reklama

Od 40 lat na scenie. Na swój jubileusz wjechał motocyklem

Opublikowano:
Autor:

Od 40 lat na scenie. Na swój jubileusz wjechał motocyklem - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura- 40 lat minęło jak jeden dzień - chciałoby się zaśpiewać przy takiej okazji. Był rozdział z Babsztylem, później wolta w stronę Harlemu i muzyki rockowej, kolejne przeboje, widowisko ?Kolory nadziei?. Ryszard Wolbach świętował w piątek w płockim teatrze w bardzo dobrym stylu i w doborowym towarzystwie. A te pięć godzin to właściwie nawet mało...

- 40 lat minęło jak jeden dzień – chciałoby się zaśpiewać przy takiej okazji. Był rozdział z Babsztylem, później wolta w stronę Harlemu i muzyki rockowej, kolejne przeboje, widowisko „Kolory nadziei”. Ryszard Wolbach świętował w piątek w płockim teatrze w bardzo dobrym stylu i w doborowym towarzystwie. A te pięć godzin to właściwie nawet mało...

Jak w odpowiedni sposób podsumować i to w zaledwie w trakcie pięciogodzinnego jubileuszu 40-letni rozdział w życiu? Ryszard Wolbach śpiewa i gra od czterech dekad i zapowiada, że jeszcze mu mało, bo wciąż coś trzyma w szufladzie, pisze, chce opisywać to, co mu świat i życie podsuwa.

[ZT]13426[/ZT]

Zaczynał z Babsztylem. W piątkowy wieczór zdradzono skąd ta nietypowa nazwa jak na kapelę w męskim składzie. Na samym początku zagrała z nimi na tamburynie Czesława Wasilewska, ale zaczęła narzekać, że grają a to za wolno, a to za szybko. Emocje poniosły, i tak padło zdanie "co ten babsztyl sobie wyobraża". Ona zniknęła ze składu, ale została nazwa dla kapeli wpierw gustującej w piosence turystycznej, później w country. Często występowali w Mrągowie. Za sprzedaż 230 tys. płyt otrzymali niegdyś złotą płytę z rąk prowadzącego jubileusz, Korneliusza Pacudy. Kilka ważnych dla nich piosenek przypomniano w teatrze, w tym tę wyjątkową, od której wszystko się zaczęło, czyli „W siną dal”. Zagrał z nimi m. in. płocki gitarzysta Krzysztof Misiak. A gdyby wszystko ułożyło się inaczej, w piątkowy wieczór panowie żartowali, że Ryszard Wolbach zostałby pewnie dziennikarzem sportowym (miał również zadatki na lekkoatletę), z kolei Lech Makowiecki (który zastąpił Wasilewską) projektowałby... okręty.

Cały ten piątkowy wielki koncert z udziałem ponad setki osób stał się wyjątkowy także z innego powodu. Był to wieczór piosenek z tekstem, z humorem, w czym celował Piotr Bukartyk (w przerwach opowiadając anegdoty, rozbawiając wszystkich na sali), z wykorzystaniem liryki i znakomitych twórców, jak zrobił to Czerwony Tulipan (czerpiąc od czeskiego pieśniarza Jaromira Nohavicy czy pisarki i poetki Marioli Platte, której utwór „Jedyne co mam” pozostaje w kanonie tego, co porusza emocjonalne struny), czy w końcu muzyki rockowej w najlepszym wydaniu.

Wolbach na tę ostatnią część jubileuszu wjechał na scenę motocyklem, na co patrzył z pewną dozą niepokoju dyrektor teatru Marek Mokrowiecki. Największe przeboje Harlemu, w tym "Lunatycy", "Piąta trzydzieści", "Kora", niektóre z udziałem chóru Vox Singers, zabrzmiały mocno i pięknie, aż robiło się szkoda, że ten koncert musiał kiedyś się skończyć. W pierwszej części przez ponad godzinę publiczność podziwiała i słuchała nieco skróconego rockowego widowiska „Kolory nadziei” (z domieszkami innych stylów) przygotowanego na podstawie książki Barbary Szafraniec. Wzięli w nim udział także najmłodsi płoccy aktorzy z grupy teatralnej POKiS prowadzonej przez Mariusza Pogonowskiego. Rzucano plażowymi piłkami, rozdawano kwiaty, przez część widowiska przechadzali się między rzędami w ciemnych maskach. Z Ryszardem Wolbachem wystąpili Olga Szomańska, demonicznie ucharakteryzowany Marcin Kołaczkowski, głównego bohatera miotającego się od kompletnej beznadziei aż do odnalezienia radości w życiu zagrał Kamil Szafraniec. Trochę brakowało muzyków grających na żywo, ale nadrobiła to z powodzeniem druga część jubileuszu.

Naturalnie nie zabrakło toastu i mnóstwa życzeń. - Przyjaźnimy się od lat. Po tym, co tu pokazałeś, nie masz kompleksu wieku średniego – gratulował Wolbachowi dyrektor teatru. Tancerze z Alternatywnego Teatru Tańca LUZ życzyli nieustającej weny twórczej do późnej starości. Muzycy z Czerwonego Tulipana przywieźli prezent. - Życie rockowca wypłukuje z minerałów, więc przyjmij od nas zastrzyk z witamin – mówili przy wręczaniu kosza pełnego jabłek. Lech Makowiecki zaprezentował „Odę do Rudego”. - Graj nam kolejne 60 lat i jeden dzień dłużej – sugerował, a najlepiej niech będzie okazja do kolejnego, tak zacnego jubileuszu! Okazuje się, że te 40-tka to wstęp i kilka większych rozdziałów, wciąż jeszcze można napisać kolejne.  - Wypić – wypijemy. Jeszcze pożyjemy (…) Jeszcze nam kapela zagra, jeszcze się przydadzą gardła, zapadniemy w roztańczone sny - jak zaśpiewał Babsztyl w dawno niewidzianym składzie.

A ten motocykl na scenie to był pomysł Ryszarda Wolbacha. Siedział w knajpce na starówce, do benefisu zostało cztery dni. Wtedy przyznał, że brakuje mu Harleya. I dopiął swego. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo