reklama

Zaczęło się od szczypania w pupę [FOTO]

Opublikowano:
Autor:

Zaczęło się od szczypania w pupę [FOTO] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościNa ten jeden wieczór założyły kapelusze, wyciągnęły wachlarze, porcelanę, stare zdjęcia, w tym pierwszego budynku płockiego teatru, aby ta „Randka z Manią” była wyjątkowa. - To doskonała ambasadorka Płocka – mówiła dyrektorka Książnicy Płockiej.

Na ten jeden wieczór założyły kapelusze, wyciągnęły wachlarze, porcelanę, stare zdjęcia, w tym pierwszego budynku płockiego teatru, aby ta „Randka z Manią” była wyjątkowa. - To doskonała ambasadorka Płocka – mówiła dyrektorka Książnicy Płockiej.

Wtorkowy wieczór należał do niej, do małej Mani Burzyńskiej, która urodziła się w Płocku 115 lat temu. - Wczoraj telewizyjny dziennikarz zapytał mnie, czy warto ją jeszcze wspominać – opowiadała dyrektorka Książnicy Płockiej, Joanna Banasiak. A działo się to w dniu urodzin Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej, tuż po złożeniu kwiatów przy jej pomniku na Tumskiej. - Sądzę, że było to raczej pytanie retoryczne. O takie wspomnienia trzeba dbać – nie miała wątpliwości. Aby ich posłuchać zjawiło się sporo osób. W sam raz, aby wypełnić salę kolumnową Książnicy przy ul. Kościuszki.

Pracownicy zaaranżowali wszystko z detalami. Czytali z podziałem na role historie z życia małej Mani, dotarli do starych fragmentów filmów, piosenek, wywiadu, który z nią przeprowadził niedawno zmarły Bogusław Kaczyński. To w nim opowiadała o swoich początkach na płockiej scenie, kiedy była zaledwie malutkim brzdącem. - Potrzebowali wtedy do roli takiego złotego dziecka – i trafiła się ona. Był tylko jeden problem, nie chciała płakać, ale i na to znaleziono sposób. I tak jej aktorska kariera zaczęła się od szczypania w pupę. Uczyła się czytać w teatrze dzięki egzemplarzom sztuk, które wówczas grano. - Mama chyba nie spodziewała się, że jej Mania zostanie aktorką – przyznała z rozbawieniem w książce „Nie żyłam samotnie”. Kiedy później grała Cygankę, to jej własna rodzicielka nie poznała.

Problemem było imię. Jak dla niej zbyt pospolite, więc wybrała sobie inne. Zmieniła nawet towarzystwo, aby wszyscy znali ją jako Mirę. Nie należała do spokojnych dzieci, już wówczas miała temperament. Potrafiła odgrażać się mamie, że jak ta nie ustąpi, to ona się utopi. A ta, nie widząc innego wyjścia, poddawała się. Pewnego razu z kolegami przebiła dziurę w ścianie w miejscu, gdzie dawniej swoją siedzibę miał zakon. Znaleźli trumnę.

Mira chciała prędko stać się dorosłą panną, ale chyba nawet wtedy nie spodziewała się, że w jej rodzinnym mieście stanie na środku ulicy Tumskiej. W ten sposób po wielu latach powróciła do swojego rodzinnego miasta już na stałe. W Książnicy, przy okazji tych 115. urodzin, znów była młodą, dowcipną, pełną życia kobietą. Długoletnią dyrektorką Państwowego Zespołu Pieśni i Tańca "Mazowsze". A co ważne, płocczanką.

Czytaj też:

 

 

Fot. Karolina Burzyńska/Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE