Zmieniają się trenerzy w Wiśle Płock, ale każdy z nich w mniejszym, a zazwyczaj większym stopniu stawia na Cezarego Stefańczyka. Kontrakt doświadczonego obrońcy został przedłużony z automatu i obowiązuje do końca sezonu.
Kiedy 2 marca 2019 roku podczas meczu z Cracovią Cezary Stefańczyk naruszył nietykalność cielesną arbitra, jego kariera zawisła na włosku. 35-letni boczny obrońca początkowo otrzymał drakońską karę półrocznego wykluczenia, ale po apelacji została zawieszona. Klub podał zawodnikowi rękę i przedłużył z nim kontrakt do końca 2019 roku, a zapisy które znalazły się w umowie automatycznie parafowały umowę o kolejnych sześć miesięcy.
Trenerzy się zmieniają, a Cezary Stefańczyk trwa. Wychowanek RKS-u Radomsko w Płocku pracował już z Marcinem Kaczmarkiem, Jerzym Brzęczkiem, Dariuszem Dźwigałą, Kibu Vicuną, Leszkiem Ojrzyńskim i teraz z Radosławem Sobolewskim. "Stefan" był ulubieńcem Kaczmarka, u którego grał od deski do deski i walnie przyczynił się do awansu Wisły Płock do Ekstraklasy.
Ta droga wcale nie była jednak oczywista, bo kiedy Stefańczyk przychodził do Płocka miał już 31 lat i za sobą debiut w najwyższej klasie rozgrywkowej w barwach Łódzkiego Klubu Sportowego. Zagrał tam w 13 spotkaniach, a debiut był koszmarny - w 23. minucie meczu z Lechem Poznań pokonał własnego bramkarza. Przeważnie grał w niższych ligach, m.in. w Zawiszy Bydgoszcz.
Tymczasem obrońca kiedy wszedł do składu Wisły, raczej niechętnie go opuszcza. W I lidze w barwach Wisły Płock zaliczył kilka trafień, ale na bramkę dla swojej drużyny w Ekstraklasie wciąż czeka. Trochę się uzbierało, bo występ z Legią był 200. meczem w niebiesko-biało-niebieskim trykocie. Stefańczyk w lutym skończy 36 lat, ale wiek w grę w piłkę mu nie przeszkadza. Stawiał na niego każdy kolejny trener Nafciarzy. Na początku sezonu przez kilka spotkań musiał ustąpić miejsce Jakubowi Rzeźniczakowi, ale kiedy ten w Szczecinie doznał urazu, Stefan wszedł i zagrał jak profesor. Miejsca na prawym boku defensywy już nie oddał.
Cezary Stefańczyk to nie tylko solidny boczny obrońca, ale też barwna postać drużyny. Dziś obok Bartłomieja Sielewskiego i Patryka Stępińskiego jest jedynym z piłkarzy, którzy w maju 2016 roku świętowali powrót Wisły Płock do Ekstraklasy. Teraz czeka na swoją premierową bramkę, która mogłaby pomóc w zrealizowaniu celu, jakim jest utrzymanie.