reklama

Jerzy Brzęczek: Rzadko siadam na ławce, wolę być bliżej zespołu

Opublikowano:
Autor:

Jerzy Brzęczek: Rzadko siadam na ławce, wolę być bliżej zespołu - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportDwa mecze w sezonie 2017/2018 ma już na swoim koncie nowy trener Wisły Płock Jerzy Brzęczek. Po nieudanej inauguracji z Lechią Gdańsk nafciarze pokonali jednak przed własną publicznością zdecydowanego faworyta Lecha Poznań.

Dwa mecze w sezonie 2017/2018 ma już na swoim koncie nowy trener Wisły Płock Jerzy Brzęczek. Po nieudanej inauguracji z Lechią Gdańsk nafciarze pokonali jednak przed własną publicznością zdecydowanego faworyta Lecha Poznań.

Trzy punkty w dwóch meczach to niezły wynik, jak na początek rozgrywek. Tym bardziej, że zadanie postawione przed trenerem Brzęczkiem nie należało do najłatwiejszych. Po niespodziewanym rozstaniu z Marcinem Kaczmarkiem, który cieszył się w Płocku znakomitą, wieloletnią renomą, przyszło mu w raptem kilka dni odpowiednio wpłynąć na drużynę i wpoić jej swoją filozofię gry. Na mecz z Lechią się nie udało, jednak w spotkaniu z Lechem Poznań płocczanie zaprezentowali się o niebo lepiej, zbierając pozytywne opinie zarówno w ogólnopolskich mediach, jak i wśród płockich fanów.

Z byłym, znakomitym piłkarzem, 42-krotnym reprezentantem Polski, obecnie szkoleniowcem Wisły Płock Jerzym Brzęczkiem rozmawialiśmy m.in. o meczu z Lechem Poznań, nadchodzących spotkaniach z Arką Gdynia i Wisłą Kraków oraz sposobie komunikowania się z nowymi podopiecznymi.

Jest Pan zadowolony z pierwszych dwóch spotkań w roli nowego szkoleniowca Wisły Płock?

Jerzy Brzęczek: Mecz z Lechią Gdańsk nie wyszedł tak, jak sobie założyliśmy. Przeciwnik wygrał zasłużenie, chociaż kiedy analizowałem spotkanie już na chłodno przed oczami pokazał mi się nieco bardziej pozytywny obraz. Mecz z Lechem Poznań było dla nas bardzo ważny, prestiżowy. To jeden z głównych kandydatów do zdobycia mistrzostwa Polski. Jest w grze o fazę grupową ligi europejskiej i dotychczas prezentował się bardzo dobrze. Dlatego zwycięstwo tym bardziej nas cieszy. Zdajemy sobie sprawę, że w tym meczu zrobiliśmy lekki krok do przodu. Przede wszystkim byliśmy lepiej zorganizowani, bardziej agresywni, zdyscyplinowani. Cała drużyna zostawiła na boisku mnóstwo zdrowia i serca. To właśnie miało największy wpływ. Oczywiście osłabienie Lecha i czerwona kartka też miały znaczenie, ale z drugiej strony takie sytuacje często mają miejsce. Śląsk w drugiej kolejce również grał w przewadze jednego zawodnika, a mimo to przegrał z Zagłębiem, tracąc bramkę w ostatnich minutach. Chwała chłopakom, że zachowali rozsądek, chłodną głowę, nie podpalili się i grali konsekwentnie. Indywidualna akcja Dominika Furmana zadecydowała o zwycięstwie. Dla drużyny, klubu, kibiców i całego Płocka to bardzo ważne trzy punkty.

Udało się Panu w tak krótkim okresie czasu pozytywnie wpłynąć na zespół. Od meczu z Lechią minął tylko tydzień i… wydawało się, że na spotkanie z Lechem Poznań wyszła zupełnie inna drużyna.

Była różnica przede wszystkim w sposobie poruszania się po boisku. Przed meczem z Lechią mieliśmy sporo zajęć treningowych, co być może spowodowało, że zawodników nieco „przytkało”. Poza tym emocje, presja. Nie zaprezentowaliśmy się tak, jak tego oczekiwaliśmy. Drugie spotkanie było zdecydowanie lepsze w naszym wykonaniu, ale jest dużo rzeczy, nad którymi musimy jeszcze popracować. Czas działa jednak na naszą korzyść. Z każdym dniem, tygodniem drużyna będzie wyglądać lepiej. Decydujące jest to, jak zaprezentuje się w meczu, jak zniesie stres, doping fanów, napięcie, czy jest w stanie przełożyć założenia z treningów na boisko, wtedy kiedy nie można sobie już pozwolić na jakąkolwiek ulgę i odstawianie nogi. Cieszę się bardzo z tego, że pokonaliśmy Lecha. Konsekwencja, zaangażowanie, mądrość i serce pozwoliły nam pokonać, moim zdaniem, jedną z najlepszych drużyn w Polsce.

Przez pełne 90 minut ani razu nie usiadł Pan na ławce rezerwowych.

Rzadko siadam na ławce. Wolę być bliżej zespołu, przede wszystkim w tych początkowych momentach. Inna sprawa, że grając na naszym stadionie moje podpowiedzi i kontakt z drużyną są lepiej słyszalne, trybuny są w Płocku nieco oddalone. Pewnie w Poznaniu czy Warszawie piłkarze mają na to małe szanse, bo trybuny są bliżej i przy dopingu uwag trenera po prostu nie słychać.

Jak wygląda sytuacja z kontuzjowanymi zawodnikami? Co z Piotrem Wlazło?

Zarówno Maksymilian Rogalski, jak i Kamil Sylwestrzak potrzebują jeszcze czasu. Jose Kante już trenuje indywidualnie i częściowo z drużyną. Jego powrót będzie zdecydowanie szybszy. Piotrek Wlazło jest po urazie. Przeszedł już badania i najbliższe dwa bądź trzy mecze będzie poza kadrą.

Przed nami pierwszy wyjazdowy mecz sezonu. W niedzielę zmierzymy się z Arką Gdynia.

W moim odczuciu Arka jest największą pozytywną niespodzianką ostatnich miesięcy. Pokonali w finale Pucharu Polski Lecha Poznań, wygrali Superpuchar na stadionie Legii z mistrzem Polski. Również w dwóch pierwszych spotkaniach w lidze zdobyli cztery punkty. Ta drużyna ma sporo pewności siebie. Sukcesy dodały jej wiatru w żagle. Zdajemy sobie sprawę, że jadąc do Gdyni nie jesteśmy faworytem, jednak mecz z Lechem pokazał, że jeżeli chcemy zdobyć tam punkty, a taki mamy zamiar, to przede wszystkim musimy pokazać niesamowite zaangażowanie, konsekwencję i dyscyplinę. Arka gra twardo, ma w swoich szeregach ciekawych zawodników, ich kadra jest zdecydowanie mocniejsza i szersza niż w minionym sezonie. Jedziemy tam ze świadomością, że czeka nas ciężkie spotkanie. Ale my również mamy dużo jakości i musimy to wykorzystać.

W rozgrywkach Pucharu Polski czeka nas pojedynek z Wisłą Kraków. Płocka drużyna zazwyczaj szybko odpadała z tych rozgrywek. Czy teraz będzie inaczej?

Osobiście przywiązuję wagę do każdego meczu, czy to ligowego, czy pucharowego. W Krakowie będziemy walczyć o zwycięstwo. Nie ma innej możliwości. Przed tym meczem mamy jednak dwa bardzo ważne spotkania ligowe i w tym momencie koncentrujemy się przede wszystkim na nich. To nasze podstawowe zadanie. Po ligowym meczu z Wisłą Kraków będziemy się zastanawiać jak zagramy w pucharze – w jakim ustawieniu i jaką taktyką.

Zdążył się już Pan zaaklimatyzować w nowym miejscu? Jak się Pan czuje?

Nikt się pewnie nie spodziewał takiego obrotu sprawy, nie była to łatwa sytuacja. Ale w piłce nożnej są takie momenty. Dla Wisły ten okres był wyjątkowo trudny, ponieważ przez ostatnie kilka lat trener Marcin Kaczmarek wykonał tutaj fantastyczną pracę. To jasne, że szacunek i przywiązanie do niego jest bardzo duże. Nastąpiła jednak pewna zmiana. To nie był łatwy moment zarówno dla drużyny, jak i dla mnie. Trzy dni przed pierwszym spotkaniem przychodzi nowy trener. A wiadomo, że potrzeba czasu na poznanie się, zapoznanie się z nową filozofią i stylem gry, treningami. Początek nie był łatwy. Ale ja zawsze powtarzałem, że w tej drużynie jest duży potencjał. To bardzo ciekawa mieszanka doświadczenia, rutyny, młodości i fantazji. Moim zadaniem i całego sztabu jest wyciągnięcie z każdej jednostki maksymalnego potencjału. To wszystko przełoży się na jakość całej drużyny. Mam nadzieję, że już po jakimś czasie kibice i wszystkie osoby związane z Wisłą Płock będą również moją osobę dobrze oceniać.

Podczas treningów, jak i w szatni dużo rozmawia Pan z zawodnikami. W jakim języku porozumiewa się Pan z obcokrajowcami?

Na dobrym poziomie władam językiem niemieckim, a teraz również przypominam sobie język angielski (śmiech). Jest kilku obcokrajowców w drużynie, dlatego staram się z nimi rozmawiać właśnie po angielsku. Niekiedy tych słów może brakuje, jednak wtedy Andrzej Krzyształowicz i pozostali chłopcy zawsze przyjdą z pomocą. Ja będę się starał mówić po angielsku, z drugiej jednak strony będziemy dążyć do tego, żeby ci zawodnicy uczyli się języka polskiego. Tutaj w Polsce zarabiają pieniądze. To jest dla mnie bardzo ważne. Ja sam grałem za granicą i uczyłem się języków obcych. Na ten temat jeszcze nie rozmawialiśmy, ale chciałbym, żeby ci zawodnicy mieli lekcje języka polskiego, nawet podstawowe. Wszystko po to, żeby szybciej mogli odnaleźć się w szatni i żeby czuli się zintegrowani, więcej rozumieli. Żeby nie czuli się nieswojo, bo nie do końca będą rozumieć co się mówi do nich, albo na ich temat.

Czy jest jakieś motto, którym kieruje się w życiu trener Jerzy Brzęczek?

Jako młody chłopiec, w wieku 15-16 lat pisałem kronikę. Pamiętam, że na pierwszej stronie napisałem sobie cel - żyć tak, by potem mieć świadomość, że zrobiłem absolutnie wszystko co było w mojej mocy i wykorzystałem w stu procentach swoje umiejętności. To tyczyło się mojego życia zawodowego, jako piłkarz. Myślę, że z perspektywy czasu wiele osiągnąłem w zawodowej piłce. Teraz moim marzeniem jest, by osiągnąć jak najwięcej jako trener. Najmłodszy już nie jestem, z drugiej strony buty na kołku zawiesiłem w wieku 37 lat, więc moja kariera trenerska zaczęła się troszeczkę później. Przyznam szczerze, że jestem szczęśliwy, że jestem w Wiśle. Wewnętrznie czuję, że to miejsce dla mnie. W GKS-ie Katowice i Lechii Gdańsk sytuacja była trochę inna. Przede wszystkim presja była znacznie większa. W Płocku panuje spokój. Wisła jest klubem troszeczkę spokojniejszym i to może doprowadzić do tego, że poziom sportowy i organizacyjny będzie stale szedł w górę.

Cofnąłby się Pan do czasów schyłku kariery piłkarskiej i jeszcze chwilę „pokopał”?

Chyba nie. Karierę zakończyłem w 2009 roku czyli… czyli miałem jednak nie 37, a 38 lat (śmiech)! Myślę, że fizycznie i sportowo pewnie dałbym radę, jednak tutaj dochodzą różnice generacji. Podejście młodszego pokolenia było troszeczkę inne. Nie chciałbym się dodatkowo przez to denerwować.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE