Przedstawiamy zapis wczorajszej prelekcji Rafała Kowalskiego w Muzeum Żydów Mazowieckich poświęconej bohaterom 1943 roku:
Niektórzy z Państwa, myśląc o pierwszym wydarzeniu w Muzeum Żydów Mazowieckich, spodziewali się może gwiazdy muzyki albo osobistości znanej z ekranów telewizyjnych. To jeszcze nie dzisiaj - choć jeszcze w tym roku takie osoby się pojawią, gwarantujemy. Tymczasem podczas tego spotkania naszymi gwiazdami będą płocczanie - bohaterowie 1943 r. Sześć osób, żadni celebryci, lecz ci, którzy zasługują na miano prawdziwych bohaterów.
Natan Gutman
Cofnijmy się dokładnie o 70 lat, do getta warszawskiego. Jest 8 maja 1943 r., od 19 kwietnia trwa tam pierwsze powstanie warszawskie, drugie wybuchnie w 1944 r.
To tydzień dla powstania w getcie szczególny. 8 maja w bunkrze przy ul. Miłej 18, otoczonym przez Niemców i ukraińskich kolaborantów, zbiorowe samobójstwo popełniło blisko stu powstańców, w tym dowódca - 23-letni Mordechaj Anielewicz. Za dwa dni inny powstaniec - 17-letni Kazik Ratajzer, obecnie mieszkający w Izraelu Symcha Rotem - w brawurowej akcji przeprowadzi kanałami poza mury getta blisko 30 bojowników, w tym m.in. Marka Edelmana.
Mam nadzieję, wybaczą mi Państwo fakt, że opowiadam o tym wszystkim ubrany nie w marynarkę, lecz koszulkę na krótki rękaw. Jest to jednak koszulka szczególna, stworzona specjalnie z myślą o 70. rocznicy powstania w getcie warszawskim. Jest na niej wizerunek Marka Edelmana i jego słynne słowa: „Najważniejsze jest życie. A kiedy jest już życie, najważniejsza jest wolność. A potem oddaje się życie za wolność”. Mam też na sobie papierowego żonkila, rozdawanego uczestnikom obchodów. Właśnie żonkile co roku przynosił Marek Edelman pod pomnik Bohaterów Getta na warszawskim Muranowie.
Jednym z blisko 300 bojowników żydowskich, którzy w 1943 r. w Warszawie postanowili przeciwstawić się Niemcom, był płocczanin Natan Gutman. Trzy lata wcześniej Natan, jego żona Regina oraz ich dzieci - 11-letnia wtedy Paula i pięć lat młodszy od niej Lolek - zostali zamknięci w getcie warszawskim z blisko czterystoma tysiącami polskich {Żdów, na 307 hektarach powierzchni zabudowanej. Niedługo potem liczba ludności urosła do 450 tys. Od tamtego czasu Gutmanowie żyli w rzeczywistości tworzonej przez głód, egzekucje, strach przed wywózkami do komór gazowych. Pogłębiała się apatia, jak by powiedział Franz Kafka - niezdolność do życia w stanie wyobcowania. Na początku 1943 r. tych {Żdów było już tylko ok. 55 tys. Dlaczego? Blisko 100 tys. zmarło z głodu, chorób i z powodu rozstrzelań. A 300 tys. od lipca do września 1942 r. zostało wywiezionych do komór gazowych.
Natan postanowił walczyć. Zginął, ale wcześniej dopilnował, by Regina, Paula i Lolek przedostali się kanałami poza mury getta, na tzw. aryjską stronę. Można sobie wyobrazić, jakie sceny towarzyszyły temu rozstaniu. A właściwie wyobrazić sobie nie można. Matka z dwójka dzieci po wyjściu z getta nie doświadczyli spokoju. Regina kupiła fałszywe paszporty, które uprawniały ją do wyjazdu do Ameryki Południowej. Niemcy z myślą o takich osobach utworzyli ośrodek internowania w Hotelu Polskim. To była jednak pułapka - osoby, które przybyły do tego hotelu, zostali rozstrzelani albo wysyłani do obozów koncentracyjnych. Podobny los spotkał Reginę, Paulę i Lolka. W krytycznym momencie całej trójce dopisało szczęście - ich pociąg nie dojechał do Auschwitz, lecz Bergen-Belsen. Przeżyli. Paula mieszka w Stanach Zjednoczonych, jest żoną Adama Neumanna-Nowickiego, innego płockiego {Żda. Lolek mieszka w Belgii.
Icchak Bernsztejn
Powstania w getcie warszawskim nie doczekał Icchak Bernsztejn, został zamordowany przez Niemców niedługo przed jego wybuchem. Też jednak zasługuje na miano bohatera, choć z okupantem nie walczył z bronią w ręku. Zasługuje, bo jak powiedział Marek Edelman - na równi z walczącymi należy np. syna dobrowolnie dołączającego do swojej matki idącej do pociągu jadącego do Auschwitz.
Icchak Bernsztejn w Płocku urodził się w 1900 r. w rodzinie chasydzkiej, czyli mocno religijnej. ukończył studia prawnicze i nauki humanistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Na przełomie lat 20. i 30. był kierownikiem w żydowskiej ortodoksyjnej szkole religijnej „Isoda Tora” - czyli „Podstawy Tory” - w Płocku. Szkoła działała w kamienicy na ul. Stary Rynek 5.
Uczono w niej w języku polskim i jidysz. Zachował się rozkład lekcyjny tej szkoły. Przykładowo niedziela: modlitwa, Talmud, język hebrajski, Tora, śpiew i gimnastyka, język polski, rachunki, modlitwa. To była biedna szkoła, nauka prowadzona była w trudnych warunkach. Kiedy w 1934 r. odwiedził ją wizytator Inspektoratu Szkolnego Okręgu Płockiego, zanotował: „Lokal jest nieodpowiedni pod względem potrzeb szkolnych: ciemny, ciasny, brak podwórka i sali rekreacyjnej. W czasie wizytacji stwierdzono zupełny brak pomocy naukowych, poza mapą Polski i liczydłami. Brak portretów Prezydenta Rzeczypospolitej i Marszałka Piłsudskiego. W jednej tylko sali znajduje się orzeł herb państwa”.
Kiedy Niemcy weszli do Płocka, Bernsztejnowi cudem udało mu się uciec i dojechać do Warszawy. Tam zaczął działać w {Żdowskiej Samopomocy Społecznej, został bliskim współpracownikiem wybitnego historyka Emanuela Ringelbluma, który założył zespół tworzący potajemnie archiwum getta warszawskiego. Bernsztejn wygłaszał prelekcje podczas organizowanych sobotnich spotkań literackich w kuchni na ul. Leszno 14. I nie tylko. W „Kronice getta warszawskiego” Emanuela Ringelbluma można przeczytać: „Bernsztejn był bardzo zdolnym psychologiem. Przeprowadził szereg badań nad setkami dzieci w różnych typach szkół. Jego zadaniem było odwiedzanie osób starających się o pomoc, przeprowadzanie z nimi wywiadów i ustalanie ich sytuacji materialnej. Wywiady te niestety przepadły, były w istocie dziełem literackim i prawdziwymi dokumentami epoki wojennej”. Zaledwie dwa eseje Bernsztejna zachowały się w Archiwum Getta.
Rywa Glanc
Powstanie w getcie warszawskim jak najszybciej chciał stłumić odpowiedzialny za to grupenfirer Jurgen Stroop. Wiedział, że postawa bojowników może ośmielić {Żdów do podniesienia głowy w innych gettach czy obozach koncentracyjnych. Dlatego kiedy dowiedział się, że powstańcy już w pierwszych dniach walk wywiesili dwie flagi - biało-czerwoną i żydowską - kazał natychmiast je zerwać bez względu na straty. Nie chciał, żeby te dwie flagi pobudziły do buntu również Polaków, by ci masowo ruszyli na pomoc {Żdom.
Flagi po ciężkich walkach ostatecznie zostały zdobyte. Samo powstanie jednak częściowo spełniło swoją pobudzającą rolę. Miesiąc po jego upadku, w czerwcu 1943 r. wybuchło powstanie w getcie w Częstochowie. Jedną z jego organizatorek była płocczanka Rywa Glanc, która przed wojną w Płocku energicznie działała w pionierskiej organizacji młodzieżowej „He-Haluc” - ta organizacja specjalizowała się w szkoleniu młodzieży żydowskiej przed jej emigracją do Palestyny. Centrala organizacji wysłała potem Rywę do Częstochowy, gdzie dostała się do tamtejszego getta. Tak współtworzyła podziemną organizację współpracującą z {Żdowską Organizację Bojową i Gwardią Ludową – w temacie instrukcji i zakupu broni. Niestety, bunt został krwawo stłumiony, Rywa zginęła razem z kilkudziesięcioma bojownikami żydowskimi.
Rudek Lubraniecki
Płocczanie uczestniczyli również w zrywach w obozach zagłady w 1943 r.
Rudek Lubraniecki przed 1939 rokiem był mieszkańcem domu przy ul. Kolegialnej 3 - razem z babcią, którą się opiekował - i bardzo znanym płockim sportowcem, do tego wszechstronnym. Powszechnie znany był jako wspaniały gimnastyk, doskonale jeździł na łyżwach, na podobnym poziomie pływał, startował w wyścigach kolarskich i grał w piłkę nożną. Wszystko to w klubie sportowym Makabi Płock, który swoją siedzibę miał tu po sąsiedzku, w piętrowej kamienicy zwanym Domem Praszkiera. Adam Neumann-Nowicki wspomina, że ważnym osiągnięciem Makabi były organizowanie latem codzienne ćwiczenia na boisku. Młodzież żydowska przychodziła z samego rana i przy pomocy instruktorów trenowała gimnastykę szwedzką, biegi, skoki wzwyż i w dal, rzuty dyskiem, oszczepem i kulą. Zimą łyżwiarze spotykali się i ćwiczyli na lodowisku u Hejkego (przy ul. Misjonarskiej?).
Adam Neumann-Nowicki o Rudku Lubranieckim: „Znałem go osobiście z Makabi oraz z sąsiedztwa. Mimo że był niskiego wzrostu, był świetnie zbudowany i należał do najlepszych sportowców i gimnastyków Makabi. Pięknie ćwiczył na poręczach i innych przyrządach gimnastycznych. Był doskonałym łyżwiarzem, pływakiem, kolarzem, futbolistą - jednym słowem imponował swoją wszechstronnością. Podczas wojny mieszkał ze swoją babką staruszką naprzeciwko naszego mieszkania przy Kolegialnej 3. Trudno jest po prostu uwierzyć, że w tym twardym muskularnym mężczyźnie kryło się tyle dobroci, szacunku i delikatności, które Rudek okazywał swojej babci”.
Kiedy Rudek znalazł się w Treblince, został zatrudniony jako mechanik w warsztacie samochodowym. Podczas wybuchu powstania obozowego w sierpniu 1943 r., jego zadaniem było dostarczenie i rozdanie amunicji bojownikom. Do tego granatem podpalił pięć cystern, zastrzelił kilku esesmanów, zanim został trafiony przed strażnika z wieży wartowniczej. Razem z nim w czasie buntu zginęło ok. 800 więźniów żydowskich, 200 zdołało uciec, z czego większość zginęła – jednym z tych, którzy zostali zabici przez Niemców już poza bramami obozu.
Marian Płatkiewicz
Wśród ocalałych był inny płocczanin Marian Płatkiewicz.
Przed 1939 r. był jednym z płockich fryzjerów, strzyc się można było w jego zakładzie przy ul. Kwiatka 28. Ocalał podczas ucieczki z Treblinki, miał więcej szczęścia niż Rudek Lubraniecki. Marian Płatkiewicz po ucieczce dołączył do oddziału partyzanckiego, po zakończeniu wrócił do Płocka i do zawodu fryzjera. Po kilku jednak latach wyjechał do Izraela.
Mosze Szklarek
W innym obozie zagłady, w Sobiborze, przebywał płocczanin Mosze Szklarek. W lutym 1941 r., podczas pierwszej deportacji {Żdów z Płocka, miał 13 lat.
Wspominał później: „Musiałem dorosnąć w ciągu jednego dnia. Szczęśliwe dni młodości na łonie rodziny wydawały się teraz tak odległe - mój pokój, biblioteczka, ciepłe łóżko przykryte narzutą, którą tak lubiłem się okrywać. Wszystko to było niczym cudowny sen, który mi się przyśnił wiele lat temu. Deportacja zaskoczyła nas jak złodziej w nocy. (…) Tamtego sądnego dnia, we wczesnych godzinach porannych dom zadrżał w posadach od brutalnego walenia w drzwi i wściekłych okrzyków Niemców: >Wy obrzydliwi {Żdzi, wychodzić!<. Już po kilku chwilach staliśmy w tłumie na ulicy Szerokiej, wraz z innymi {Żdami z miasta. Z pomocą folksdojczów, wśród brutalnego bicia i wielu morderstw, załadowali nas na ciężarówki, ciasno upychając, po czym długi konwój wyjechał z Płocka. Nie wolno nam było niczego ze sobą zabrać. Mieliśmy jedynie to, co włożyliśmy na siebie w panicznym pośpiechu”.
W Sobiborze został rozdzielony w mamą i bratem, nigdy ich nie zobaczył. Niemcy skierowali Mosze Szklarka do pracy, najpierw jako nosicie bagażów przybywających {Żdów, potem w kasynie oficerskim. Kiedy wybuchło powstanie Sobiborze w październiku 1943 r., wydostał się z obozu, potem walczył w partyzantce, jego oddział specjalizował się w niszczeniu linii kolejowych. Przeżył wojnę, potem wyjechał do Izraela.
Podsumowanie
Sześć osób. Kto wie jednak, czy w tym 1943 r. takich bohaterów nie było więcej? Wiadomo, że przygotowaniach do powstania w Treblince brali udział płocczanie Haskiel i Szmuel Rosenbergowie, Abram Koziebrodzki, Ber Gutman, Perl Gryc Motek... Właściwie nic o nich nie wiemy. Muzeum {Żdów Mazowieckich powstało m.in. po to, by szukać informacji i pamiątek o płockich {Żdach, zbierać je i przekazywać dalej, jak pałeczkę w biegu sztafetowym. Stąd nasze dwa projekty, wśród nich ten dotyczący szukania po całym świecie płockich {Żdów. Cieszymy się też z każdej osoby interesującej się tą tematyką i ją propagująca - jak dr Jan Przedpełski, dr Jerzy Stefański, dr Grzegorz Gołębiewski, Adrian Brudnicki, Adam Kotkiewicz, Grzegorz Chabowski, Mirosław Piątek, Zdzisława Barankiewicz czy Beata Pietrzak-Lisiecka czy osób ze Stowarzyszenia Synagoga Płocka. Z góry dziękujemy za pomoc w odtwarzaniu i pielęgnowaniu pamięci o ludziach, którzy tworzyli historię Płocka przez blisko 700 lat. A ja dodatkowo dziękuję za cierpliwość i wysłuchanie mnie.
Zapraszam na wystawę grafik Fiszela Zylberberga 17 maja o godz. 17.
Rafał Kowalski
Zastępca kierownika Muzeum Żydów Mazowieckich w Płocku. Płocczanin, absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, doktor nauk humanistycznych UW w zakresie nauk o polityce. Badacz stosunków polsko-żydowskich, dziejów i kultury narodu żydowskiego oraz państwa Izrael. Przez wiele lat był dziennikarzem „Gazety Wyborczej.
Fot. Krzysztof Wiśniewski