Płocczanie częściej niż mieszkańcy innych miast umierają na raka płuc i oskrzeli. Dlaczego? Czy w Płocku panuje zmowa milczenia? Co możemy zrobić, by ją przełamać? Porozmawialiśmy na ten temat z przewodniczącym rady miasta Arturem Jaroszewskim.
Portal Płock: Pana interpelacje i zainteresowanie tematem płockiego powietrza i jego wpływu na zdrowie płocczan odbiły się szerokim echem wśród płocczan. Wiele osób dziękuje panu za zaangażowanie w tę sprawę. Inni sądzą niestety, że to głos wołającego na pustyni. Pana zdaniem Ratusz powinien na poważnie zająć się tą kwestią. A co możemy zrobić? My, mieszkańcy i wy, radni?
Przez wiele miesięcy, a nawet lat, poruszaliśmy się w sferze przypuszczeń. Teraz, z pomocą danych Krajowego Rejestru Nowotworów, mamy namacalne dowody w postaci wiarygodnych liczb. Co możemy zrobić? Na pewno nagłaśniać temat i domagać się skutecznych, a nie pozorowanych działań ze strony instytucji ustawowo odpowiedzialnych za ochronę środowiska i zdrowie mieszkańców. Bardzo ważne będzie mocne wsparcie ze strony lokalnych mediów. Ponieważ mam sygnały poparcia od wielu osób, w tym ze strony radnych różnych opcji politycznych, wiem już, że nie jestem "głosem wołającego na pustyni". Moje propozycje dalszych działań zawarłem w kilku interpelacjach. Najważniejsze to doprowadzenie do niezależnych profesjonalnych badań płockiego powietrza i jego wpływu na zdrowie mieszkańców, najlepiej z pomocą środków unijnych.
Resort zdrowia, miasto, NFZ zasłaniają się brakiem danych na temat zachorowalności na raka. Jedyne informacje udało się Panu uzyskać w GUS-ie. Te zatrważają. Jednocześnie służby odpowiedzialne za ochronę środowiska zapewniają, że wszystko jest w porządku. To zmowa milczenia czy co?
To, że NFZ i Ministerstwo Zdrowia nie zauważają lub nie chcą zauważyć specyfiki stanu płockich płuc, nie najlepiej świadczy o tych instytucjach. Chyba ma Pani dużo racji mówiąc o wieloletniej zmowie milczenia na ten temat. Ale smutne jest również to, że Urząd Miasta na przestrzeni wielu lat nie poszukiwał takich danych porównawczych.
Niedawno wojewoda ostrzegał o szkodliwych dla zdrowia pyłach nad Mazowszem. Radził nawet, by jesienią i zimą, gdy stężenie rakotwórczych substancji jest największe, ograniczyć spacery! Jednocześnie w rozmowie z nami przedstawiciel warszawskiego WIOŚ zapewnia, że to nie Orlen jest głównym winowajcą, ale tzw. niska emisja związana z opalaniem węglowym domów przez mieszkańców i komunikacja samochodowa. Nie wierzy Pan tym zapewnieniom. Dlaczego?
Wygląda na to, że niektóre instytucje budzą się z długiego wieloletniego snu. Jeszcze kilka lat temu przedstawiciel WIOŚ zapewniał, że niska emisja z przydomowych pieców w Płocku jest nieporównywalnie mniejsza niż w innych miastach. I z tym się akurat zgadzam. W Płocku jest stosunkowo dobrze rozbudowana miejska sieć ciepłownicza, dzisiaj zarządzana przez Fortum. Przydomowe paleniska węglowe są zdecydowanie większym problemem dla miast Śląska i Krakowa. A mimo wszystko tam umieralność na nowotwory płuc i oskrzeli jest mniejsza niż w Płocku. Czyli czynnikiem rakotwórczym w Płocku jest coś innego! I tu wracamy do pani pytania o "zmowę milczenia".
Kilkanaście lat temu po modernizacji skreślono Petrochemię z listy największych trucicieli w Polsce. Część lekarzy uważała wtedy, że to błąd. To był błąd? Co to zmieniło?
Nadzór nad poziomem emisji zanieczyszczeń największych emitentów sprawują w Polsce Wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska. Przez lata dane te były poufne. Możemy się domyślać, jak "zdrowi" byli wówczas płocczanie. Nie znam szczegółów i uwarunkowań, dotyczących skreślenia w latach dziewięćdziesiątych dawnej Petrochemii z tzw. "Listy 80 największych trucicieli". Proces ten przebiegał pod nadzorem Głównego Inspektora Ochrony Środowiska. Firmy-truciciele, po zrealizowaniu programu naprawczego, warunkowo skreślane były z Listy. Na pewno poziom emisji z płockiej rafinerii i petrochemii jest dzisiaj niższy niż 20 lat temu. Ale zwracam też uwagę na obowiązujące dzisiaj, a wynikające z prawa unijnego, dużo bardziej rygorystyczne normy, dotyczące zanieczyszczeń powietrza.
Wyszedł pan z propozycją zorganizowania konferencji naukowej na temat najwyższego w Polsce wskaźnika umieralności na nowotwory płuc i oskrzeli. Wyprzedzamy pod tym względem takie miasta około 100-tysięczne jak Chorzów czy Ruda Śląska. Czy wie pan, aby w Płocku prowadzono jakieś badania na temat zdrowotnych skutków poza statystyką, którą prowadzi najwyraźniej tylko GUS? Jakby pan widział taką konferencję?
Z moich rozmów z płockimi lekarzami wynika, że nie są prowadzone w Płocku takie badania. Wiele lat temu, w latach siedemdziesiątych, prowadził je doktor Tadeusz Garlej, a w latach dziewięćdziesiątych doktor Waldemar Kujawa. A co do konferencji - powinni ją przygotować fachowcy w dziedzinie zdrowia i środowiska. Na pewno duże pole do popisu stoi tu przed Wydziałem Zdrowia i Wydziałem Kształtowania Środowiska Urzędu Miasta Płocka. Na konferencji powinny zostać zaprezentowane najnowsze wiarygodne porównawcze dane statystyczne, dotyczące umieralności i zachorowalności na raka płuc i oskrzeli. Następnie zaproszeni eksperci - w tym lekarze onkolodzy - przy udziale przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia, Ministerstwa Środowiska, Wojewody, Marszałka Województwa, WIOŚ i oczywiście władz Płocka oraz PKN ORLEN, powinni podyskutować o przyczynach.
Wiceprezydent Roman Siemiątkowski twierdzi, że w tym roku nie ma pieniędzy na taką konferencję. Zamierza pan forsować ten pomysł nadal?
Tak, ale jestem też otwarty na inne pomysły fachowców, np. Płockiej Okręgowej Izby Lekarskiej. Na ostatniej Komisji Gospodarki Komunalnej zapytałem prezesa spółki miejskiej CIFAL, czy widzi możliwość zorganizowani takiej konferencji przez jego spółkę, która organizuje podobne spotkania. Usłyszałem, że już nad tym pracują.
Stawia pan dwa publiczne pytania. Jedno jest do lekarzy płockich o to, na co jeszcze umieramy częściej (sami płocczanie, zapewne intuicyjnie, wskazują na większą liczbę poronień niż w innych miastach), drugie jest do WIOŚ o to, co jest takiego w płockim powietrzu, że umieramy częściej na raka płuc i oskrzeli niż inni Polacy. Zastrzega pan jednocześnie, że nie obchodzą pana „bajki” o smogu komunikacyjnym i paleniu byle czym w przydomowych paleniskach. Tymczasem taka właśnie jest od lat linia WIOŚ. Czego się pan spodziewa? Że WIOŚ nagle zacznie mówić co innego? I co by to miało być?
Takie argumenty WIOŚ to właśnie owe "bajki". Gdyby były prawdziwe, liderem wskaźników umieralności na raka płuc i oskrzeli byłyby miasta Śląska i Kraków, a tak nie jest. Co więcej – według danych Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, czyli zwierzchnika WIOŚ, Płocka nie ma w czołówce miast najbardziej zanieczyszczonych pyłem PM10. A główne składowe PM10 to właśnie emisja z przydomowych spalarni oraz spaliny samochodowe. Zatem przyczyna jest inna! W mojej ocenie jest tylko jeden czynnik, wyróżniający Płock od innych polskich miast pod kątem środowiska - lokalizacja największego w tej części Europy kompleksu rafineryjno-petrochemicznego.
Jakie są konsekwencje uznania, że nie tylko opalanie domów i spaliny samochodowe są odpowiedzialne za choroby płocczan? Czy są to większe pieniądze na opiekę lekarską, programy ochrony środowiska?
Bezwzględnie powinny być. Niestety, na razie ani WIOŚ ani instytucje nadzorujące zdrowie, nie odpowiedziały na pytanie, co jest prawdziwą przyczyną rekordowej umieralności płocczan na raka płuc i oskrzeli. A bez właściwej diagnozy trudno pisać programy naprawcze. Co do potrzeby większych środków na opiekę lekarską w miastach czy powiatach bardziej narażonych, jest to dla mnie oczywiste. Tyle, że najwyraźniej Ministerstwo Zdrowia i NFZ mają inne zdanie na ten temat.
Płocczanie skarżą się, że sytuacja nie przedstawia się zbyt ciekawie również jeśli chodzi o leczenie nowotworów. Jedyny w Płocku oddział onkologiczny funkcjonuje w niedawno wybudowanym pawilonie w szpitalu na Winiarach, który ściśle współpracuje z Centrum Onkologii w Warszawie. Rocznie leczy się tam około 2 tys. pacjentów cierpiących na choroby nowotworowe. Poza nim na Winiarach działają także dwa oddziały chirurgii ogólnej i onkologicznej. Czy uważa pan, że opieka dla pacjentów onkologicznych jest wystarczająca?
Nie jestem właściwym adresatem tych pytań. Fachowcami w tej dziedzinie są lekarze oraz menadżerowie i urzędnicy, nadzorujący służbę zdrowia. Ale bez wątpienia miasta i powiaty z największą liczbą zachorowań i zgonów na nowotwory powinny mieć zapewnioną przez państwo polskie szczególną opiekę specjalistyczną. A smutne dane Krajowego Rejestru Nowotworów są następujące: w latach 1999-2012 na nowotwory zmarło 4343 mieszkańców Płocka i 3804 mieszkańców powiatu płockiego.
Czytaj też: