Xavi Sabate przed dwumeczem z HBC Nantes może mówić o sporym komforcie. Tuż przed pojedynkiem z wicemistrzami Francji z urazami uporali się Viktor Halgrimsson, Michał Daszek czy Mitja Janc. Hiszpański szkoleniowiec miał do dyspozycji praktycznie wszystkich zawodników, co w piłce ręcznej jest prawdziwą rzadkością.
Wielu zawodników mistrzów Polski pamięta rywalizację z HBC Nantes sprzed 2 lat, kiedy to obie ekipy rywalizowały na tym samym etapie rozgrywek. Lepsza okazała się Wisła, a i przed tegorocznym meczem w ORLEN Arenie bukmacherzy faworyta widzieli w Orlen Wiśle Płock. Gospodarzy czekało jednak piekielnie trudne zadanie.
Piorunująca pierwsza połowa
Nafciarze od początku narzucili swoje warunki gry, a goście wyglądali tak, jakby przygniotła ich oprawa meczu. W Orlen Arenie zasiadło ok. 4 tysiące widzów, fani za bramką Ivana Pesicia zaprezentowali efektowną oprawę. Pierwszy mikro kroczek w kierunku Final Four w Kolonii został wykonany.
Drugi podopieczni Xaviego Sabate postawili swoją grą w pierwszej odsłonie. Na początku meczu gospodarzom wychodziło niemal wszystko. Wisła nie miała żadnych problemów z rozwiązywaniem akcji w ataku pozycyjnym, a kiedy do pierwszego rzutu karnego podszedł Filip Michałowicz wszyscy kibice z niedowierzaniem popatrzyli na siebie. Młody skrzydłowy pewnie pokonał jednak bramkarza Nantes, a po jego drugiej skutecznej próbie Wisła prowadziła 8:4.
Wisła utrzymywała kilkubramkową przewagę, która urosła nawet do 6 trafień. Goście wyglądali na zrezygnowanych, nie radzili sobie z twardą defensywą gospodarzy. Nie błyszczał Thibaut Briet, a ofensywę gości trzymał tylko Kaulid Odriozola. Wicemistrzowie Francji mieli problemy z ruchliwym Gergo Fazekasem, 100% skuteczność zachowywał Przemysław Krajewski, czy to z akcji czy 7. metra. Do przerwy było 17:12 dla Wisły.
Walka o wynik
W drugiej odsłonie gra była już dużo bardziej wyrównana, a obu zespołom zdobywanie bramek przychodziło z większą trudnością. Wisła nie grała już tak błyskotliwie w ataku, wręcz gasła z każdą minutą. Ataki Fazekasa już tak nie zaskakiwały obrońców, Zoltan Szita i Tomas Piroch zatracili skuteczność. Nafciarze próbowali gry z dwoma obrotowymi, ale nie przynosiło to oczekiwanych skutków. Po zgubieni piłki w 48. minucie Odriozola rzucił do pustej bramki i było tylko 24:21, a po chwili Noam Leopold zniwelował stratę do 2 trafień. Po serii błędów Xavi Sabate poprosił o przerwę. Do bramki wskoczył Mirko Alilović, a gospodarze nadal grali na dwóch obrotowych. W końcu przyniosło to efekt po szarży Fazekasa - sędziowie podyktowali rzut karny, ale wydawało się, że Francuz powinien usiąść na ławce kar. To jedna z wielu dyskusyjnych decyzji mołdawskich sędziów. Karnego pewnie wykorzystał Przemysław Krajewski i przełamał niemoc w ataku. Było 25:23.
Wisła chwyciła wiatr w żagle, a w końcówce to Nantes popełniło kilka błędów. Ostatnie minuty hala oglądała już na stojąco, a akcjom gości towarzyszył niesamowity tumult. Podopieczni Gregorego Cojeana zatrzymali się na 25 bramkach. Mistrzowie Polski mieli jeszcze szansę na powiększenie przewagi. Xavi Sabate poprosił o czas na 15 sekund przed końcem, ale Ignacio Biosca obronił ostatni rzut. Mecz skończył się wynikiem 28:25.
Rewanż w Nantes w środę 2 kwietnia o godz. 20:45.
Orlen Wisła Płock - HBC Nantes 28:25 (17:12)
Orlen Wisła Płock: Halgrimsson, Alilović - Daszek 2, Piroch 5, Janc, Serdio 2, Susnja 1, Zarabec, Fazekas 1, Krajewski 8, Terzić, Dawydzik 1, Mihić 3, Szita 3, Michałowicz 2, Zhitnikov.
HBC Nantes: Pesić, Biosca 1 - Milosavljević, Briet 2, Yoshida, Rivera 2, Abdi 1, Avelange, Tournat 3, Bos 6, Gaber, Nyateu, Noam 2, Lagarde 2, Odriozola 6, Nassequela.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.