W czwartek i piątek w naszym mieście odbyły się manewry obronne „Katedra 2012”, pozwalające sprawdzić współpracę urzędników różnych instytucji, straży pożarnej, straży miejskiej, WOPR, policji, pogotowia ratunkowego. Pierwszego dnia od rana było sprawdzanie łączności, przekazywanie zadań operacyjnych, przygotowywanie dokumentów, kurierów.
Dziś przyszedł czas na działanie i to jak dynamiczne! O godz. 11 na Wiśle i nabrzeżu zaplanowano przeprowadzenie epizodu „Działanie służb ratowniczych po katastrofie statku wycieczkowego na rzece Wisła”. Rusałka pływała tuż przy starym moście i „uderzyła” w drugie przęsło. Od strony statku dobiegł potężny huk, szybko pojawił się gęsty dym.
- Co tam tak cicho? Katastrofa jest,dramat, gdzie lament? - prowadzący akcję z brzegu strofował pasażerów statku za pomocą krótkofalówki.
Ponad 200 osób, zebranych na brzegu i z zainteresowaniem przyglądających się akcji, od razu usłyszało z łodzi głośne krzyki, lamentowanie, wzywanie pomocy. Później ósemka pasażerów (w rzeczywistości ratowników Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego) wskoczyła bez wahania do Wisły. Na pomoc rozbitkom ruszyły odpowiednie służby. Szybko na brzegu pojawiła się straż pożarna, karetki pogotowia, straż miejska i policja. Szybkie strażackie łodzie ratunkowe popędziły w kierunku Rusałki, wyłowiono ludzi z wody, gaszono pożar na statku, rozpoczęła się ewakuacja „rannych” na brzeg. Tu bardzo ważna była wewnętrzna sygnalizacja między ratownikami, którzy informowali się wzajemnie, czy ranni są na przykład... koloru zielonego, czy czerwonego. To wyjaśniało im, w jakim są stanie, czy przytomni itd.
Na brzegu w prowizorycznych, dużych namiotach opatrywano potrzebujących. Ta część akcji trwała około 45 minut. Na koniec fachowcy zajęli się plamą oleju, jaka wydostała się ze statku. Pomogły w tym specjalne zapory, kierujące część gęstego płynu w odpowiednie miejsce, gdzie był wyciągany na brzeg. A nurkowie zeszli pod wodę i naprawiali Rusałkę, by jakoś załatać dziurę.
W drugiej, popołudniowej części manewrów „Katedra 2012” akcja przeniosła się do Ratusza. Tam ogłoszono alarm bombowy, doszło do ewakuacji pracowników i – niestety - „eksplozji”. Gwoździem programu była praca potężnego dźwigu z kilkudziesięciometrowym zasięgiem. Na koniec w auli zaplanowano krótką konferencję, gdzie meldunki przyjmował kierownik ćwiczeń.
- Wszystko poszło zgodnie z planem, osiągnęliśmy zakładane cele – podsumował działania rzecznik prasowy płockiej straży pożarnej Jacek Strzeszewski. - Scenariusz ćwiczeń zakładał zdarzenia, które mogą się zdarzyć w każdej chwili ale miejmy nadzieję, że nie będziemy musieli pracować w takich sytuacjach.