Projekt przygotowany przez decydentów zakłada całkowite zablokowanie możliwości kupowania alkoholu w miejscach, które dotychczas były dostępne o dowolnej porze dnia i nocy. Chodzi oczywiście o stacje benzynowe. Jeszcze niedawno wydawało się to nieprawdopodobne - wcześniejsze propozycje nie obejmowały tak daleko idących zapisów. Jednak w najnowszej wersji pojawił się fragment, który jasno precyzuje cel zmian. W uzasadnieniu czytamy, że chodzi o „uniemożliwienie nabywania napojów alkoholowych w miejscach koncentrujących się na obsłudze kierowców”.
To zdanie stało się punktem zapalnym dla dyskusji. Według autorów projektu, to właśnie użytkownicy dróg są narażeni na pokusę podejmowania impulsywnych decyzji przy zakupach. Argumentują, że punkty sprzedaży dostępne 24 godziny na dobę mogą sprzyjać ryzykownym zachowaniom. Zwłaszcza że w mniejszych miejscowościach bywają one jedyną opcją zaopatrzenia się w coś „na szybko”.
Stacje paliw jako „niebezpieczne miejsca”
Choć dane wskazują, że tylko około 2 procent alkoholu sprzedawanego w Polsce trafia do klientów za pośrednictwem tych punktów, to właśnie one zostały wskazane jako szczególnie problematyczne. W oczach urzędników liczy się nie skala sprzedaży, lecz specyficzny charakter lokalizacji. Całodobowy dostęp, bliskość tras przejazdu i anonimowość zakupów sprawiają - ich zdaniem - że należy je uznać za źródło potencjalnego zagrożenia.
Tyle że dla wielu osób taki sposób myślenia brzmi jak nadinterpretacja. Przeciwnicy pytają: skoro 98 procent trunków kupowanych jest gdzie indziej, to dlaczego właśnie ta niewielka grupa sprzedawców ma zostać objęta najostrzejszym zakazem? Czy likwidacja legalnych możliwości zakupów faktycznie poprawi bezpieczeństwo, czy jedynie przeniesie sprzedaż w inne miejsca?
Wydzielone stoiska alkoholowe w każdym sklepie
Kolejnym elementem projektu jest reorganizacja przestrzeni handlowej w sklepach. Zakłada się, że wszystkie produkty zawierające alkohol - nie tylko powyżej 4,5 proc., ale także te słabsze - trafią do specjalnych, wyraźnie oznaczonych stref. Oznacza to koniec sytuacji, w których piwo stoi zaraz obok wody mineralnej, a kolorowe butelki zajmują półki wspólnie z napojami bezalkoholowymi.
W praktyce oznacza to konieczność przebudowy wielu sklepów, zwłaszcza mniejszych punktów handlowych, które nie dysponują dużą powierzchnią. Niektórzy właściciele już teraz zapowiadają, że reorganizacja ekspozycji może być dla nich nieopłacalna. Zamiast inwestować w wydzielanie przestrzeni, wolą rozważyć całkowite wycofanie trunków ze swojej oferty.
Zakaz dowozu alkoholu do domu
Radykalne zmiany obejmą także sprzedaż internetową. Do tej pory rynek dostaw do domu dynamicznie się rozwijał - trunkowe zestawy prezentowe, szybkie zamówienia na wieczorne spotkania, aplikacje z dostawą w kilkadziesiąt minut. Teraz to wszystko może zniknąć.
Nowe zasady przewidują, że sklep internetowy będzie mógł jedynie przyjąć zamówienie. Odbiór będzie musiał odbyć się osobiście w punkcie sprzedaży. Na miejscu sprzedawca sprawdzi dokument i potwierdzi wiek osoby kupującej. Jeśli klient nie posiada dowodu - transakcja zostanie anulowana. Nie będzie wyjątków, nawet jeśli zamawiający wyraźnie wygląda na dorosłego.
Dla zwolenników zmian to sposób na ograniczenie dostępu dla osób niepełnoletnich. Dla przeciwników - przykład nieelastycznego prawa, które nie uwzględnia realiów współczesnego handlu.
Ministerstwo Zdrowia tłumaczy decyzję
Autorzy projektu nie pozostawiają wątpliwości co do swoich intencji.
- Chcemy ograniczyć powszechność alkoholu i zmniejszyć jego obecność w przestrzeni publicznej
- podkreślają urzędnicy. Według nich nie chodzi o represje, lecz o profilaktykę. Im trudniej jest kupić alkohol przypadkiem lub z przyzwyczajenia, tym mniejsza szansa na impulsywne sięganie po butelkę.
Tyle że druga strona sporu odbiera te słowa zupełnie inaczej. Z ich perspektywy propozycja to nie tyle ochrona zdrowia publicznego, co próba wprowadzenia systemu nadmiernej kontroli. Padają oskarżenia o paternalizm i traktowanie obywateli jak osób pozbawionych zdolności do podejmowania odpowiedzialnych decyzji.
Czy zakaz sprzedaży alkoholu osiągnie zamierzony efekt?
Najczęściej zadawane pytanie brzmi: co się stanie, jeśli nowe prawo wejdzie w życie? Jedni twierdzą, że zmiany przyczynią się do poprawy bezpieczeństwa i zmniejszenia liczby incydentów związanych z nietrzeźwością. Inni przewidują, że konsumenci po prostu zmienią miejsce zakupów albo zaczną robić większe zapasy wcześniej.
Nie brakuje głosów, że zakazy mogą paradoksalnie zwiększyć problem - jeśli pewnych produktów nie da się zdobyć legalnie w określonym czasie, część osób może próbować radzić sobie w inny sposób. A nie zawsze oznacza to wybory zgodne z literą prawa.
Komentarze (0)