Amiya to artystka, o której coraz częściej słyszą fani bluesa. Obecnie promuje swoją drugą płytę i przygotowuje się na podbicie polskiej sceny muzycznej. Koncertuje z zespołem w składzie: Mateusz Nawrot – pianino, Kacper Woźniak – gitara, Marek Nawrot – bas i Robert Jechanowski – perkusja.
Karolina Barełkowska: Amiya, długo kazałaś czekać na swoją drugą płytę. „ROOTS” pojawiła się na rynku jakiś czas temu i wciąż zbiera same pozytywne recenzje. Czy potrzebowałaś tyle czasu, ponieważ przy tym projekcie postanowiłaś być sobie sterem, żaglem i okrętem? Bo dodajmy, że w tym przypadku jesteś nie tylko autorką tekstów i muzyki, ale również producentką płyty.
Amiya: Płytę "Roots" wydałam pod koniec listopada 2021, więc ma troszeczkę ponad rok. Dlaczego taka przerwa między płytami? Głównie dlatego, że zostałam mamą i poświęciłam się maluchom. Macierzyństwo mnie pochłonęło. A takich kreatywnych procesów nie da się wymusić. Ja oczywiście pisałam utwory i już kilka lat temu, kiedy mieszkałam w Niemczech, miałam takie aspiracje, stworzyć cos nowego. Szukałam producentów i miałam wielkie chęci, by się wziąć za drugą płytę, ale tak naprawdę kiedy przyjechałam do Polski, do Gdańska, który jest niesamowicie inspirującym miastem, to ta wena we mnie wybuchła. Mieszkam na starówce, więc całe to otoczenie bardzo mi pomagało. Wszystkie piosenki napisałam w kraju, nie przywiozłam ich z Niemiec. To tu poznałam wspaniałych muzyków, którzy sprawili, że "Roots" tak właśnie brzmi. W Polsce podjęłam decyzję, że już dojrzałam do tego, żeby całą płytę wydać sama, być jej producentką i tak się stało, że przejęłam ten ster. Choć wcześniej przy tworzeniu płyty również nie działo się nic bez mojej akceptacji i kontroli. Jestem artystką, która tworzy i tekst i muzykę, nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej, tak samo, jak tego, żeby zrobić coś, co jest wbrew sobie.
Urodziłaś się w Gnieźnie, jednak jako dziecko wyjechałaś z rodziną do Niemiec, gdzie się wychowałaś. Do Polski wróciłaś już jako dorosła kobieta. Najnowsza płyta powstała w kraju. Czy taki był twój pierwotny zamysł? Wiedziałaś, że aby płyta była wyjątkowa, musi tu powstać we współpracy z Twoim polskim zespołem?
Wyemigrowałam z siostrą i rodzicami do Niemiec, gdy miałam osiem lat. Wychowałam się w Wuppertalu niedaleko Kolonii i Düsseldorfu. Po 30 latach wróciłam do Polski. Cały ten etap powstawania "Roots" był procesem i nie do końca planowałam każdy szczegół, jak np. to, że ona na pewno powstanie w Polsce – bo nad ideą zaczęłam pracować w Niemczech. Ale, jak wspomniałam, dopiero w Gdańsku łatwiej było mi znaleźć i ludzi, i pomysł na melodię, i teksty. Wszystko mi tu łatwiej przychodziło. To, co robię, musi być zgodne z moją wizją. Jestem muzykiem, który tworzy z głębi duszy. Opisuję moje emocje, moje przeżycia, więc ma to tylko sens ze pisze utwory sama. Niemniej jednak miałam też świetne wsparcie. Muzycy, z którymi nawiązałam współpracę – jak się okazało, jest to „śmietanka” z Trójmiasta. Maciej Sadowski na kontrabasie wykonał kawał dobrej roboty, gdyby nie on, płyta na pewno by tak nie brzmiała. Kontrabas to bardzo specyficzny i wyraźny instrument. Wokół niego tworzyliśmy z Maciejem inne dźwięki. Uważam, że dzięki tym muzykom też wszystko doskonale wyszło i się zgrało. Teraz tworzę już zespół z innymi wyśmienitymi muzykami, został tylko Mateusz Nawrot, który gra na pianinie. A doszli: Kacper Woźniak (gitara), Marek Nawrot (bas) i Robert Jechanowski (perkusja).
Płyta jest mieszanką kilku gatunków muzycznych. Do którego stylu jest Ci najbliżej? A może jest tak, że twoje serce jest rozdarte i nie potrafisz się zdecydować na jeden kierunek, dlatego swoich słuchaczy raczysz taką mieszanką?
Tak, dokładnie. Moja muzyka jest mieszanką kilku gatunków, które się przeplatają. Do którego jest mi najbliżej? Na pewno mój sposób śpiewania jest bluesowy, niezależnie od wszystkiego urodziłam się z bluesem w głosie i tak już zostanie. Trochę potrzebowałam czasu, żeby to sobie uświadomić, ale jak miałam nieco ponad 20 lat, podeszła do mnie znana wokalista Brenda Boykin i powiedziała mi, że jestem „naturalnie urodzonym dzieckiem bluesa”. To sprawiło, że stwierdziłam: No tak, tak faktycznie jest, on jest w moim sercu. Pisząc, nigdy nie mam takiej intencji, że teraz tworzę muzykę funkową, soul, czy też bluesa. To wypływa samo z siebie, bardzo naturalnie, jak tworzę muzykę. Nigdy nie określiłabym tego jako rozdarcia, ja po prostu nie mam konieczności tworzenia w jednym gatunku. Bardziej jest to scalaniem. Scalam gatunki które i tak wywodzą sie z bluesa.
Przyznałaś, że muzyka jest twoim prywatnym azylem. Czy dzieląc się nią ze słuchaczami, wpuszczasz ich do swojego świata? Czy dzięki temu poznajemy życie Amiyi, jej lęki, obawy i pragnienia?
Miałam dość ciężkie dzieciństwo, cały ten wyjazd do Niemiec dla ośmiolatki jest dość traumatycznym przeżyciem. Na pewno azylem była dla mnie wtedy muzyka. Dzięki temu przetrwałam zarówno te lata dziecięce, jak i okres dojrzewania. Dziś jestem dojrzałą kobietą, odnalazłam siebie i swoją ścieżkę, działam i robię to, co kocham. I teraz nie odczuwam już tego jako azylu, bardziej muzyka jest moim światem, istnieniem i oddechem. Bez tego nie chciałbym i bym nie mogła bym istnieć. Muzyka zawsze była i jest dla mnie bardzo osobista, a płyta "Roots" już szczególnie, bo opowiada o moich przeżyciach z dawnych lat, o tym, co czuję, co myślę. Więc tak, tworząc muzykę, piszę o tym co przeżyłam, wyrażam też swoje opinie, samą siebie, ale poruszam tez tematy które nas wszystkich nurtują.
Muzyką zainspirowałaś się już jako dziecko. Pamiętasz, który artysta wywarł na tobie wówczas największe wrażenie?
Muzyka jest całym moim światem od dziecka, odkąd pamiętam. Moja mama, która wyjeżdżała do pracy do Niemiec, zanim się tam na stałe przeprowadziliśmy, przywiozła mi walkmana z jedna kasetą – składanka piosenek z lat 80. i wśród nich była piosenka "Can't Take My Eyes Off You”. Ten utwór oraz "Boom Boom" legendy bluesa – Johna Lee Hookera to były takie utwory, które miały na mnie duży wpływ. Ponadto, już od najmłodszych lat słuchałam Elvisa Presleya czy Sade, która dla mniej jest królową muzyki. Do tej pory nikt jej nie dorównał. Byli też Led Zeppelin, Czesław Niemen, Breakout. Dużo tego było. Później jak już wywędrowałam do Niemiec, zaczęłam słuchać hip-hopu, rapu i soulu.
Muzyka to jedna z twoich pasji, kolejną jest malarstwo. Przyznasz, że obie te sztuki są dość wymagające i czasochłonne. Powiedz, jak dzielisz czas? Czy zdarzają się momenty, kiedy zaniedbujesz jedną z nich?
Tak, są dwa aspekty, muzyka i sztuka. I u artysty jest tak, że albo maluje więcej, albo tworzy muzykę. I wtedy ta druga działalność idzie na bok, co jest absolutnie OK, bo trudno jest wszystko robić naraz. Nie wiem w ogóle, czy tak się da. To też wymaga pewnych procesów kreatywnych, musi przyjść wena, pomysł jak i taka potrzeba. W ostatnim czasie więcej tworzę muzyki, niż maluje. Może przyjdzie czas, że będzie na odwrót. Nie ma co robić nic na siłę, bo nawet się nie da. To są kreatywne procesu, na które tak do końca nie mamy wpływu.
Amiya, twoja muzyka wychodzi poza granicę kraju. Wiem, że koncertujesz nie tylko po Polsce, ale występowałaś również z zespołem w Czechach. Jaki masz dalsze plany. Czy bierzesz pod uwagę powrót do Niemiec?
Byliśmy w Czechach w ramach największego Blues Festiwal w Europie i zakwalifikowaliśmy się do Blues Aperitive. Teraz jednak bardzo zależy mi na polskiej scenie muzycznej. Ta nasza scena bluesowa jest naprawdę kochana, zostałam przyjęta z bardzo dużą porcją miłości, której nigdy w Niemczech, ani nigdzie indziej za granicą nie zaznałam. Na pewno jestem też zainteresowana koncertowaniem poza granicami kraju, pracujemy nad ustalaniem trasy. Wystartowaliśmy we wrześniu zeszłego roku. W tym roku będziemy na najważniejszym festiwalu bluesowym w Chorzowie. Jeżeli chodzi o to, czy planuje powrót do Niemiec, to nie. Przyjechałam na stałe do Polski i chciałbym tutaj zostać. Jest mi tutaj bardzo dobrze. Nie mam potrzeby, żeby żyć gdzieś za granicą. Wszędzie jest fajnie, ale w domu jest najlepiej. Tego teraz doznaje. Czuję, że nie jestem tu obca, czuję się w kraju bezpiecznie .
Nieśmiało zapytam, czy masz czas jeszcze na inne aktywności?
Jestem tez młodą mamą, więc moja codzienność jest wypełniona aktywnościami wokół rodziny i domu. Praktykuje od wielu lat yogę, lubię się w tym doskonalić – ćwiczenia, ducha i ciała, pogłębiać moją ścieżkę duchową, bardzo mi to pomaga, aby stawać się lepszą osobą, aby móc się spełniać i być szczęśliwszym człowiekiem. Gdyby nie yoga, to na pewno nie odniosłabym sukcesu z moją sztuką. Moim napędem, który mnie porusza do życia, to właśnie malarstwo i muzyka. Poza tym czekam na ten czas, kiedy moje dzieci podrosną i uda mi się przeczytać książkę w ciągu miesiąca. Wtedy będzie już całkiem fajnie.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.