- Żegnamy męża, syna, brata i przyjaciela, ale przede wszystkim wspaniałego człowieka - tymi słowami żegnano w kaplicy na cmentarzu komunalnym zmarłego 15 lutego Huberta Chiczewskiego. Miał 44 lata. Przez lata grał hejnał z ratuszowej wieży. W czwartek nad płockim grodem dobrze znane dźwięki o godz. 12.00 nie rozeszły się na wszystkie strony świata.
Świecki pogrzeb na cmentarzu komunalnym, przepełniony wspomnieniami, rozpoczął się od płockiego hejnału. W niedużej kaplicy nie było trumny. Zamiast niej elegancka szkatuła skrywająca prochy, obok kilka wieńców, zdjęcie i ustawiona trąbka, jakby każdy mógł za nią chwycić. Muzyka, która towarzyszyła Hubertowi Chiczewskiemu za życia, pozostała przy nim także w tej ostatecznej drodze poprzez ulubiony utwór "My way", dźwięki trąbki i zespolenie instrumentów podczas przemarszu orkiestry.
W kaplicy wspominany jako "uśmiechnięty, wesoły, towarzyski, płynący pod prąd swoim stylem i poglądami", z zamiłowaniem do muzyki od najmłodszych lat. Ale największą miłością okazała się trąbka. Została z nim na zawsze.
- Z trąbką pojawiał się najpierw w Zespole Pieśni i Tańca "Wisła", w zespołach muzycznych, reklamach radiowych, aż przyszedł czas na najwyższe stanowisko w mieście, jak sam mawiał o byciu hejnalistą w Płocku - odczytywano wspomnienia brata zmarłego Huberta Chiczewskiego. - Przez ponad 20 lat hejnału w jego wykonaniu słuchali płocczanie i turyści przebywający na Starym Rynku. Punktualnie o godz. 12.00 i 18.00 wdrapywał się na ratuszową wieżą i dął na cztery strony świata, oznajmiając że nad Wisłą jest płocki gród od wieków.
Przywoływano spotkania z hejnalistami z całego kraju, dzięki niemu hejnał zabrzmiał w Krakowie i Zamościu. Jako kibic, grywał hejnał przed meczami piłkarzy ręcznych i nożnych. Nie brakowało jego trąbki na uroczystościach miejskich, religijnych. Prowadził orkiestrę w Zespole Szkół Technicznych w Płocku i orkiestrę Ochotniczej Straży Pożarnej w Staroźrebach. - Ucząc młodzież, zwykł powtarzać, że każdy może grać w orkiestrze. Potrzebne są tylko chęci.
Grywał na okolicznościowych spotkaniach, gościnnie z zespołami. Z przyjaciółmi stworzył zespół Canzona Brass Quintet, propagując instrumenty dęte. Założył zespół muzyczny "Rodeo". - Na trąbce żegnał znanych i mniej znanych płocczan. Dziś uczestniczymy w ostatnim akordzie ziemskiego życia Huberta. Jego hejnał brzmieć będzie już tylko w nagraniach, we wspomnieniach tych, którzy mieli okazję posłuchać. Teraz Hubercie graj w tej orkiestrze hejnalistów, którzy odeszli do wieczności. Graj hejnał i pomachaj nam z góry, jak zwykłeś machać do zebranych z ratuszowej wieży.
- Jego życie stanowiło kompozycję pracy, pasji i więzi rodzinnych, które były ważniejsze chyba nawet od muzyki - odczytywano wspomnienia, które pojawiły się w internecie na wieść o śmieci Huberta Chiczewskiego. -Powiedzieć o Hubercie, że odszedł przedwcześnie, to jak otrzeć się o banał. Wielu z nas czuje, że on został wyrwany z życia.
W pogrzebie uczestniczył m.in. Dariusz Tyburski, dyrektor Zespołu Szkół Technicznych. Hubert Chiczewski pracował w ZST od 2003 r.
- Wraz z kolegą prowadził szkolną orkiestrę dętą. Był odpowiedzialnym, sumiennym pracownikiem i dobrym kolegą. Podziwialiśmy jego umiejętności. Hubert i Marek dokonywali cudów, by nowicjuszy w orkiestrze przemienić w sprawnych muzyków. Lubił młodzież. Potrafił zachęcić o gry w orkiestrze nawet tych, którzy nigdy wcześniej o tym nie pomyśleli. Dopytywał nauczycieli o ich postępy w nauce, a nawet wstawiał się a tymi, którzy mieli kłopoty, aby dać im kolejną szansę.
Po wielu kolejnych wspomnieniach, możliwości pożegnania zmarłego przy urnie, wszyscy przeszli do miejsca ostatniego spoczynku. Tam urnę złożono w ziemi przy dźwiękach utworu "My way". - Żegnamy cię tak, jak uważałeś, że będzie najlepiej. Twoją ulubioną muzyką. Żegnaj, przyjacielu...