Orlen zaprosił w czwartek dziennikarzy na wysoki na 160 metry komin, aby sami się przekonali, jak naprawdę jest z tym zapachem. Czy, mówiąc wprost, czasami śmierdzi w mieście z powodu tego, co wydobywa się z komina, a może z jakiegoś innego powodu... W każdym razie można było samemu się przekonać.
Orlen zorganizował wreszcie spotkanie z ekspertami połączone z wizytą na samym szczycie komina na terenie zakładu. Kiedy niedawno część mieszkańców protestowała, towarzyszyła im jego atrapa, a z niego wydobywał się dym. A może raczej para wodna, w co płocczanie zdają się nie wierzyć szczególnie po jednej wrześniowej nocy i aferze z benzenem. Koncern przekonuje, że ten komin ma odpowiednią wysokość i nie on jest odpowiedzialny za całą kabałę. Ale czy można się dziwić mieszkańcom, którzy widzą te kłęby dymu? W trakcie wcześniejszego spotkania, zanim dziennikarze i fotografowie wsiedli do windy i przeszli wszystkie drabinki, wypowiadał się zarówno dyrektor biura ochrony środowiska w Orlenie Arkadiusz Kamiński, jak i zaproszony ekspert, Aleksander Warchałowski. I to ten drugi sam przyznał, że nawet jego żona, kiedy zobaczyła ten 160-metrowy komin, nie chciała uwierzyć, że to, co się z niego wydobywa, może być parą wodną.
Trzy etapy
- Chcemy pozbyć się mitów dotyczących Instalacji Oczyszczania Spalin – zapowiedział na wstępie Arkadiusz Kamiński. Jej najbardziej okazałym elementem jest wspomniany komin. - A ten bywa różnie nazywany. Niektórzy mówią na niego „gruba Berta” - dodawał.
Podkreślano, że IOS nie jest instalacją produkcyjną, lecz służy do neutralizowania wpływu na środowisko. Ma za zadanie oczyszczać spaliny powstające w wyniku spalania gazu i gudronu w zakładowej elektrociepłowni, która zaopatruje zakład w energię elektryczną i zapewnia 85 proc. zapotrzebowania miasta na wodę grzewczą. Ciepło wytwarzane jest za pomocą ośmiu kotłów parowych i sześciu turbin.
Pierwszy etap czyszczenia spalin nazywa się odazotowaniem, czyli trzeba sprawić, aby związki azotu w wyniku reakcji chemicznej z amoniakiem zmieniły się w azot i parę wodną. Aby tak się stało, spaliny muszą przejść przez tzw. „plaster miodu”. Reakcja chemiczna zachodzi w temperaturze oscylującej między 320 a 400 stopni.
Następnie czas na tzw. odpylanie z wykorzystaniem elektrofiltrów. Nasze cząsteczki pyłów przepływają między dwiema elektrodami. Najpierw ładuje je jedna z nich. Później druga elektroda, ale już i przeciwnym ładunku, musi przyciągnąć do siebie cząsteczki spalin (co przypomina efekt szczotki, która przyciąga naelektryzowane włosy). W ten sposób cały zgromadzony pył do usunięcia odprowadzany jest do dołu lejem zsypowym, aby trafił do worków big-bag mieszczących do 100 kg.
Na koniec zostaje etap odsiarczania metodą mokrą odazotowanych i odpylonych spalin ze wszystkich kotłów. Będzie prysznic! Spaliny z dołu do góry są spryskiwane zawiesiną mączki kamienia wapiennego, aby wychwycić cząsteczki dwutlenku lub trójtlenku siarki. Na tym etapie powstaje para wodna.
Warkocz
Z czego składa się warkocz, czyli to co widzimy ulatujące z komina? W 63 proc. z azotu (dla porównania w powietrzu to 78 proc.), w 19 proc. to para wodna, 12,5 proc. dwutlenek węgla, 4,5 proc. stanowi tlen, pozostałe to śladowe ilości: tlenków azotu, dwutlenku siarki i pyłów (te ostatnie 0,0002 proc.). Nie ma węglowodorów, benzenu albo innych związków zapachowych. Dlatego już później w trakcie wizyty na IOS wprowadzano osoby w te kłęby wydobywające się z komina, aby sami się przekonali, że nie poczują smrodu.
W wyniku procesów oczyszczania spalin jako produkt uboczny powstaje gips. Jak dotąd Orlen sprzedał producentom płyt kartonowo-gipsowych około 13 tys. ton swojego produktu.
[ZT]11510[/ZT]
O benzenie słów kilka
Arkadiusz Kamiński powoływał się na wyniki międzynarodowej organizacji non-profit Health and Environment Alliance (HEAL) analizującej wpływ środowiska na zdrowie mieszkańców Unii Europejskiej. Sytuacja w Płocku w zakresie stężenia pyłu zawieszonego PM2,5 wyglądała korzystniej niż w Krakowie, Nowym Sączu, Katowicach, Częstochowie, Wrocławiu, Kielcach, Warszawie, Rzeszowie, Łodzi, Opolu, Radomiu, Poznaniu czy w Toruniu.
A wracając do benzenu, tu Kamiński przypominał wypowiedź podsekretarza stanu w Ministerstwie Zdrowia, że wyższe wskazania dla benzenu w nocy z 21 na 22 września, aby zaszkodzić mieszkańcom, powinny być kilka tysięcy razy wyższe. Za kolejny argument posłużyły wnioski ekspertów z Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi, o których pisaliśmy. Według nich należy obniżyć poziom pyłu PM10 i benzopirenu z uwagi na ich związek z różnymi chorobami, w tym z rakiem płuc. Szczególnie palaczom zalecali odstawienie palenia tytoniu.
[ZT]13879[/ZT]
Po sprawie z benzenem zidentyfikowano kilka słabych punktów na instalacji. Sprawa jest trudna, ponieważ niektóre substancje połączone ze sobą powodują odór, a inne wzajemnie się znoszą. - Pilnujemy się, aby utrzymać dyscyplinę zapachową. Można powiedzieć, że sprawdzaliśmy centymetr po centymetrze – dopowiadała na spotkaniu Beata Karpińska z biura prasowego. - Ale tak z ręką na sercu nie powiemy, że już nigdy to się nie powtórzy. Zdarzają się sytuacje awaryjne, nie do przewidzenia.
Aleksander Warchałowski opowiadał, że kilka dekad temu panowało przekonanie, że te zanieczyszczenia wyparują. Wykrywamy już coraz mniejsze cząsteczki pyłów, mamy więc PM10, później PM2,5, a teraz „w korytarzu czeka PM1”. - Dziś sprawdza się już miliardową cześć grama – dopowiadał Aleksander Kamiński.
Według eksperta to stałe zaostrzanie norm środowiskowych powoduje, że ciężko dostrzec postęp, jaki się dokonał. - W teorii mówi się, że nie ma takiego stężenia, które by nie oddziaływało – ale w rzeczywistości palimy papierosy. - A ta smuga z komina też mi się nie podoba, ale nie unikniemy jej przy wykorzystaniu metody mokrej odsiarczania spalin – dodawał Warchałowski. Wspominano również prace nad innowacyjną metodą redukcji substancji złowonnych z wykorzystaniem bakterii.
[ZT]13954[/ZT]
Przez ten wiatr z północy
Szef płockiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska Andrzej Hasa stwierdził, że płocczanie są negatywnie nastawieni do komina, obwiniają go za brzydkie zapachy. - Ale to niewłaściwe wskazanie – zastrzegał. - Odory przy wietrze z północy docierają z zakładu do miasta, urządzenia pomiarowe pokazują wtedy wyższe stężenia związków siarki. Niektóre, których nie mierzymy, a które nie są szkodliwe, mogą powodować odór. A kiedy mieszkańcy coś wyczują, zaczyna pojawiać się strach, co się dzieje. Osobiście, kiedy sam coś poczuję, od razu sprawdzam kierunek wiatru. Widać to po dymie z „grubej Berty”. Niestety w przypadku instalacji Clausa wystarczy drobna awaria – a wtedy „poczujemy” obecność Orlenu, ponieważ siarka jest najbardziej smrodliwa. - Problem może stanowić oczyszczalnia ścieków, trzeba także brać pod uwagę prace remontowe. Niedawno mieliśmy doniesienia o smrodzie na Podolszycach. Mieszkańcy interweniowali. Była duża mgła, niektórzy wskazywali na ścieki komunalne, inni na Orlen. Objechaliśmy Podolszyce i nic. Tylko w jednym miejscu kobieta coś poczuła, chociaż mężczyźni nie. Odory z Orlenu są niepowtarzalne, wyczułbym je.
Mamy jeszcze pochodnię. - A im jest większa, tym mniej uciążliwości zapachowych dla mieszkańców – zapewniał Kamiński. W ten sposób utylizuje się gazy, a płocczanie obserwują efekty świetlne.
Komin zastąpił trzy inne emitory. Ale czy ma odpowiednią wysokość? - Spójrzmy na sprawę z punktu widzenia kapitalisty - odpowiadał Warchałowski. - Będzie chciał wybudować taki komin, który spełni wymogi przy minimalizowaniu nakładów finansowych. Nie bronię Orlenu. Po prostu uważam, iż faktycznym problemem jest niska emisja.
[ZT]14015[/ZT]