Nazywa się John Smith. Jest mężem zabierającym od żony kanapki do pracy i ojcem, który nagle dowiaduje się od córki, że znalazła sobie chłopaka w internecie. Ojciec jej lubego nazywa się dokładnie tak samo, też pracuje jako taksówkarz, jest w identycznym wieku i mieszka po sąsiedzku. Szczególny zbieg okoliczności? Sądząc po konsternacji i minie Johna Smitha, kiedy już do niego dotarło, co za kabała go czeka, raczej niekoniecznie.
Czy opłaca się okłamywać żonę? A właściwie żony? Na tej zwariowanej komedii omyłek, pełnej lawirowania między coraz to bardziej niedorzecznymi wymówkami można naprawdę spędzić przemiły wieczór i to już drugi raz w płockim Teatrze Dramatycznym im. Szaniawskiego. Premiera była 7 stycznia.
Sztuka „Mayday 2” to kontynuacja przygód taksówkarza bigamisty, który wciąż wygodnie sobie żyje z dwiema żonami i sprawnie, niemalże na poczekaniu, sypie jak z rękawa kolejnymi tłumaczeniami i wykrętami. W tej dziedzinie zdobył już mistrzostwo. Nie cofnie się przed oszukiwaniem własnej córki, że wujek już kona, warczeniem do telefonu, udawaniem martwego albo sprzedawcy chińszczyzny przez telefon, założeniem prześcieradła albo kosza na głowę, tańcem niczym Zorro, aby tylko niemalże rozpłynąć się w powietrzu, czyli za kolejnymi drzwiami, kiedy intryga zaczyna gęstnieć, a on czuje, że za chwilę wszystkie te sznurki wypuści z rąk. Ale póki jeszcze zdoła, wciąż walczy, bo chce ratować obie rodziny. Zakłada więc płetwy i urządza pokaz pływania bez wody. Jednak ryba wyłowiona z akwenu wyląduje w końcu na stole w jakiejś kuchni. Dlatego widz obserwuje, wybornie się bawi i po prostu czeka, aż naszemu taksówkarzowi najzwyczajniej potknie się w tej intrydze noga. Ta intryga im dłużej trwa, tym coraz więcej w niej chaosu. A nasz główny bohater wciąż jakoś nie może odebrać emeryta z jednego z marketów...
Nie byłoby tej historii, gdyby nie postać centralna sztuki, czyli jeden kierowca z Londynu, John Smith. To wokół bałaganu, który narobił, osnuta jest cała kabała. Trudno go nie lubić (w tej roli bezustannie miotający się po scenie Mariusz Pogonowski) za tę bezustanną inwencję. Jest jak strażak, który co kilka minut musi gasić kolejny pilny „pożar” w którymś z domów. Od momenty, kiedy jego dzieci, Gavin i Vicky (Szymon Kołodziejczyk i Maja Rybicka) poznali się w Internecie wszystko stanęło na głowie, a on niemalże wychodzi za skóry, aby uniemożliwić im spotkanie. Najpierw im, później swoim dwóm żonom (Sylwia Krawiec i Hanna Chojnacka). Jakby się wszystko przeciwko niemu sprzysięgło. No cóż, posłuchu u swoich dzieci nie miał zbyt dużego, którego inni ojcowie mogliby mu pozazdrościć. Tu w ogóle nie ma czego mu zazdrościć, bo przecież nie takiego nadmiaru kłopotów. Gdyby nie zalegający z czynszem kompan z mieszkania Stanley Gardner (Piotr Bała), niewiele mógłby zdziałać. To on wymyśla dodatkowe mniejsze i większe kłamstewka, przetrzymuje pod kluczem kogo trzeba, chociaż już się w tym wszystkim dusi. A kiedy jedna z żon Johna odgraża się, że się zabije, Stanley już tylko rzuca komentarz, że „to by wszystko rozwiązało”. Mamy jeszcze ojca Stanleya (Stefan Friedmann), „starego nietoperza”, który jest przeświadczony, że przebywa w pensjonacie albo w hotelu. Trochę już przygłuchy, ale całkiem żwawy. Także i on będzie tym wszystkim zdumiony, bo tu wszystko zdarzyć się może. I akcja usta-usta, i trup, który ożył.
Tę komedię omyłek napisał Ray Cooney, brytyjski mistrz farsy. Tym razem jednak wyszła naprawdę dobra komedia prowokująca do przemyśleń, na ile to prawda – jak zwykło się mawiać – że kłamstwo ma wyjątkowo krótkie nogi. Nigdy nie da się przewidzieć wszystkiego, nawet tego, kto tu ostatecznie kogo przechytrzył i oszukał. No i czy warto próbować oszukać oszusta?
Płocka adaptacja to porcja solidnej rozrywki. Potrafi rozbawić (momentami do łez). Na całe szczęście zakończenie wcale nie będzie takie oczywiste. Dużo tu humoru sytuacyjnego. Duet Pogonowski/Bała daje radę, a na tym torciku u samej góry mamy jeszcze wisienkę, Stefana Friedmanna, kiedy pojawia się ze swoim dmuchanym... Najlepiej samemu zobaczyć. Panie w tej sztuce miały trochę mniejsze pole do popisu, co nie znaczy tak łatwo oddają partię w tych scenicznych szachach. Do tego świetnie dobrana muzyka i dodatkowa scena przypominająca nieco czołówkę z sitcomu. Druga część przygód londyńskiego taksówkarza bigamisty to całkiem niezła recepta na poprawę nastroju, kiedy jeszcze dni są krótkie, słońca brakuje, a chciałoby się wyjść z domu i poprawić sobie poziom endorfin. Kolejne okazje w styczniu: 14, 15, 29 i 29, za każdym razem o godzinie 19.00.
Fot. Plakat - Teatra Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku