- Reforma oświaty to ratunek dla szkół, aby ich nie likwidować w sytuacji malejącej liczby uczniów. Robimy tylko po to, aby szanować miejsce pracy każdego nauczyciela. Nie zmierzamy do masowych zwolnień - przekonywała w środę wiceminister edukacji. Teraz, jak twierdziła, mamy selekcję na lepsze i gorsze szkoły.
W środę zjawiła się w Płocku wiceminister edukacji Teresa Wargocka, aby porozmawiać z pracownikami oświaty zrzeszonymi w Solidarności na temat reformy edukacji: powrotu do ośmioklasowej podstawówki i czteroletniego liceum, przy jednoczesnej likwidacji gimnazjów. Spotkanie odbyło się w ośrodku przy ul. Lasockiego, ale nie obyło się bez prztyczków pod adresem poprzedników w resorcie edukacji.
- To właśnie nauczyciele, dyrektorzy, pedagodzy zrzeszeni w Solidarności rozumieją, jak bardzo chory jest system polskiej oświaty – omawiała sprawę.
Postanowiła skupić się nie na założeniach reformy, lecz na przyczynach. Przypominała, że w czerwcu były znane wyniki 16 debat w województwach. - W każdym uczestniczyło kilkuset nauczycieli, okazały się bardzo merytoryczne. Nie takie, jak za minister Krystyny Szumilas, która byłaby zaraz obrażona, o czym wy tu chcecie debatować. Po raz pierwszy resort oświaty zwrócił się ku polskim szkołom, przedstawiciele udali się do nauczycieli, by zapytać ich, co należy zmienić. Po raz pierwszy reformy nie przygotowali urzędnicy i doradcy z różnych sfer. Została napisana zgodnie z oczekiwaniami samych nauczycieli. Niestety okazało się, że nie ma takiego obszaru, w którym te zmiany nie są potrzebne.
Dalej wskazywała na konieczność zmian programowych w kształceniu ogólnym, na zbyt krótkie cykle kształcenia. - Próbujemy zbudować przestrzeń do pracy dla nauczyciela – dodawała. Zmian wymaga również kształcenie zawodowe i obszar kształcenia specjalistycznego (tu szczególnie zachwalała „fantastyczną” kadrę z ośrodków szkolno-wychowawczych), ale jak zastrzegała wiceminister, niech wszystko odbywa się stopniowo. - Nauczyciele sygnalizowali nam nadmierną biurokrację, konieczność ponownej analizy wynagradzania. Jesteśmy przygotowani do zmian we wszystkich obszarach. Oczywiście będą rozłożone w czasie, ponieważ ustaw nam nie piszą zewnętrznej podmioty. Prawo tworzy się w ministerstwie.
Reasumując, reforma jest niezbędna, aby szkół... nie likwidować. Bez tego może być gorzej z powodu demografii. - Konieczne jest inne rozłożenie tej malejącej liczby uczniów w szkołach – wyjaśniała pracownikom oświaty. - Musimy zareagować na demografię, w 30 proc. szkół podstawowych mamy poniżej 70 uczniów. A malejąca liczba uczniów jest zwykle pierwszym powodem do ich likwidacji. Poprzez reformę ratujemy miejsca pracy głównie na terenach wiejskich. Wygaszenie gimnazjum nie jest celem samym w sobie. Już w kampanii wyborczej zapowiadaliśmy, że chcemy ponownie zdiagnozować sytuację. Poprzez debaty próbowaliśmy wysondować, co można osiągnąć w obecnej strukturze. Wiemy już, że musi ulec zmianie, aby można było powracać z materiałem w dłuższym cyklu kształcenia, utrwalając wiedzę. Dziś jest bardzo szeroki front w pewnych środowiskach, żeby nie wygaszać i bronić gimnazjów – co uznała za „oderwanie od rzeczywistości”. - W 61 proc. przypadków gimnazja już funkcjonują razem ze szkołami podstawowymi, mieszczą się w jednym budynku z jedną radą pedagogiczną.
Zwracała uwagę na statystykę, na spadek liczby uczniów w jednym gimnazjum średnio z 270 do około 150, chociaż liczba gimnazjów wzrosła o 112 (w tym niepublicznych). Według niej gimnazja nie wyrównały szans edukacyjnych. Przeciwnie, doszło do selekcji na dobre i zła gimnazja. - Różnica między wynikami najlepszego i najsłabszego jest czterokrotna. Mamy więc system selekcjonujący uczniów na lepszych i gorszych - podsumowała.
Demografia, nasilona w ostatnich latach selekcja i potrzeba reformy programowej – to trzy główne przesłanki do podjęcia reformy. - Jest ona bardzo trudna z racji zmiany w zatrudnieniu i w aktach prawnych, w związku z ramowymi planami nauczania i postawami programowymi, systemem egzaminacyjnym i rekrutacyjnym - wyliczała. - Żaden rząd nie robi takiej zmiany, jeśli nie jest do niej w 100 proc. przekonany. A to tylko warunek dalszej zmiany. Zarzucają nam, że robimy to zbyt szybko. A jednak w zasadzie już wpłynęły podstawy programowe i ramowe plany nauczania. Będą przysługiwały dwa tygodnie, aby pisać i mailować do ministerstwa, wyrażać opinie nim włożymy je do rozporządzenia.
Na koniec przyszedł czas na pytania. Największe zainteresowanie wzbudzała kwestia gwarancji zatrudnienia dla nauczycieli z gimnazjów. Teresa Wargocka uspokajała: - Na przeprowadzenie zmiany zapewniamy ciągłość kadry kierowniczej, dyrektor gimnazjum pozostanie na stanowisku do jego wygaśnięcia. Jest jedna niepodważalna zasada przy tej reformie, ma być wdrożona bez zwolnień nauczycieli. Jeśli teraz wystąpią, to i tak by do nich doszło z powodu niżu demograficznego. To jest chuchanie na zimne. Nie dajcie się zastraszać! W podstawówkach pracy będzie więcej.