reklama

Pół Włoch, pół Polak dołączył do Wisły II Płock. Kim jest Alex Krawiec?

Opublikowano:
Autor:

Pół Włoch, pół Polak dołączył do Wisły II Płock. Kim jest Alex Krawiec? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportAlex Krawiec w Płocku zjawił się dokładnie 26 stycznia. Po kilkugodzinnej podróży autobusem zameldował się w hotelu, zobaczył stadion, zwiedził centrum miasta i nazajutrz rozpoczął testy w drużynie rezerw Wisły Płock. Wychowany we Włoszech i Norwegii zawodnik oficjalnie podpisał dziś kontrakt, który pierwotnie ma obowiązywać co najmniej do końca sezonu 2019/2020.

Alex Krawiec w Płocku zjawił się dokładnie 26 stycznia. Po kilkugodzinnej podróży autobusem zameldował się w hotelu, zobaczył stadion, zwiedził centrum miasta i nazajutrz rozpoczął testy w drużynie rezerw Wisły Płock. Wychowany we Włoszech i Norwegii zawodnik oficjalnie podpisał dziś kontrakt, który pierwotnie ma obowiązywać co najmniej do końca sezonu 2019/2020.

Wszystko zaczęło się pod koniec zeszłego roku, kiedy za pośrednictwem bazy Football Managera udało mi się znaleźć wielu piłkarzy polskiego pochodzenia. Los chciał, że jednym z tych, którzy za pośrednictwem Facebooka potwierdzili powiązania z naszym krajem, był właśnie Alex Krawiec. Choć swoje piłkarskie CV z materiałami wideo rozesłał po wielu klubach, do dziś nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Na pytanie o plany na dalszą karierę odparł, że próbuje dostać angaż w Polsce, ale niestety nie widzi na to szans. Wówczas szybko zaświeciła się w głowie lampka – może warto spróbować mu pomóc i dać szansę pokazania się w Płocku? Analiza podesłanego przez niego CV, research w internecie i telefon do wiceprezesa Wisły Płock Tomasza Marca, po czym reszta szybko potoczyła się dalej. 

Mediolan był za daleko

Alex Krawiec urodził się 3 września 1999 roku. Pochodzi z malutkiej włoskiej wioski o nazwie Torello, która leży nieopodal większego miasta – Salerno. Nigdy nie mieszkał na stałe w Polsce, ale w naszym języku mówi płynnie. Bliski związek z naszym krajem zawdzięcza matce, która pochodzi z Sosnowca, a pewnego razu zdecydowała się kontynuować swoje życie we Włoszech.

- Żeby tak usiąść i się uczyć polskiego, to naprawdę – nigdy. Wszystko tylko i wyłącznie ze słuchu. Z nią i rodziną rozmawiam w tym języku od małego. Tak jak z Tobą, to pisać wolę jednak na telefonie, bo słownik zawsze mi sam poprawi jakieś literówki! Z czytaniem też nie mam problemów, podobnie jak z boiskowymi tekstami jak „strona”, „plecy” i tak dalej - mówi. 

Przez konieczność dojazdów do akademii na własną rękę, tudzież mus stałej przeprowadzki do innego miasta, ciężko mu było rozpocząć jakieś poważniejsze piłkarskie treningi.

- Miałem szansę dołączyć do akademii AC Milan i Napoli. Niestety były one bardzo daleko – co najmniej z godzinę drogi od miejsca, gdzie mieszkałem. Nie było szans na dojazdy, bo po prostu nie miałby kto mnie tam wozić – a to był warunek, by rozpocząć w ogóle treningi. O przeprowadzce również nie było mowy z racji, że miałem raptem 10 lat lub mniej. To wykluczało także codzienne samodzielne dalekie podróże autobusem do ośrodka US Salernitana 1919.

Ostatecznie w 2012 roku rozpoczął treningi w ASD Monte Sant'Angelo Calcio. 28 meczów, 18 bramek i ponad 20 asyst złożyły się na w pełni zasłużoną nominację do tytułu najlepszego piłkarza przeznaczonych dla juniorów rozgrywek Esordienti. Rok później bronił już barw Alfaterna Calcio w kategorii Giovanissimi.  Również tutaj szło mu znakomicie. Rozegrał tam 30 meczów, w których zaliczył 14 bramek i 15 asyst. Niestety, gdy wydawało się, że wszystko zmierza ku dobremu, nagle jego włoska przygoda musiała dobiec końca. Wszystko za sprawą nieco przymusowej przeprowadzki do Norwegii.

- 6 lat temu do Norwegii się przeprowadziła moja siostra, która dostała tam propozycję pracy od wujka. Z czasem dołączył do niej jej chłopak, aż w końcu moja mama wraz ze mną i młodszą siostrzyczką. Ciekawa sprawa wynikła jednak z naszymi nazwiskami, bo ja „Krawiec” noszę po matce, ale młodsza siostra ma wpisane „Romano” po ojcu, z którym nie mam kontaktu. Z tego powodu mam tak naprawdę tylko polskie obywatelstwo. Włoskiego paszportu nigdy mi nie przyznali. Przeszkodą było polskie nazwisko noszone po mamie. Osobiście czuję się w 50% Włochem, a w 50% Polakiem. Inaczej tego nie mogę określić. 

Przenosiny do nowego kraju w tak młodym wieku wiązały się z komplikacjami związanymi nie tylko, jeśli chodzi o treningi i futbol, ale również edukację. Jego mama bardzo dbała bowiem, by miał skończoną szkołę, zanim na dobre zdecyduje się postawić na futbol.

- Wiadomo, łatwo nie było, ale takie życie. Do Norwegii przeprowadziłem się, jak miałem czternaście lat. Tam dokończyłem gimnazjum, no i potem już liceum.  Na szczęście język norweski złapałem już po roku, bo jest bardzo łatwy. Jeśli chodzi o poziomy szkół, to niżej jest właśnie Norwegia. We Włoszech było trudniej. Słyszałem, że w Polsce poziom jest bardzo wysoki. Wydaje mi się, że z językiem polskim problem mają nawet Polacy, więc co dopiero obcokrajowcy! Ja na szczęście jako tako sobie radzę i cieszę się, że mając 20 lat mam opanowane aż 4 języki. Swoją drogą, tak jak poziomy edukacji Włoch i Polski mogą być zbliżone a Norwegii to inna bajka, tak z ludźmi jest chyba podobnie. Włosi i Polacy mają wiele wspólnych cech. Mili, uśmiechnięci, otwarci. Norwegowie są bardziej zamknięci w sobie, ponurzy. To tylko takie ogólne odczucia, bo każdy może być inny. 

W międzyczasie w końcu udało mu się znaleźć na stałe poważniejszy klub i w 2015 roku trafił do młodzieżowej drużyny FK Ørn Horten. W 2016 roku grał jeszcze głównie w drużynie U-19, ale później zasiadał już na ławce w meczach I zespołu. Udało mu się nawet zadebiutować w tamtejszej II lidze i rozegrał 5 spotkań, w których zaliczył 3 asysty. Niestety Ørn FK nie zdołało się utrzymać w lidze i spadło na niższy szczebel. Jako 18-latek był już podstawowym skrzydłowym drużyny i w 25 meczach strzelił 5 bramek, do których dołożył 6 asyst. Klub nie zdołał jednak awansować z powrotem do II ligi, ponieważ w tabeli zajął 2. miejsce. Podobnie rok później, gdy Alex rozegrał o 6 spotkań mniej, ale w kanadyjskiej klasyfikacji zdobył o 4 punkty więcej. Dołożył do tego jeszcze bramkę sezonu. W zakończonym pod koniec ubiegłego roku sezonie w 22 występach strzelił 4 bramki i zanotował aż 11 asyst.

- W Ørn zdobyłem sporo doświadczenia, ale trochę się tam zasiedziałem. Z takich ciekawszych zawodników to był tam na obronie Benjamin Zalo. Młodzieżowy reprezentant Norwegii. Trafił zresztą potem do IFK Göteborg. Niestety miał poważne problemy z kolanem, przez co ostatecznie wrócił w minionym roku do Ørn. W klubie spotkałem też Polaka – Mateusza Kowalskiego. Później odszedł do Flint Fotball, gdzie trenerem jest tam teraz John Arne Riise.

Z Sosnowca, przez Warszawę, do Płocka

Ostatecznie filigranowy pomocnik nie przedłużył umowy z FK Ørn i postanowił szukać nowych wyzwań. Dostawał pewne sygnały z Norwegii, ale brakowało poważniejszych konkretów. Na początku 2020 roku miał udać się z kolegami na kilkudniową wycieczkę do Krakowa, po której planował wrócić do Skandynawii i zdecydować o swojej przyszłości.

- Gdybyś do mnie nie napisał, to nigdy bym raczej nie zagrał w Polsce i po prostu podpisałbym jakąś umowę w Norwegii. Była nawet szansa na testy w Sandefjord Fotball, czyli beniaminku norweskiej ekstraklasy. Szef mojej siostry i mamy miał tam jakieś znajomości, a z racji kwestii finansowych plusem byłoby to, że nie trzeba mi załatwiać mieszkania i tak dalej, bo to blisko mojego domu. Wyszło to jednak za późno i już nie chciałem nic komplikować. Zresztą do Norwegii zawsze mogę jeszcze wrócić - podkreśla. 

W Krakowie Alex spędził z przyjaciółmi kilka dni po Nowym Roku. W tym czasie po odbytych rozmowach zdecydował się nie wracać z nimi do Norwegii a… pojechać do Sosnowca. Tam mieszkał jego wujek, u którego się na chwilę zatrzymał i 26 stycznia wyjechał o poranku autobusem z Sosnowca, by przez Warszawę po południu dotrzeć na dworzec autobusowy w Płocku. Po odstawieniu rzeczy oraz szybkim spacerze i obiedzie, następnego dnia rozpoczął już zajęcia z resztą drużyny. W czasie 2-tygodniowych testów miał też wziąć udział w 2 sparingach, by Adam Majewski i Dariusz Fabianowicz lepiej mogli się przyjrzeć jego umiejętnościom. Kilka dni po przyjeździe do Płocka, rozegrał pełne 90 minut przeciwko Borucie Zgierz. Choć młodzi Nafciarze to spotkanie przegrali, Alex pokazał się na prawym skrzydle z dobrej strony i trenerzy wyrazili chęć, by skrzydłowy został w Płocku i pomógł drużynie w rundzie wiosennej IV ligi.

- Później, już po pierwszym sparingu, porozmawiałem z trenerem Majewskim, bo chciałem też usłyszeć jego zdanie, co by zrobił na moim miejscu, jeśli chodzi o pobyt w Płocku i Polsce. Powiedział w sumie dokładnie to samo co Ty, gdy do Ciebie dzwoniłem dzień po sparingu – żebym spróbował. W innym wypadku mogę żałować i myśleć „co by było, gdyby...”. Wtedy byłem jeszcze trochę zmieszany, ale po rozmowach z Tobą i rodziną podjąłem decyzję. Mamie relacjonowałem praktycznie wszystko. Wie, że znalazłeś mnie w nietypowy sposób i od słowa do słowa na Facebooku, pomogłeś mi znaleźć angaż w jej kraju, co było jej marzeniem. Stwierdziła, że widocznie los chciał, że kiedyś w końcu muszę tu spróbować swoich sił i skoro teraz nadarzyła się taka okazja, to trzeba spróbować. Nawet jeśli coś pójdzie nie tak, to do Norwegii mam drzwi otwarte. Przynajmniej nie będę się później głowił, że „ciekawe, jakbym wtedy poleciał do Polski...”.

Młody skrzydłowy przyznaje, że nie miał raczej problemów z aklimatyzacją w nowym otoczeniu. Po pierwsze jest już do tego trochę przyzwyczajony, a po drugie został pozytywnie przyjęty. Pokój będzie dzielił z Krystianem Ogrodowskim, czyli innym nowym nabytkiem rezerw Wisły. Świetne wrażenie zrobili również na nim trenerzy i wiceprezes.

- Chłopacy z drużyny znają się już długi czas, ale wszystko jest w porządku. Poza tym widać, że trenerzy Majewski i Fabianowicz mają sporą wiedzę, a pan Marzec jest szczery i prawdziwy. Zdziwiłem się tylko trochę, jak powiedział, że szkoda, że jestem taki niski, ale dobrze, że nadrabiam to szybkością i tak dalej. Nie chciał mnie jednak chyba jakoś wystraszyć. Bardziej odebrałem to w ten sposób, by nie przejmować się warunkami fizycznymi, można to wyrównać czym innym.

Krawiec mierzy bowiem zaledwie 158 centymetrów wzrostu. Na boisku mu to  zupełnie nie przeszkadza. O ile w juniorskich rozgrywkach we Włoszech tym bardziej nie był to żaden problem, tak w siłowej niższej lidze norweskiej było już trudniej. Zamiast fizycznej walki woli pokazywać swoje inne atuty.

- Nigdy się jakoś tym specjalnie w rodzinie nie przejmowaliśmy. Byliśmy u lekarza we Włoszech w tej sprawie, ale nas spławił i powiedział, że nic się nie da z tym już zrobić. Gdy byłem starszy, odwiedziliśmy w Norwegii endokrynologa i on stwierdził, że można było coś działać. Muszę się z tym zmierzyć, trudno. W sumie ani razu nie miałem jakiejś nieprzyjemnej sytuacji przez mój wzrost. Staram się to przekuć w swój atut. Jestem szybki i zwrotny, więc obrońcom nie jest łatwo mnie upilnować. Od zawsze grałem na prawym skrzydle. Mogę też zagrać na drugiej stronie lub z przodu.

Później zagrał w wygranym 4:2 meczu przeciwko Świtowi Staroźreby. Niestety, w okolicach 20. minuty musiał zejść z boiska na skutek bólu pięty, który doskwierał mu na tyle, że musiał opuścić zajęcia na obozie przygotowawczym w Suchej Beskidzkiej. Pierwotnie znalazł się w kadrze na ten wyjazd, ale prosto z obozu udał się pociągiem na krakowskie lotnisko. Krótka przerwa w treningach pozwoliła mu bowiem na… szybką przymusową wycieczkę do Norwegii.

- Musiałem zwieźć tutaj jakoś resztę swoich rzeczy, bo ja wziąłem przecież ze sobą tylko małą walizkę na wycieczkę do Krakowa i tyle. Wysyłać paczką ubrania, laptopa i tak dalej trochę się mimo wszystko bałem. Inna sprawa, że ja się nawet z nikim z rodziny nie pożegnałem… Planowo poleciałem do Polski na parę dni, a koniec końców zostaję w Płocku na co najmniej pół roku! Z powrotem wracałem już samolotem do Warszawy, ale jak zwykle miałem jakieś przygody. Mieliśmy duży problem z wylądowaniem, więc wszystko tak się opóźniło, że się nie wyrobiłem na ostatni autobus do Płocka. Doczekałem się następnego i dotarłem na poranny trening drużyny.

Po powrocie Alex rozegrał jeszcze sparing przeciwko Lechowi Rypin, który Nafciarze wygrali 3:1. Po wejściu na boisko mały włos nie zdobył nawet bramki, ale piłka trafiła tylko w spojenie słupka z poprzeczką. W końcu oficjalnie związał się też z klubem półroczną umową. Jest zdania, że to uczciwy układ dla obu stron, gdyż jeśli współpraca będzie się układała dobrze, to można wówczas pomyśleć o przedłużeniu kontraktu. Jeśli jednak coś będzie nie tak, to nikt nie musi się czuć uwiązany.

- Cieszę się, że mogę tu zostać na dłużej i przygotowywać do rundy wiosennej. Gdy kilkanaście tygodni temu do mnie napisałeś, nigdy bym się nie spodziewał, że to wszystko się tak potoczy. Teraz czas się trochę przestawić. Nie chodzi nawet o samo miasto, bo Płock wydaje się bardzo ładny. Po prostu zawsze byłem blisko rodziny, wszystko miałem trochę na „gotowe”, a tutaj szybko będzie trzeba się nauczyć wyjątkowej samodzielności. Tyle, że gdyby zależało mi na wygodnym życiu, to zostałbym w Norwegii. Lubię wyzwania, także zrobię wszystko, żeby wykorzystać tę szansę i nikogo nie zawieźć - zapewnia. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE