- Krzysiu, zrób mi tu taką... no wiesz... taką zimną muzykę, żeby... kapujesz?" - wspomina w Aktualnościach Teatru Płockiego dyrektor Marek Mokrowiecki współpracę z Krzysztofem Misiakiem przy powstawaniu spektaklu "Dwa teatry". O muzyce, zapowiadającej się premierze i perypetiach z tym związanych, a także dlaczego nie warto w teatrze unikać "dinozaura" opowiadano w czwartek podczas konferencji prasowej.
Wystawiona miała być zupełnie inna sztuka - "Czarownice z Salem" autorstwa dramaturga Arthura Millera. Kto inny miał też reżyserować - dyrektor teatru w Gorzowie Wielkopolskim. Ostatecznie z planów wyszło tyle co nic, pozostała jedynie autorka scenografii - Aleksandra Szempruch.
- Zaczął duży remont w teatrze w Gorzowie Wielkopolskim, dyrektor przyjechać do nas nie mógł, wziąłem więc panią Aleksandrę w spadku, bo tak powinien postąpić dżentelmen - oświadczył Marek Mokrowiecki z uśmiechem.
Były trudności z uzyskaniem zgody na wystawienie sztuki, przy czym przyznaje: - "Dwa teatry" chodziły za mną od dawna. Pani Aleksandra wyjechała, zacząłem próby bez jej genialnych pomysłów. Gramy po bożemu i nie po bożemu. Po bożemu, ponieważ niczego nie dopisujemy, bo to za dobra literatura, napisana mistrzowską polszczyzną. Nie ma co się wygłupiać. Za to w scenografii odeszliśmy od oryginału, poszliśmy w symbolikę. Więcej nie zdradzę.
Aleksandra Szempruch wyjaśniała:
- Odeszliśmy od opisów zawartych w didaskaliach. Każdy przedmiot ma swoje symboliczne znaczenie
Dodatkowo za inscenizację wideo odpowiada absolwentka łódzkiej filmówki, Agata Wałachowska.
Mokrowiecki z jednej strony zdaje sobie sprawę, że "na Szaniawskiego patrzą jak na jakiegoś dinozaura", jest autorem zupełnie zapomnianym, zaś z drugiej zaś to patron płockiego teatru, którego twórczość wciąż pozostaje "żywa" w szkole podstawowej w Jadwisinie nad Zalewem Zegrzyńskim. Była wystawa, organizowali akademie i konkursy związane z twórczością autora. Wszystko nieopodal dawnego dworku, w którym żył Szaniawski. Dworek spłonął w niewyjaśnionych okolicznościach, a wraz z nim najprawdopodobniej rzeczy bezcenne, nieopublikowana spuścizna jednego z najważniejszych dramaturgów dwudziestolecia międzywojennego.
Szlaban na Szaniawskiego
Po premierze "Dwóch teatrów" w 1946 r. szybko stosunkowo okazało się, że jest problem z twórczością Szaniawskiego. - Rozpętała się wielka dyskusja. W Związku Radzieckim ukuto taki termin - realizm socjalistyczny, w skrócie socrealizm. Sztuka miała być optymistyczna, nie pokazywać żadnych wahań, tymczasem sztuki Szaniawskiego w to się nie wpisywały - opowiadał Mokrowiecki. Powstało także pogardliwe pojęcie tzw. szaniawszczyzny oznaczające coś niedopowiedzianego. - Wytknięto mu, że "Dwa teatry" to spektakl, w którym nie wiadomo o co chodzi. Sztuka powinna pokazywać trud robotnika, a tu pojawiają się jakieś zjawy. Tadeusz Łomnicki grający chłopca z deszczu do beretu dopinał sobie orzełka, tymczasem o Powstaniu Warszawskim w ogóle nie można było wspominać. Szlaban na Szaniawskiego trwał od 1949 r. do połowy lat 50. XX w., aż wreszcie zaczyna powracać do teatru telewizji i słuchowisk radiowych.
Mokrowiecki nie ukrywa także pewnej fascynacji postacią dramaturga. - Szaniawski był introwertykiem. Pod koniec życia cierpiał totalną biedę, chociaż pochodził z zamożnej rodziny ziemiańskiej. Majątek rozparcelowano, trudnił się sprzedażą płodów rolnych, na czym się w ogóle nie znał. Mając 75 lat ożenił się z malarką, która zabraniała mu z kimkolwiek się kontaktować.
Tyle co na płytę
Dwóch panów - dyrektor teatru Marek Mokrowiecki i nowy kierownik muzyczny w tym teatrze, Krzysztof Misiak - musiało się na próbach porozumieć. A tak wypowiadali się podczas konferencji:
Krzysztof Misiak: - Zrobiłem ilustrację muzyczną...
Marek Mokrowiecki: - Jaka ilustracja? Kompozycja!
Krzysztof Misiak: - Przeczytałem sztukę...
Marek Mokrowiecki: - Chwała Bogu!
Krzysztof Misiak: - Przeczytałem parokrotnie z didaskaliami. Do trwającego dwie godziny przedstawienia powstało około 50 minut muzyki. To niemal tyle, co trwa płyta. Muzyka po części jest stylowa, nawiązująca do lat 30., ale też współczesna. Jest spójna klimatycznie i produkcyjnie, nie taka od sasa do lasa. Ma oddać atmosferę przedstawienia. Jest dobrze.
Marek Mokrowiecki: - Aktorów, Magdalenę Tomaszewską i Łukasza Mąkę, nauczył grać na pianinie. Co prawda króciutko, kilka sekund, ale grają.
Krzysztof Misiak: - Jestem pewien, że sobie poradzą. A pan dyrektor kokietuje.
Marek Mokrowiecki: - A jak go pochwalę, mówi: „widzisz Zygmuś” - śmiał się dyrektor. - O czym ta sztuka opowiada? O tym, czym zajmuje się teatr. Chcę porozmawiać o fenomenie teatru, pokazać, jak się robi teatr, co się dzieje za kulisami. Widzowie oglądają jakiegoś dyrektora przygotowującego spektakl, potem dwie jednoaktówki. To w zasadzie telenowele i coś zarazem coś więcej ponad opisywane w nich zwyczajne życie. Już na pierwszej próbie zwracałem aktorom uwagę, że mimo wszystko to komedia w trzech aktach. Komedia zdecydowanie w pierwszym akcie, potem zaczyna się dramat. Szaniawskiego warto grać przynajmniej od czasu do czasu.
Premiera w najbliższą niedzielę, 7 kwietnia o godz. 19.00. Po spektaklu dowiemy się, kto w tym roku otrzyma Srebrną Maskę. Tu znajdziecie zdjęcia i wywiad z Markiem Mokrowieckim odnośnie spektaklu i samego Szaniawskiego.
Obsada spektaklu:
Dyrektor Teatru Małe Zwierciadło - Krzysztof Bień
Dyrektor Teatru Snów – Mariusz Pogonowski
Lizelotta – Julia Chętkowska
Laura – Barbara Misiun
Woźny – Marek Walczak
Chłopiec – Szymon Kołodziejczyk
Autor – Szymon Cempura
Montek – Bogumił Karbowski
Matka – Hanna Zientara-Mokrowiecka
Pani – Magdalena Tomaszewska
Leśniczy – Łukasz Mąka
Żona – Sylwia Krawiec
Andrzej – Piotr Bała
Anna – Dorota Cempura
Ojciec – Henryk Jóźwiak
Kapitan – Adam Gradowski (gościnnie)
Kobiety: Magdalena Bogdan, Katarzyna Wieczorek, Ewa Pietrzak (gościnnie)
Lekarz – Krzysztof Popczuk