reklama

Rockowe pożegnanie lata na plaży z polityką w tle

Opublikowano:
Autor:

Rockowe pożegnanie lata na plaży z polityką w tle - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaPłocki Ośrodek Kultury i Sztuki ma powody do zadowolenia. Pomimo mniejszych możliwości finansowych, aby pokusić się na zaproszenie zagranicznej gwiazdy, udało się to, w co już można było z lekka zwątpić. Summer Fall Festival wciąż trzyma się na fali! Niektórzy muzycy nie kryli jednak, z jaką polityczną opcją nie jest im zbytnio po drodze.

Płocki Ośrodek Kultury i Sztuki ma powody do zadowolenia. Pomimo mniejszych możliwości finansowych, aby pokusić się na zaproszenie zagranicznej gwiazdy, udało się to, w co już można było z lekka zwątpić. Summer Fall Festival wciąż trzyma się na fali! Niektórzy muzycy nie kryli jednak, z jaką polityczną opcją nie jest im zbytnio po drodze. 

Pierwsze koncerty na Summer Fall Festival rozpoczęły się już o godzinie 15.00. Jako pierwsza na scenę wyszła grupa Radioaktywny świat, następnie Offensywa, skrzypek Michał Jelonek i grupa The Analogs. Ludzie stopniowo nachodzili. Frekwencja zdecydowanie przewyższyła tę na Reggaelandzie.

Krzysztof „Grabaż” Grabowski z Pidżamą Porno udowodnił, że potrafi złapać kontakt z publicznością (był u nas dwa lata temu w grupą Strachy na Lachy). W cylindrze na głowie śpiewał „Chłopcy idą na wojnę” i zapraszał do „Bułgarskiego centrum hujozy”. To wystarczyło. Plaża składała się już z setek rozbujanych rąk, chociaż ci stojący dalej nie mieli możliwości podpatrzeć co się dzieje na scenie, ponieważ nie było telebimu. Jedna z fanek, uniesiona przez pozostałych, przedostała się za barierkę, aby uścisnąć rękę liderowi Pidźamy Porno. Po niej byli kolejni, ochrona miała co robić. Zabrzmiał „Ezoteryczny Poznań”. - Dziękujemy za zaproszenie na jubel Farben Lehre – mówił Grabaż. Wszyscy spontanicznie zaśpiewali sto lat. Nie dali muzykom odejść, przez kilka minut skandowano „Pidżama, Pidźama”. Zabrzmiała „Twoja generacja”, później fragment piosenki „Historia jednej znajomości” Czerwonych Gitar. Na odchodne usłyszeli jeszcze gromkie „Dziękujemy”.

Wieczór zdecydowanie należał do Farben Lehre. Kapela z trzydziestką w biografii zagrała dokładnie tak, jak sami śpiewają w jednym ze swoich kawałków. Wciąż są młodzi na scenie. Bez względu na to, czy wokalista Wojciech Wojda powtarza co jakiś czas, że wśród twarzy przy barierkach nie widzi tych, które pamięta z koncertu w Jagiellonce w 1986 roku. A jak wyglądali, kiedy zaczynali, można się przekonać otwierając najnowsze wydawnictwo „Trzy dekady”. Na scenę wjechał tort z wypisaną wielką „30” u góry. Wojda zapewniał, że ten ośmiokilogramowy wypiek przygotowany na Summer Fall Festival, którym częstowano publiczność, to tak na początek. Kiedy stuknie kolejna jubileuszowa trzydziestka, postarają się o jeszcze większy.

- Widać, że nigdy nie byłeś cukiernikiem – śmiał się Skiba z Big Cyca, kiedy frontman Farben Lehre zabrał się do krojenia. Od Big Cyca dostali osobny prezent w postaci „wypalanki” przedstawiającej zdjęcie grupy. Fani śpiewali im sto lat, przy scenie iskrzyło się. - Będzie kolejne 30 lal, czy to się komuś podoba, czy nie – zapewniał fanów Wojda. - Zresztą nieważne 30 czy 40. Ważne, że chcecie nas słuchać.

Koncert był przekrojowy, z utworami z wielu różnych płyt zespołu. - Płock, jak widać po plaży, to miasto gościnne – krzyczał, po czym zaprosił skrzypka Michała Jelonka. - Musiał się urwać do nas, bo wycinają puszczę – dopowiadał. Na scenę wszedł Gutek z Indios Bravos. Wspólnie wykonali utwór „Femina”. W trakcie jubileuszowego koncertu wspominano również ich zmarłą przyjaciółkę oraz nieżyjących już muzyków z płockiej kapeli Strajk. - Wyjmijcie telefony, zróbcie im światełko prosto do nieba – prosił i cała plaża rozbłysła. Zagrali utwór, „Nowy dzień”. Na koniec koncertu Wojda dziękował tym nielicznym ludziom, którzy wyciągnęli do nich rękę, kiedy byli w potrzebie.

- Przez te 30 lat raz było smutniej, raz weselej. Teraz piosenka dla was „Farben Lehre”. - Chcemy wam podziękować za spełniony sen. Za te wszystkie koncerty, kiedy spotkaliśmy się. (...) My jesteśmy Farben Lehre. Duże dzieci, które znasz. Niby nic, a znaczy wiele. Idziemy przez czas. Ciągle jeszcze nam za mało, jeszcze ciągle czegoś brak. Póki starczy sił i zdrowia, my będziemy dalej grać.

- Chcecie, żeby już spadali? – pytał publiczność Skiba. - Może wolicie iść do domu oglądać Polsat, TVN, TVPiS? - dociekał. Wrócili. Rozpoczęła się „Corrida”. - Co nas nie zabije, to na pewno nas umocni. Nie rozdziobią nas kruki, a kacza grypa minie - tymi słowami (zamienionymi zresztą, dawniej śpiewał o "ptasiej grypie", z kolei w tym roku na Woodstocku było jeszcze inaczej "nie rozdziobią nas kaczki, a ptasia grypa minie") zakończyli koncert. Na niebie od strony promenady można było podziwiać, jak sztuczne ognie układają się w kwiaty. Zaraz po kilkuminutowym pokazie nadszedł czas na „metalową noc z wampirem”, jak to ujął lider Big Cyca. 

Roman Kostrzewski z grupy KAT przypomniał, że „nie są kapelą śpiewającą psalmy”. Muzyk musiał udowodnić, że pomimo wieku, wciąż drzemie w nim metalowiec. Kostrzewski ruszał się na scenie w specyficzny sposób. Starał się wybić swoim głosem ponad energię, która pochodziła od reszty kapeli. - Nie przejmuj się, pomożemy – wspomagali go ludzie przy barierkach. - Tytuł następnej piosenki wkleja się w życie tego kraju. Właściwie nie wiadomo dlaczego... - mówił, zapowiadając utwór „Czas zemsty”. Później prowokował, że to już koniec koncertu. - Do zobaczenia w piekle – żegnał się. Publiczność jednak skandowała „jeszcze jeden”, niektórzy „jeszcze siedem”. Tak zabrzmiała w Płocku niesamowita metalowa ballada „Łza dla cieniów minionych”. Ludzie śpiewali: - Okręt mój płynie dalej, gdzieś tam.... Serce, choć popękane, chce bić... Nie ma cię i nie było...jest noc... Nie ma mnie i nie było... jest dzień...

Zaraz po tej „metalowej mszy”, jak to ujął wcześniej Krzysztof Skiba, o północy na scenę wkroczyła grupa Big Cyc, przedstawiając się jako zgrupowanie... emerytów i rencistów. Na dobry początek zagrali „Belin Zachodni” i „Jak słodko zostać świrem”. - Kto wie, może to nasz ostatni legalny koncert – dowcipkował dalej Skiba, który co kilka minut zmieniał nakrycia głowy. Na scenie leżał nieduży kopczyk z peruk, kapeluszy, jednego hełmu. W tym ostatnim wykonał singiel „Antoni wzywa do broni”. - To najpopularniejszy minister obrony narodowej od czasów Tadeusza Kościuszki. Nasza najnowsza płyta „Czarne słońce narodu” jest bezkompromisowa. Zawiera trochę politycznych piosenek, których w radiu nie usłyszycie. Najbardziej wartościowy rock miał zabarwienie polityczne. Pamiętacie Boba Dylana albo The Clash? No to teraz krzyczcie razem ze mną „Ja się nie zgadzam” - zwracał się do ludzi. W jednej z piosenek znów komentowali rzeczywistość: - Dobra zmiana to polityczny pic.

Zachęcali do wysłania SMS-ów. - No śmiało, Ziobro wszystko czyta, kontroluje, Lepiej wyczyśćcie komputery. Zaczął się nowy rok szkolny. Będą zmieniać bohaterów. My mówimy „nie” oszukańcom, którzy teraz udają wielkich bojowników.

Kolejna piosenka była o teczce TW Bolka. Dopiero po niej zrobiło się mniej politycznie i bardziej na luzie. O pomoc poprosili przy utworze „Każdy facet to świnia”. - Nie każdy, powiedzmy jakieś 90 proc. - żartował Skiba. Później znów krzyknął prowokacyjnie, że pewnie Macierewicz wywoła wojnę, zdechniemy w okopach. W ostatniej części występu, już na bis, były „Moherowe berety”, piosenka z serialu „Świat według Kiepskich”, „Dres” i oczywiście „Makumba”.

[ZT]13241[/ZT]

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo