25 lat temu został skazany za gwałt i zabójstwo małej dziewczynki. Dziś przechadza się pod oknami domu dziecka, czeka na autobus otoczony gromadką uczniów, zbiera makulaturę tuż obok szkoły. Może nie jest niebezpieczny. A może jest.
Wszystko wydało się w sumie przez przypadek. Traf chciał, że płocczanka, nazwijmy ją panią Anią, stała w kolejce w sklepie przy Miodowej. Nagle do stojącego koło niej starszego mężczyzny przyskoczył drugi i zaczął okładać go wyzwiskami. Że pedofil, zboczeniec, morderca. Że zgwałcił i zamordował dziecko.
Kilka dni później pani Ania widzi mężczyznę nazwanego pedofilem na swoim osiedlu. Stoi na przystanku na Międzytorzu, obok tłum uczniów czeka na autobus. Jest wstrząśnięta. Potem znów go widzi. Mężczyzna wchodzi do zaniedbanego domu jednorodzinnego na osiedlu Wyszogrodzka. Chyba tam mieszka.
- Oczywiście, że się boimy o nasze dzieci - nie ukrywa Longin Garkowski z Rodzinnego Domu Dziecka mieszczącego się niedaleko budynku, do którego przychodzi nieznajomy mężczyzna. Razem z żoną opiekują się ośmiorgiem dzieci. Czworo z nich chodzi do pobliskiej szkoły. Boją się również rodzice innych dzieci z osiedla.
Wyobraźnia podpowiada straszliwe scenariusze. Szybko powstają plotki, że był skazany na karę śmierci, że jest objęty ustawą o bestiach. W głowie mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Dlaczego ktoś, kto zgwałcił i zamordował dziecko, bez przeszkód może zbliżać się do dzieci?
Państwo Garkowscy o wszystkim mówią więc policjantowi, który zastępuje dzielnicową osiedla Wyszogrodzka.
Mija miesiąc. Policja się nie odzywa.
- Nie mamy informacji o przebywającej na wolności w Płocku osobie, która jest niebezpieczna dla otoczenia i którą należy objąć jakimkolwiek szczególnym postępowaniem - odpowiada nam Krzysztof Piasek, rzecznik płockiej policji.
O takiej nie. Ale o gwałcicielu i zabójcy - owszem. Rzecznik relacjonuje: zaraz po sygnale od mieszkańców sprawą zajął się dzielnicowy. Wylegitymował nieznajomego 80-latka, wypytał o miejsce zamieszkania, zatrudnienie.
Okazuje się, że mężczyzna ze sklepu przy Miodowej miał rację. - Mężczyzna w 1991 r. został skazany za przestępstwo zabójstwa nieletniej na tle seksualnym, którego dopuścił się w Płocku - potwierdza Krzysztof Piasek. - Za to przestępstwo odbył karę pozbawienia wolności, ale nie był nigdy skazany na karę śmierci.
Mężczyzna - dowiedział się dzielnicowy - nie mieszka na osiedlu Wyszogrodzka, a jedynie odwiedza tu swoją znajomą. Utrzymuje się ze sprzedaży makulatury, którą zbiera po całym mieście, również w rejonach szkół.
Dzielnicowy - zapewnia rzecznik policji - ostrzegł pedagogów szkolnych na podległym terenie, poradził, by w razie czego dzwonili na 997, dał znać również pozostałym dzielnicowym.
Więcej policja nie może zrobić, bo mężczyzna jest wolnym człowiekiem.
Nie wie też nic o okolicznościach zbrodni. W dostępnej policjantom bazie widnieje tylko sucha informacja o skazaniu za zabójstwo nieletniej na tle seksualnym. Na ile lat? - nie wiadomo. Kiedy wyszedł z więzienia? Nie wiadomo.
15 lat za gwałt i uduszenie kilkulatki
Dopiero dzięki pomocy rzeczniczki sądu okręgowego, Iwony Wiśniewskiej-Bartoszewskiej, udało nam się dotrzeć do wyroku z 3 grudnia 1991 r. wydanego przez ówczesny sąd wojewódzki w Płocku. Dokument mrozi krew w żyłach.
Wynika z niego, że X. popełnił zbrodnię rok wcześniej, 22 czerwca 1990 r. w Płocku.
Sąd uznał, że mężczyzna jest winny gwałtu ze szczególnym okrucieństwem i zabójstwa 6-letniej dziewczynki. By uniknąć drastycznych opisów, sąd argumentował, że dziecko zmarło wskutek uduszenia, a jednocześnie sprawca uniedrażniał jej drogi oddechowe „innym oddziaływaniem związanym z realizacją zaspokojenia popędu seksualnego”. Dziewczynka nie była spokrewniona ze sprawcą zbrodni.
Zdaniem biegłych, gwałciciel miał znacznie ograniczoną poczytalność. W wyroku napisano, że powodem były „zakłócenia czynności psychicznych związane z psychodegradacją alkoholową i zespołem psychorganicznym otępiennym”. W chwili, gdy doszło do zbrodni, X był kompletnie pijany. Miał ponad 2,8 promila.
Sąd skazał go na 15 lat więzienia, a także nawiązki po 50 tys. zł na rzecz Polskiego Czerwonego Krzyża oraz Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. Został pozbawiony praw publicznych na osiem lat i obciążony kosztami postępowania.
Kilka miesięcy później, w kwietniu 1992 r., sąd apelacyjny podtrzymał wyrok. X. trafił za kratki, choć de facto w areszcie tymczasowym przebywał już od dnia po popełnieniu zbrodni.
Piętnaście lat później, 22 maja 2007 r. postanowieniem sądu okręgowego we Włocławku został warunkowo przedterminowo zwolniony z okresem próby do 14 maja 2010 (miał przerwy w odbywaniu kary). Włocławski sąd argumentował, że zachowanie więźnia w warunkach izolacji było poprawne, w ciągu odsiadki był 56 razy nagradzany, wykazywał krytyczny stosunek do popełnionego czynu. Nie bez znaczenia był też zaawansowany wiek, przyznana mu renta i możliwość zamieszkania u córki.
Mężczyzna jest więc na wolności od ośmiu lat. Dziś jest staruszkiem.
Dlaczego powstał ten tekst
Nie wiem, czy X jest niebezpieczny. Może i nie jest. Patrząc na jego wiek, na udaną zdaniem sądu resocjalizację pod wpływem pobytu w więzieniu, na brak zakazu zbliżania się do dzieci, można się pocieszać, że nie jest groźny, że nie skrzywdzi już żadnego dziecka. Ale tego zaniepokojeni mieszkańcy osiedla mogą się dowiedzieć tylko z tego tekstu. Więc to pierwszy cel jego powstania.
Drugi jest ważniejszy. Okazuje się bowiem, że tuż obok nas, obok naszych dzieci, chodzą ludzie, którzy mają na sumieniu tak straszne zbrodnie, że samo pisanie o nich sprawia, że trzeba wziąć głęboki oddech i uspokoić drżące ręce. I że tak naprawdę jedyne, co możemy zrobić, to liczyć na to, że służby więzienne się nie pomyliły w ocenie więźnia. I że sąd się nie pomylił w ocenie skazańca. I że - w razie czego, jak radził dzielnicowy - zdążymy zadzwonić pod 997. To trochę mało, prawda? Dlaczego nie ma zakazu zbliżania się do dzieci? Tak na wszelki wypadek? Prewencyjnie - jak to lubi mówić policja.
To prawda, 6-latce życia nikt nie wróci. Sam X, jeśli rzeczywiście żałuje tego, co zrobił, nie jest w stanie cofnąć czasu. Ale wierzę, drodzy Rodzice, że po przeczytaniu tego tekstu przypomnicie swoim córeczkom i synkom, by NIGDY pod żadnym pozorem nie szły nigdzie z nieznajomymi ani nie wsiadały do samochodów. Nawet jeśli miły pan da cukierka, nawet jeśli będzie się zaklinał, że przysłała go mamusia albo tatuś.
I po to powstał ten tekst.