Jedni zainwestowali dorobek życia, inni pobrali gigantyczne kredyty - wszystko z myślą o uwiciu przytulnego gniazdka w nowym bloku przy ul. 3 Maja. Niestety, na razie ich plany utknęły w martwym punkcie. Niektórzy zaczynają powątpiewać, czy budowa w ogóle dobiegnie końca.
Budowa na 3 Maja 17 w Płocku rozpoczęła się w pierwszym półroczu 2016, a planowo miała zakończyć się we wrześniu 2017 roku. Jednakże nadzór budowlany wstrzymał zezwolenie na budowę już kilka miesięcy temu i jak dotąd jej nie przywrócił. Aktualnie, jak usłyszeli właściciele mieszkań, wszystko jest na dobrej drodze. Oni jednak nie przestają się niepokoić.
Mieszkańcy w inwestycję włożyli pokaźny kapitał sięgający kilkaset tysięcy zł.
- Wyłożyłem z własnej kieszenie już 260 tys. zł, do wydania jeszcze kolejne 100 tys., a efektów jak nie było, tak nie ma. - żali się jeden z nabywców lokalu.
- Te pieniądze to dorobek naszego życia. W większości ludzie pobrali kredyty, żeby móc wykupić mieszkanie - mówią inni.
Niestety, jak dotąd budowa nie zakończyła się i nie zakończy. Kilka dni temu odbyło się spotkanie płocczan z inwestorem. Nastroje były bardzo napięte. Okazuje się, że od paru miesięcy przedsięwzięcie boryka się z dużymi problemami. Nadzór budowlany wstrzymał inwestycję.
Jak się dowiedzieliśmy, kłopoty zaczęły się w 2016 roku, kiedy zarzucono deweloperowi, że na terenie inwestycji panują warunki zagrażające życiu i zdrowiu pracowników budowy. Ponadto w pierwszym zaakceptowanym projekcie uwzględniono budowę 39 mieszkań, a następnie zgłoszono poprawki do projektu, w którym przewidziano powstanie 79 lokali. Mieszkańcy podkreślają, że to przez to te wszystkie problemy.
Z informacji przekazanych przez reprezentanta inwestora wynika, że nadzór budowlany wytknął łącznie 84 błędy w projekcie inwestycji. Aktualnie pozostały już tylko cztery do wyjaśnienia.
- Czy takie sprawy nie powinny być ustalane na etapie powstawania projektu? - zaoponowała mieszkanka, uzasadniając, że projektant na etapie uzyskiwania pozwolenia na budowę powinien te kwestie uwzględnić.
Mieszkańcy domagali się też od dewelopera zapewnień, że to już faktycznie ostatnie problemy i inwestycja w końcu ruszy.
- Od momentu kiedy dostaniemy decyzję, budynek zostanie przygotowany do zasiedlenia w około 6 miesięcy - zapewniał deweloper.
Mieszkańcy nie do końca dali się przekonać, podnieśli także kwestię rekompensat. Ponieważ ich pieniądze znajdują się w większości na koncie firmy, a nie na rachunkach powierniczych, powiedzieli, że skoro są w obrocie, należą im się pieniądze za stracony procent. Na to usłyszeli, że faktycznie rekompensaty będą wypłacane stosownie do wydłużającego się terminu odbioru inwestycji - aktualnie więc za 9-miesięczną zwłokę.
- A co jeśli odstąpimy od umów – zapytali przyszli mieszkańcy?
Na to deweloper odparł, że nie będzie w stanie oddać pieniędzy, bo włożył je w budowę apartamentowca i będzie zmuszony ogłosić upadłość. Apelował o to, by postępować spokojnie, a nie pochopnie. Zapewniał, że przedsięwzięcie dojdzie do skutku i nikt nie będzie z niego rezygnował.
- Chcemy dojść do porozumienia, każdy z nas ma dobrą wolę, żeby deweloper skończył budowę - powiedziała jedna z kobiet obecnych na spotkaniu. - Wszyscy na to liczymy. Chcemy się po prostu wprowadzić do naszych mieszkań.
Na chwilę obecną inwestycja pochłonęła około 8,4 mln zł, z czego 6,2 mln zł pochodzą od właścicieli. Ponad 2 mln zł włożyła sama spółka. Do zakończenia przedsięwzięcia potrzeba jeszcze 4,5 mln zł.
O sprawie będziemy informować.