W Płocku zamieszkała czteroosobowa rodzina, która przyjechał do nas z Kazachstanu. Zostawiła tam cały swój dobytek, aby rozpocząć życie od nowa. Marina Skorochodova opowiadała o tym ze łzami w oczach.
Marina Skorochodova, jej mąż Sergiej oraz dwaj synowie Kirił i Władysław to pierwsza rodzina repatriantów, która przybyła do Płocka. Prezydent Andrzej Nowakowski nie wyklucza, że będzie kolejna w ramach programu przyjmowania rodzin ze Wschodu.
- Mamy nadzieję, że dzięki wam będzie nam łatwiej przekonać innych do przyjazdu.
Rodzina przyjechała trzy dni temu, w piątek w ratuszu przywitał się z nimi prezydent. Marinie wręczył bukiet kwiatów. W Płocku zamieszkali w mieszkaniu o powierzchni 52 metrów kwadratowych, które przygotował im Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej.
- W środku jest standardowe wyposażenie – mówił zastępca dyrektora MOPS, Cezary Dusio.
Na początek otrzymają wsparcie finansowe. Teraz czeka ich urządzenie się w nowym miejscu.
- Kirił uczył się w technikum kolejowym, u nas nie ma takiej szkoły – wyjaśniał wiceprezydent Roman Siemiątkowski.
Dlatego zdecydowano, że rozpocznie naukę w Zespole Szkół Zawodowych im. Marii Skłodowskiej-Curie (czyli w "Elektryku"). Najmłodszy Władysław pójdzie do gimnazjum. Mąż Mariny, Sergiej dotychczas był spawaczem. Aby mógł pracować w zawodzie, przejdzie kurs, który pozwoli na uzyskanie uprawnień i rozpoczęcie pracy w Polsce. Z kolei Marina ma już pewne doświadczenie w handlu. Wiceprezydent obiecywał, że otrzyma pomoc w znalezieniu zatrudnienia.
Prezydent próbował nakłonić wszystkich do rozmowy. Jednak to Marina w zasadzie odpowiadała na wszystkie pytania, nie chciała posłużyć się językiem polskim (korzystano z usług tłumacza). - Zna język polski, ale jeszcze się wstydzi – dodawano.
- Chłopcy lubią piłkę nożną. W Płocku mamy Ekstraklasę. Przyjdziecie na mecz? - pytał ich Andrzej Nowakowski, lecz Kirił i Władysław byli bardzo speszeni sytuacją.
Marina dziękowała za tak ciepłe przyjęcie w Płocku.
- Mamy wszystko, czego potrzebujemy – zapewniała. - Bardzo przeżywamy przeprowadzkę. Ciężko nam było wyjechać, tak wiele zostawiliśmy – przyznała ze łzami w oczach, na co Andrzej Nowakowski odparł, że "prezydent też człowiek".
Liczą, że szybko zaaklimatyzują się w nowym otoczeniu. Kobieta opowiadała o rodzinie. - Moich dziadków zesłano w 1938 roku z Ukrainy do Kazachstanu, dopiero w 2004 roku udało im się powrócić do Krakowa. Dziadek już nie żyje, w Krakowie pozostała nam już tylko babcia. Mam trzech braci. Mieszkają na Śląsku, w Tomaszkowie i w Warszawie, w Kazachstanie zostaliśmy już tylko my. Mieszkaliśmy 12 km od Ałma Aty. Uczyliśmy się w polskiej szkole, był tam także polski ksiądz. To brat namówił nas do podjęcia decyzji o wyjeździe.
[ZT]11549[/ZT]
Miasto otrzymało na przyjęcie rodziny 160 tys. zł z rezerwy celowej w w państwowym budżecie z przeznaczeniem na pomoc repatriantom (wcześniej była stosowna uchwała rady miasta).
Za repatrianta przyjmuje się osobę deklarującą narodowość polską, przy czym co najmniej jedno z rodziców lub dziadków powinno być narodowości polskiej. Taka osoba musi też wykazać związek z polskością. Jeśli przesłanki się zgadzają i będzie przyrzeczenie wydania wizy repatriacyjnej od polskiego konsula w kraju zamieszkania, nie ma przeszkód, aby jej nie zarejestrować w systemie "Rodak" prowadzonym przez MSWiA. Zaproszenie dla rodzin mieszkających w krajach byłego bloku sowieckiego (z Armenii, Azerbejdżanu, Uzbekistanu, Turkmenistanu, Gruzji) pozostanie ważne do 2017 roku, później ewentualnie trzeba będzie ponowić uchwałę.
[ZT]12077[/ZT]