reklama

Grali jak nigdy. Ale przegrali jak zawsze

Opublikowano:
Autor:

Grali jak nigdy. Ale przegrali jak zawsze - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportTo był jeden z najlepszych meczów reprezentacji Polski, odkąd trenerem został Michael Biegler. Niestety, nie wystarczyło to do pokonania aktualnych mistrzów olimpijskich.

To był jeden z najlepszych meczów reprezentacji Polski, odkąd trenerem został Michael Biegler. Niestety, nie wystarczyło to do pokonania aktualnych mistrzów olimpijskich.

Biało-czerwoni rozegrali doskonałe spotkanie, ale przegrali z Francuzami 27:28. Niestety, podobnie jak w meczu z Serbią chociaż ostatnią akcję rozgrywali Polacy, nie potrafili zakończyć jej skutecznym rzutem.

Sławomir Szmal – to wyraźnie nie był jego dzień. Skuteczność „Kasy” to wyjątkowo skromne 24 procent. Owszem, miał przeciwko sobie zdecydowanie potężniejsze strzelby niż dwa dni temu. Ale mimo wszystko nie z takimi graczami potrafił już sobie radzić.

Krzysztof Lijewski – tym razem spędził na boisku aż 47 minut, mogąc pochwalić się pięćdziesięcioprocentową skutecznością (cztery gole na osiem rzutów). To był tym razem taki „Lijek” jakiego chciałoby się oglądać w każdym meczu. Nie tylko kończący akcje swojego zespołu, ale i dostrzegający lepiej ustawionych kolegów z zespołu.

Bartosz Jurecki – na placu gry przebywał 21 minut. Cztery rzuty i trzy gole to doskonała skuteczność, sięgająca 75 procent. Prawie idealnie, chociaż prawie czyni różnicę. Rozegrał doskonałe spotkanie, pokazując się w wielu sytuacjach z jak najlepszej strony. Szkoda tylko, że nie wykorzystał rzutu karnego.

Piotra Grabarczyk – i tym razem przez 24 minuty swojego pobytu na boisku nie oddał ani jednego rzutu w kierunku bramki przeciwników. Ale nie na tym polega jego rola. W defensywie spisywał się jak zawsze. Czyli poprawnie.

Mariusz Jurkiewicz – 33 minuty na boisku, trzy gole na sześć rzutów. Nieco mniej skuteczny niż w konfrontacji z Serbami, ale i tym razem niezwykle pożyteczny. Po raz kolejny gdy był na boisku, akcje Polaków miały właściwe, wysokie tempo.

Jakub Łucak – najbardziej pozytywna niespodzianka meczu z Francuzami. Zawodnik z Głogowa nie miał zmiennika, więc spędził na boisku pełne 60 minut. Zdobył pięć bramek, oddając sześć rzutów. Dało mu to średnią 83 procent. Doskonałą jak na zawodnika, który debiutuje w wielkiej imprezie.

Przemysław Krajewski – zastąpił w wyjściowym składzie Adama Wiśniewskiego. Zagrał 24 minuty, zdobywając dwa gole na cztery rzuty. Zasłużył na brawa za kilka swoich akcji, chociaż najbardziej efektownego wejścia w strefę rywali nie zdołał zakończyć skutecznym rzutem. Powstrzymał do rewelacyjnie spisujący się bramkarz trójkolorowych Cyril Dumoulin.

Piotr Chrapkowski – gdyby przez cały mecz utrzymał formę, jaką błysnął w pierwszych minutach, stałby się najjaśniejszą gwiazdą tej konfrontacji. Cztery bramki na dziewięć oddanych rzutów i tak dało mu niezłą średnią 44 procent. Na boisku spędził 35 minut i dobrze wykorzystał ten czas.

Bartłomiej Jaszka – grał przez 27 minut. To zawodnik, który jest najtrudniejszy do ocenienia. Z jednej strony – zdobył dwa gole na trzy rzuty. A to daje mu całkiem niezłą 66-procentową skuteczność. Z drugiej jednak strony po raz kolejny nie okazał się zawodnikiem, który jest w stanie poderwać swój zespół do walki. A przecież właśnie tego oczekuje się od gracza grającego na środku rozegrania.

Adam Wiśniewski – zaczął na ławce rezerwowych, a jednak grał aż 35 minut. Jak zawsze niezwykle pożyteczny w defensywie. Trochę mniej widoczny w ataku. Trzy razy próbował znaleźć sposób na pokonanie bramkarza Francuzów, udało mu się raz. 33 procent to skuteczność, która nikogo nie poraża. Ale jedno „Gadżetowi” trzeba zapisać zdecydowanie na plus. Jest pierwszym polskim skrzydłowym, który na ME 2014 zdobył gola po rzucie ze skrzydła.

Karol Bielecki – dziewięć minut na parkiecie i aż cztery minuty na ławce. I znowu zero rzutów, zero bramek, zero efektywności. Szkoda, że „złamał się”, gdy sztab szkoleniowy reprezentacji przekonywał go, że nie powinien kończyć kariery w kadrze. Zamiast chodzenia glorii i chwały jest rozmienianie dawnej sławy na drobne.

Michał Szyba – grał przez 13 minut, zdobywając jednego gola na trzy rzuty. Szału w jego wykonaniu nie było. Praktycznie jedynym zadaniem, z jakim pojawił się na boisku, było umożliwienie złapania oddechu Krzysztofowi Lijewskiemu. I to mu się akurat udało.

Michał Jurecki – 24 minuty na boisku, dwa gole na sześć rzutów (33 procent skuteczności). Tym razem to był taki „Dzidziuś”, jakiego cenią wszyscy polscy kibice. Przepychający się między rywalami, potrafiący walczyć o każdy milimetr boiska. Oby tak w meczu z Rosją...

Kamil Syprzak – grał tym razem ledwie osiem minut. I niczym szczególnym nie zapisał się w pamięci kibiców.

Fot. Tomasz Miecznik/Portal Płock, Archiwum ZPRP

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE