reklama

Transport pacjenta zajmuje 3 dni. Wielkie problemy w szpitalach. - System po prostu nie działa

Opublikowano:
Autor:

Transport pacjenta zajmuje 3 dni. Wielkie problemy w szpitalach. - System po prostu nie działa - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościOba płockie szpitale borykają się z problemami związanymi z pandemią koronawirusa. Sanepid jest w zasadzie sparaliżowany, podobnie jak transport pacjentów z COVID-19. O sytuacji epidemiologicznej w Płocku dyskutowano na sesji rady miasta.

Oba płockie szpitale borykają się z problemami związanymi z pandemią koronawirusa. Sanepid jest w zasadzie sparaliżowany, podobnie jak transport pacjentów z COVID-19. O sytuacji epidemiologicznej w Płocku dyskutowano na sesji rady miasta. 

- Sytuacja epidemiologiczna w Płocku jest chyba taka sama, jak w całej Polsce, czyli zła i coraz gorsza - zaczął prezydent Andrzej Nowakowski. 

Prezydent poinformował, że Sanepid w tym momencie nie działa i w zasadzie nie jest pełnić swojej funkcji. Andrzej Nowakowski rozmawiał na ten temat z wojewodą mazowieckim, Konstantym Radziwiłłem. Być może funkcje przejmie inny sanepid. 

- Z dobrych informacji jest taka, że wszystkie miejskie inwestycje działają. Urząd miasta w systemie zdalnym. W DPS-ie mieliśmy niedawno ognisko, ale tylko w jednej z trzech stref. Osoby, które zostały zarażone, zostały wówczas przewiezione do Siedlec, bo ten szpital zajmuje się opieką nad osobami chorymi psychicznie i zakażonych koronawirusem. Większość z nich przybywa tam do dziś. Pozostali pracownicy i pensjonariusze są w dobrym stanie. 

[ZT]26755[/ZT]

Bójki przed punktem drive-thru

Nieciekawa jest sytuacja miejskiego szpitala św. Trójcy, który jest placówką I stopnia. Czyli taką, która powinna mieć miejsca tylko dla podejrzanych pacjentów, a po potwierdzeniu COVID-19 odsyłać ich dalej, jak choćby na Winiary, które też są przeciążone. Jak mówił Paweł Sobieski, dyrektor ds. lecznictwa w szpitalu św. Trójcy, system po prostu nie działa. 

- Mamy pięć miejsc dla pacjentów z podejrzeniem. Badamy ich i po potwierdzeniu powinniśmy ich oddać do szpitala przeznaczonego do leczenia COVIDU. Pacjent wyjechał od nas dziś rano, po sześciu dobach od potwierdzenia. Drugi pacjent leży trzy doby i miejmy nadzieję, że dziś wyjedzie. Na psychiatrii mieliśmy dwóch pacjentów, z czego jeden wczoraj wieczorem wyjechał - tłumaczył sytuację Sobieski. - Dlaczego system nie działa? Są straszne problemy. Oddanie pacjenta jest w zasadzie niemożliwe, bo wszystkie szpitale wyższego rzędu po prostu są zapchane. Po drugie, jak znajdzie się miejsce, to system transportowy jest niewydajny. Pacjent z psychiatrii czekał trzy doby na transport. 

Sytuacja epidemiologiczna placówki jest zła. Oddział pediatryczni jest zamknięty - zakażonych jest trzech lekarzy i pielęgniarka. Przyjęcia na psychiatrię zostały wstrzymane - zarażonych jest dwóch pacjentów. Na pododdziale rehabilitacji zakażone dwie osoby z personelu, więc pacjenci są sukcesywnie wypisywani po przebadaniu. 

- Na oddziale interny mieliśmy rano dwóch pacjentów z potwierdzonym koronawirusem, na odcinku pre-covid, gdzie przebywają pacjenci z podejrzeniem. Z tym że jeden z pacjentów leży tam sześć dób po potwierdzeniu. Taką mamy sytuację w tej chwili i wydaje mi się, że za chwilę będziemy mieli gorszą - mówił Paweł Sobieski.

Zapewniał też, że szpital wspiera sanepid i sam wykonuje badania. Ma to przyspieszać procedurę. Jest też punkt drive-thru. 

- Przez ostatnie dni działy się tam dantejskie sceny, ludzie bili się na ulicy. Interweniowała policja - mówił. - W kolejce stoi nawet po 200 osób, ale mamy swoje ograniczenia techniczne - personalne i laboratoriów. Laboratoria, które zgodzą się wziąć 150 próbek, chcą żeby je dostarczyć np. do godz. 16:00. Musimy je dostarczyć w terminie, one nie mogą czekać na drugi dzień. 

Prezydent Nowakowski przyznał, że bardzo szybko rośnie liczba osób ze skierowaniem na test. 

- Szpital podjął się, na zlecenie Narodowego Funduszu Zdrowia, tego zadania. NFZ za godzinę funkcjonowania drive-thru płaci 80 złotych. Szpital robi to z misją i obowiązkiem, że nie można zostawić mieszkańców Płocka - mówił prezydent. - Problemy pojawiły się przez ostatnie 2 dni. Mimo iż punkt miał działać przez dwie godziny, działał przez trzy-cztery. Za to pieniędzy już nie dostanie pieniędzy. To symboliczna kwota. Ostatnie dni to ponad 100 testów dziennie. 

[ZT]26760[/ZT]

Spora część personelu szpitala przy Kościuszki jest też na kwarantannie lub zwolnieniach lekarskich. W poniedziałek ma zostać otwarty nowy drive-thru - w "Medice" przy Chemików i dr Sobiesiak upatruje w tym rozładowania kolejki. System nie stanie się jednak wydajny z dnia na dzień.  Jak mówił Sobiesiak, zdarzały się sytuacje, kiedy wyniki przychodziły po tygodniu, bo laboratoria się zatykały. 

- Wszyscy pracownicy mają jakąś wytrzymałość, maszyny swoją przepustowość. W niektórych laboratoriach występowały awarie - tłumaczył Sobiesiak. - Pobranie próbki też nie jest takie proste, jak każdy sobie wyobraża. 

Jak tłumaczył, są też problemy z przekazywaniem wyników. Laboratorium wpisuje wynik na stronie internetowej, ale na stronie lekarzy rodzinnych może pojawić się po kilkunastu godzinach. 

- Są niewydolni administracyjnie i stąd jest zamieszanie. Lekarz rodzinny czy sanepid nie mogą podjąć decyzji, bo nie ma jej w systemie elektronicznym. Jak mamy wynik w formie papierowej, staramy się go jakoś wydać, ale to też nie jest proste. Jak ktoś ma dodatni, to co, przyjdzie do nas: "dzień dobry", my go wydamy, a on przyjedzie autobusem? Lekarze rodzinni donoszą, że od wczoraj w systemie rządowym, jak zleci się pacjentowi test, to system wrzuca człowieka w kwarantannę. Ludzie nawet nie wiedzą, że są w kwarantannie - mówił. - Moim zdaniem system po prostu nie działa - powtarzał. 

Wskazywał też, że sama architektura budynków powoduje zagrożenie, bo np. nie ma śluz. Szpital św. Trójcy zwyczajnie nie jest przystosowany do leczenia chorób zakaźnych. 

Na nieudolność systemu, na swoim przykładzie, wskazywał też radny Tomasz Kominek, który poddał się autokwarantannie po kontakcie za zakażoną osobą. 

- Ministerstwo narzuca, że proces kwarantanny powinien trwać 10 dni. Ja po 10 dniach, nie dostałem żadnego telefonu, żeby ktoś "zablokował" mnie od czynności zawodowych i tak dalej. Sam postanowiłem wszystkie  procesy przeprowadzić, ale ja mam po 1. do tego możliwości, po 2. chcę być odpowiedzialny za wszystkich ludzi, z którymi mam kontakt. Narzuca się jednak pytanie: ile osób nie ma możliwości żeby poddać się autoizolacji, tylko mając wysokie prawdopodobieństwo zakażenia, nie są w stanie się "wyłączyć", powiedzieć prawdy swojemu pracodawcy? Jeśli to tak dalej będzie wyglądało, będzie to jedną, wielką fikcją. Ci ludzie normalnie chodzą po ulicy, sklepach i zarażają - wskazywał Kominek. 

Szpital polowy przy Winiarach? 

W Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym niezmiennie przebywa 84 pacjentów z potwierdzonym COVID-19, a kolejnych 49 czeka na wynik w izolatkach. Stanisław Kwiatkowski, dyrektor Winiar, poinformował, że w Płocku ma powstać szpital polowy na 200 łóżek w porozumieniu z PKN ORLEN.  

- Oczywiście, przy tak mocnym partnerze jak PKN ORLEN szpital na pewno powstanie. Praktycznie nieosiągalna jest kwestia personelu - lekarskiego, pielęgniarskiego, laboratoryjnego, farmaceutycznego czy pomocniczego, bo rynek pracy lekarzy i pielęgniarek w Płocku praktycznie nie istnieje. I to największe zagrożenie, o którym informowałem na wczorajszej wideokonferencji z zarządem i pracownikami PKN ORLEN - mówił dyrektor.

Dyrektor wskazywał na pułapki tworzenia szpitala polowego i przepłacania personelu i obawiał, że jeśli personel otrzyma podwójną-potrójną stawkę, taki szpital jak Winiary po prostu przestanie istnieć, bo nie będzie komu leczyć schorzeń kardiologicznych, neurologicznych czy ortopedycznych. 

- To dopiero będzie farsa - komentował. 

Jak przekazał dyrektor Winiar, na konferencji z marszałkiem województwa pojawiła się informacja o poleceniu wojewody, które nakazuje szpitalom przekształcenie 30% łóżek w dedykowane dla pacjentów z COVID-19. W przypadku Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego byłoby to ok. 250 łóżek. 

- Największy problem to transport. Jedna karetka "Covidowa" na taką pandemię jest po prostu niewystarczająca. Żeby przewieźć pacjenta na badanie tomografem z oddziału zakaźnego do budynku głównego [w linii prostej to nie więcej niż 300 metrów - przyp. autora] trzeba czekać 3 dni. Personel musi się ubrać, zdezynfekować, są inne zlecenia. To jest po prostu katastrofa. Niby od 1 listopada ma być druga karetka, ale to nadal kropla w morzu - komentował Kwiatkowski. 

[ZT]26749[/ZT]

Izolatorium w Koszelówce 

Wydaje się, że kwestia izolatorium została rozwiązana. Izolatorium na 76 łóżek ma powstać w Koszelówce, w ośrodku "Zacisze-BIS". 

- Do dziś nie mogliśmy znaleźć lekarza. Prawdopodobnie dziś podpiszę umowę z ośrodkiem, bo wydaje mi się, że udało mi się znaleźć lekarza. Za odpowiednie wynagrodzenie, ale nikt teraz kosztów nie liczy. Trzeba tylko załatwić problem. 76 łóżek to dużo i myślę, że w ciągu 48 godzin izolatorium będzie zasłane - przewidywał Kwiatkowski. 

Izolatorium to miejsce, w którym przebywają osoby z potwierdzonym zakażeniem koronawirusem, ale nie mają warunków do odbycia kwarantanny. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE