reklama

Zabili węża motyką. A to zwykły zaskroniec

Opublikowano:
Autor:

Zabili węża motyką. A to zwykły zaskroniec - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościHistoria zabitego węża stała się przyczyną dyskusji o sensie powołania w Płocku ekostraży, czyli patrolu straży miejskiej odpowiedzialnego za sprawy związane ze zwierzętami, zwłaszcza dzikimi. Takie patrole funkcjonują w innych miastach. Tylko stać nas na ten wydatek?

Historia zabitego węża stała się przyczyną dyskusji o sensie powołania w Płocku ekostraży, czyli patrolu straży miejskiej odpowiedzialnego za sprawy związane ze zwierzętami, zwłaszcza dzikimi. Takie patrole funkcjonują w innych miastach. Tylko stać nas na ten wydatek?

Wszystko zaczęło się od historii zaskrońca, którą podczas ostatniej sesji opowiedział radny PiS Andrzej Aleksandrowicz. Otóż jeden z mieszkańców zobaczył na swojej posesji węża, którego wziął za żmiję zygzakowatą, rzucił się na niego z motyką i zabił niewinne zwierzę. Wszystko działo się w obecności policji. Pracownicy ZOO obejrzeli przyniesioną ofiarę i stwierdzili, że to był zaskroniec, nieszkodliwy dla człowieka, niejadowity, a pożyteczny, ponieważ polujący na gryzonie.

Historia poruszyła radną PO Iwonę Jóźwicką. Radna poprosiła więc w interpelacji o powołanie nowej gałęzi płockiej straży miejskiej. Strażnicy zostaliby przeszkoleni w zakresie rozpoznawania różnych gatunków zwierząt, a także obchodzenia się z nimi. - Płocki ogród zoologiczny posiada doskonałych fachowców, znających się na gadach, ptakach i ssakach, dlatego sądzę, że jest w stanie przeszkolić funkcjonariuszy w tym zakresie - proponuje radna. Trzeba by również zaopatrzyć strażników w ochronny sprzęt: rękawice ,chwytaki i specjalne obuwie do chwytania gadów i wypuszczania ich z dala od siedzib ludzkich. Zdaniem radnej, sprawa nie jest specjalnie skomplikowana.

Inaczej widzi tę kwestię straż miejska, do której w tej sprawie odesłało nas biuro prasowe Ratusza. - Osoby, które miałyby tworzyć taki patrol, musiałyby interesować się zwierzętami i nie mogą się ich bać, zatem nie każdy funkcjonariusz się do tego nadaje - komentuje rzeczniczka municypalnych, Jolanta Głowacka.

Rzeczniczka zwraca również uwagę na fakt, że w Płocku przypadków wyłapywania niecodziennych zwierząt, o których pisze radna, jest niewiele i są one sporadyczne. W rozmowie z nami wymienia przypadki z ostatnich lat. Wśród nich jest interwencja w sprawie łosia, który zaczepił się na ogrodzeniu na Radziwiu i trzeba było pomocy także od straży pożarnej, ratowanie przymarzniętych zimą łabędzi, uwolnienie saren, które znajdowały się w nieczynnym basenie w Borowiczkach czy przypadek zabłąkanego jelenia.  - My nie mamy sprzętu do przewożenia i wyłapywania zwierząt - mówi Głowacka.- Ludzie nie są przeszkoleni, a w radiowozach mamy jedynie rękawiczki gumowe. Do zadań straży miejskiej należy przyjazd na interwencję, zabezpieczenie miejsca i przekazywanie na bieżąco informacji, co to za zwierzę, w jakim jest stanie.

Następny krok to telefon do Centrum Zarządzania Kryzysowego albo - jeśli rzecz dotyczy bezpańskich albo zabłąkanych psów - do schroniska. Jak podkreśla Głowacka strażnicy nie mogą w tych samych radiowozach, w których wozi się ludzi, przewozić zwierząt.

Według pomysłu radnej, straż miejska miałaby finansować działanie ekostraży z własnych środków.

- Byłoby ciężko je znaleźć - nie ukrywa Jolanta Głowacka. - Jednakże jesteśmy dla ludzi i jeśli radni tak zagłosują, to my będziemy musieli się dostosować. Trzeba jednak zwrócić uwagę na sens tego przedsięwzięcia, ponieważ zgłoszeń, którymi miałby się zająć wyspecjalizowany partol, jest naprawdę niewiele , a trudno byłoby wysłać strażników do innych zadań niż te z ich działki.

Radna wskazuje na przykład Poznania, ale - jak się dowiedzieliśmy - od 2011 r. (na artykuł z tego roku powołuje się radna) sporo się zmieniło. Wprawdzie strażnicy miejscy współpracują z pracownikami  zoo m.in. w Poznaniu, ale w stolicy Wielkopolski nie ma takiej jednostki jak ekostraż. - Dążąc do zmniejszania negatywnych skutków powodowanych obecnością zwierząt żyjących dziko na terenach zurbanizowanych Poznania, Urząd Miasta od 2011 roku współpracuje z Pogotowiem d.s. usuwania zagrożeń dla życia , zdrowia ludzi oraz mienia ze strony zwierząt (dziki, lisy itp.), a od 2013 roku ze Strażą Ochrony Zwierząt (zwierzęta egzotyczne) - powiedział nam Przemysław Piwecki, rzecznik poznańskiej straży miejskiej.  - Strażnicy poznańscy pełnią rolę pośredniczącą między mieszkańcami zgłaszającymi dyżurnemu straży pojawiające się zagrożenia ze strony zwierząt a wyspecjalizowanymi służbami, które w zależności od zaistniałej sytuacji podejmują odpowiednie działania.

Podobnie jak płoccy municypalni poznańskie służby miejskie nie wyłapują ani nie transportują żadnych zwierząt, a jedynie zgłaszają taką potrzebę , m.in.  poznańskiemu magistratowi (sprawy z dzikami), poznańskiemu zoo (ptasi azyl). Ale w odróżnieniu od płockiej straży miejskiej są przeszkoleni jeśli chodzi o zwierzęta egzotyczne, a radiowozy są wyposażone w odpowiedni sprzęt.

- Nowe zadania, związane z pojawianiem się zwierząt egzotycznych, wymusiły konieczność przygotowania strażników do podejmowania interwencji wobec różnych zwierząt tak, ażeby w szczególnych przypadkach z jednej strony chronić ludność, a z drugiej w sposób humanitarny przetrzymać zwierzę do czasu przybycia właściwych służb - komentuje Przemysław Piwecki. - W tym celu, w ubiegłym roku strażnicy zostali przeszkoleni w zakresie taktyki i techniki interwencji  wobec zwierząt. Dodatkowo doposażono pojazdy służbowe straży w różnego rodzaju siatki umożliwiające schwytanie i przetrzymanie do czasu transportu niewielkich osobników.

Fot. Małgorzata Rostowska / Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE