- To jedyny sposób, by wyjść z tego impasu - mówi wójt Słupna Marcin Zawadka. To właśnie o jego dalszym urzędowaniu mają zdecydować mieszkańcy gminy. Jednak decyzja o przeprowadzeniu referendum jest w rękach rady gminy.
O konflikcie między wójtem Marcinem Zawadką, który zajął miejsce Stefana Jakubowskiego (PSL) a radnymi związanymi z PSL, którzy mają w radzie większość i skutecznie blokują jego inicjatywy, pisaliśmy już niejednokrotnie. Co gorsza, nie ma widoków na poprawę sytuacji.
[ZT]11041[/ZT]
Radni z obozu wrogiego są opozycją totalną, a wzajemne animozje doszły już do takiego etapu, w którym nikt chyba nie widzi szans, by zakopać ó topór wojenny. Od miesięcy mówiło się wprost - albo zostanie wójt, albo rada gminy.
Teraz referendum o odwołanie wójta wydaje się bliższe niż kiedykolwiek. Dlaczego? Bo okazało się, że wniosek o jego przeprowadzenie złożyli na ręce przewodniczącej rady Elżbiety Kuchty (PSL) nie radni opozycyjni wobec wójta, ale jego koalicja. Co ciekawe, on sam bynajmniej nie ma o to żalu.
- To jedyne możliwe wyjście z tej sytuacji, bo mieszkańcy stają się zakładnikami tej patowej sytuacji - ocenia w rozmowie z nami wójt Marcin Zawadka. - Jestem transparentny, nie mam nic do ukrycia, ale do tej pory opozycyjni radni nie mieli odwagi, by stanąć z otwartą przyłbicą i złożyć wniosek o odwołanie mnie z tej funkcji.
Trzy scenariusze referendum. Wszyscy liczą zyski i straty
Po ewentualnym referendum są trzy scenariusze. Pierwszy jest taki, że z referendum nic nie wyjdzie, bo nie stawi się na nim wymagana liczba osób (aby referendum było ważne, do urn musiałoby pójść i oddać ważny głos ponad 1,4 tys. mieszkańców gminy). Będzie to sygnał dla wójta i rady, że mieszkańcom nie śpieszy się do odwołania Marcina Zawadki, ale wrogie obozy nadal utrzymają swoje pozycje.
Drugi scenariusz - najbardziej zapewne pożądany przez samego wójta, to pozytywny dla niego wynik, a jednocześnie szach mat dla rady. Bo - jak mówi w rozmowie z nami Marcin Zawadka - referendum nie tylko potwierdziłoby, że mieszkańcy są zadowoleni ze swojego wyboru sprzed dwóch lat, ale też automatycznie wygasiłoby kadencję obecnej rady i musiałby się odbyć przedterminowe wybory do rady gminy.
Wreszcie trzeci wariant to odwołanie wójta w drodze referendum. Co wtedy? - Myślę, że jestem osobą na tyle dobrze wykształconą, że odnajdę się na rynku pracy - mówi wójt.
Ruch po stronie radnych. Co wybiorą?
Z pewnością rada gminy będzie miała trudny orzech do zgryzienia. Zresztą mimo niesnasek przez kilkanaście miesięcy nie wystąpiła przecież z takim wnioskiem. Co zrobi teraz? Będzie dążyła do odwołania czy przyzna, że... wójt nie jest znowu aż taki zły, by trzeba go było odwołać?
O komentarz do tej nietypowej sytuacji poprosiliśmy przewodniczącą rady gminy, Elżbietę Kuchtę.
- Nie jestem zdziwiona, bo sygnały o tym, że może zostać złożony taki wniosek, docierały do mnie już od jakiegoś czasu - przyznaje Elżbieta Kuchta. - Nie chciałabym się w tej chwili wypowiadać w sprawach formalnych, na pewno będziemy musieli pochylić się nad tym wnioskiem, skoro wpłynął. Moim zdaniem, wójt powinien wziąć się do roboty, zamiast myśleć o takich sprawach. Nic dobrego z tego nie wyniknie, a powstaną tylko koszty. Tyle lat żyliśmy w zgodzie, gmina prężnie się rozwijała, a teraz, od kiedy jest nowy wójt, mamy skłócone społeczeństwo.
Nie lepiej w takim razie dążyć do odwołania wójta? - dociekamy. - Trudno mi powiedzieć, bo taka procedura o referendum musi potrwać... - mówi Elżbieta Kuchta i daje receptę na zażegnanie konfliktu: - Wójt powinien realizować uchwały podejmowane przez radę.
Teraz nad wnioskiem będą musieli pochylić się radni na komisjach, którzy następnie przedstawią radzie gminy swoje stanowisko w sprawie referendum. Wójt przewiduje, że sesja w tej sprawie powinna odbyć się w listopadzie. Podczas niej radni zdecydują, czy przeprowadzić referendum, czy nie.
Niedawno podobną sytuację opisywaliśmy w gminie Bodzanów. Tam jednak wniosek o odwołanie wójta był inicjatywą oddolną i wynik nie ponosił za sobą przedterminowego skrócenia kadencji rady.
[ZT]12246[/ZT]