szczęścia gdzieś indziej. Chcemy zakończyć to, że młodzi zawodnicy odchodzą z Wisły Płock. Najlepsi mają zostać. Tylko takim działaniem, pokazaniem że jesteśmy zainteresowani tymi chłopakami, może spowodować, że tu zostaną.

Czy to duży problem, że utalentowani piętnastolatkowie odchodzą do Legii Warszawa lub gdzieś indziej?

Nawet do Lecha Poznań, tam jest Oskar Tomczyk. Mamy też SMS Łódź… To dla nas ból. Szkolimy zawodnika przez cztery lata, a on potem odchodzi. Nie powinno tak być. Musimy zrobić wszystko, by tych najbardziej utalentowanych zawodników zostawić w Płocku, żeby trenowali w Wiśle i mieli tu możliwość rozwoju.

Oni mieli możliwość rozwoju, a Wisła zarobku.

To wszystko jest powiązane. Nawet na spotkaniu z trenerami grup młodzieżowych powiedziałem: „Od Was się zaczyna budowanie tożsamości Wisły Płock. Jeżeli Wy nie nauczycie zawodników, że Wisła Płock jest dla nich ważna, to będzie nam ciężko zbudować coś więcej. Okej, na górze piramidy jest pierwszy zespół, ale niżej jest każdy z Waszych roczników i Wy jako trenerzy. Bo Wy przebywacie z nimi najwięcej”.

Czy budżet akademii wzrósł jakoś znacząco?

Ja patrzę na budżet akademii jako na budżet drugiego zespołu z juniorami. Na pewno troszkę udało się go zwiększyć, ale to też nie jest tak, że w tym momencie wszystkie pieniądze z zewnątrz będziemy przeznaczać na akademię. Musimy to zrobić z głową i tak jak powiedziałem – nie możemy zrobić wszystkiego naraz. Mamy przygotowany plan, co będziemy robić za pół roku, ale najpierw muszą się ziścić wszystkie warunki, które są teraz. Musimy wiedzieć, co musimy poprawić. Dokładnie zdiagnozować problemy i dopiero przyjdzie czas na dodatkowe inwestycje.

Działania przy drugim zespole też pokazują, że chcemy w to iść. Zatrudniliśmy fizjoterapeutę, jest dodatkowy sprzęt treningowy i tak dalej. Patrząc na cały budżet klubu to są małe rzeczy, ale ci chłopacy też muszą poczuć, że są ważni dla klubu. Osobiście odbyłem rozmowę z każdym z zawodników drugiego zespołu i przekazałem im wizję, jak my ich za chwilę widzimy, co chcemy zrobić. Widzę po ich zachowaniu, że oni też widzą, że to idzie w dobrym kierunku.

Ostatni wynik II zespołu też nie nastraja optymizmem, tym  bardziej, że grali tam Maciej Ambrosiewicz czy Piotr Pyrdoł, którzy powinni walczyć o swoje miejsce w I zespole. Może za wcześnie by o tym mówić, ale awans nieco się oddala.

Drugi zespół został znacznie odmłodzony, wprowadzony został także nowy system gry. To nie tak, że będziemy w każdym meczu wygrywać. Oczywiście taki mecz jak z Hutnikiem Warszawa [0:5 – przyp. autora] nie powinny się zdarzyć, ale to był pierwszy tak słaby mecz od kiedy trenerem jest Marek Brzozowski.

Podchodzimy do tego spokojnie. To 4 punkty straty do lidera, a zostało 16 kolejek.

Spytam jeszcze o dyrektora sportowego. Pod koniec sezonu Czarek Stefańczyk dolał oliwy do ognia, mówiąc, że tak go nieładnie dyrektor potraktował. Jeszcze rok temu jego pracę nadzorowały dwie osoby, a teraz jest to tylko jedna. Nie ma obawy, że Marek Jóźwiak wprowadza za bardzo swoje rzędy?

Na pewno tak nie jest. Przełożonym Marka Jóźwiaka jest, przypominam, Tomasz Marzec. To Tomasz Marzec podpisuje wszystkie dokumenty, które akceptuje rada nadzorcza. Oczywiście to Marek Jóźwiak odpowiada za pion sportowy i będzie rozliczony ze swoich działań. Współpracujemy, rozmawiamy cały czas o potrzebach zespołu. W wielu rzeczach się zgadzamy, w wielu się nie zgadzamy, ale na tym to ma polegać. Jest konstruktywna dyskusja. Na początku mojej prezesury porozmawialiśmy. Ja też przekazałem Markowi, jak ja sobie wyobrażam z nim współpracę. Na tę chwilę jest realizacja założonych celów i też tutaj krok po kroku idziemy w tę stronę, by zespół cały czas wzmacniać. Trzeba pamiętać, że to nie tylko sprawy czysto sportowe, ale też organizacyjne, jeżeli chodzi o sam pierwszy zespół. Tych rzeczy jest szczególnie dużo, zwłaszcza w okresie pandemii, gdzie też trzeba uważać na wiele rzeczy. Na tę chwilę współpraca układa się nam dobrze.

Nie uciekniemy od tej pandemicznej sytuacji. Jak COVID-19 wpływa na kondycję klubu?

Na pewno jest to uciążliwe, ale trzeba uważać na każdym kroku. Musimy obserwować sytuację w kraju, cały czas przestrzegać zawodników pierwszego i drugiego zespołu. Ciągle żyjemy w czasach pandemii i musimy na siebie uważać, bo to od nich zależy, czy dogramy ten sezon. W tej chwili jest wszystko okej, ale sytuacja jest bardzo dynamiczna.

Budżet klubu odczuł sytuację pandemiczną, ale staramy się wszystko spiąć i na tę chwilę nie ma problemów finansowych. Musimy jednak cały czas na bieżąco analizować sytuację i być czujni - śledzić wymogi, utrzymywać wszelkie restrykcje i analizować sytuację.

Jakie klub podejmuje środki ostrożności?

Przeprowadziliśmy ostatnio badania pierwszego, drugiego zespołu i pracowników klubu. Staramy się, żeby do budynku klubowego każdy wchodził w maseczce i dezynfekował ręce. Zawodnicy codziennie wypełniają ankiety zdrowotne. W sobotę przeprowadzimy kolejne badania wymazowe.

Zawodnicy, łącznie z ostatnim badaniem, już czterokrotnie mieli wykonywane testy.

A są jakieś kuluarowe rozmowy? Wiadomo, że prezesi rozmawiają ze sobą. Widzimy co się dzieje w kraju - co chwilę mamy nowe rekordy zakażeń. Czy są głosy, że być może nie uda się dograć sezonu?

Nikt tego nie bierze pod uwagę. Sytuacja oczywiście jest niebezpieczna, trzeba uważać. We wtorek jest Walne Zgromadzenie Ekstraklasy, na pewno będziemy o tym dyskutować. Rozmawiamy z innymi klubami, dzielimy się doświadczeniami, wiemy jak postępują. Musimy być czujni.

Czy istnieje groźba, że kibice nie będą wpuszczani na mecz? Choćby już od najbliższego meczu ze Śląskiem.

Jeśli Płock stanie się żółtą strefą, będziemy musieli ograniczyć liczbę kibiców do 25% pojemności stadionu. Cały czas obserwujemy sytuację.

Przed zawodnikami ciężkie dwa tygodnie. Nad czym zespół będzie pracował?

Musimy poprawić przejście z defensywy do ofensywy. To priorytet. Po prostu musi wyglądać to dużo lepiej.

Przeprowadziliśmy też badania wydolnościowe, żeby sprawdzić na jakim etapie są piłkarze. Przed nimi dwa tygodnie ciężkiej pracy.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE