Pracownicy i związkowcy MOPS-u: zrobili nam nalot jak na koloniach, wyrzucili na korytarz osobiste rzeczy! Dyrekcja: Dbamy o bezpieczeństwo i higienę. Ośrodek to nie sklep obuwniczy, by trzymać pod biurkiem 13 par butów!
W relacjach obu stron zgadza się właściwie jedynie data. 11 lipca specjalna komisja powołana przez szefostwo Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Płocku po południu, gdy pracowników nie było już w biurach budynku przy Wolskiego dokonała niezapowiedzianej kontroli pomieszczeń.
Jak wyglądała ta kontrola? Pracownicy, a także radna Wioletta Kulpa, która interpelowała w tej sprawie, oraz Stanisław Szkopek z Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w MOPS Płock są oburzeni. Według ich relacji, dyrekcja po ciuchu zarządziła kontrolę, a pracownicy, którzy przyszli nazajutrz do pracy, zastali w swoich pokojach krajobraz jak po nalocie na koloniach. Osobiste przedmioty takie jak ramki ze zdjęciami, obrazki, kwiaty doniczkowe, a nawet prywatne wentylatory czy półki zamontowane na ścianach zostały usunięte z biurek, ścian i parapetów, część rzeczy wyniesiono na korytarz. Nie da się ukryć, że pracownicy poczuli się bardzo nieswojo. - W moim przekonaniu podobne czynności w ogóle nie powinny mieć miejsca, stanowczo mają znamiona mobbingowe, które stawiają w bardzo złym świetle dyrekcję MOPS w Płocku - uważa radna Kulpa. A Stanisław Szkopek dodaje: - Jeśli dyrekcji przeszkadzało, że ktoś ma na biurku zdjęcie albo figurkę, a na ścianie obrazek, to przecież można to było jakoś inaczej załatwić! Choćby przez wydanie odpowiedniego zarządzenia do bezpośrednich kierowników działów. To chyba bardziej cywilizowany sposób niż takie naloty! I to w ośrodku, który ma pomagać ludziom!
Z czego wynikała kontrola? Zdaniem naszych rozmówców, oficjalnie chodziło o bezpieczeństwo i higienę pracy, ale że trudno uznać, by kwiatek doniczkowy lub równie groźna ramka narażała życie lub zdrowie, podejrzewają, że jest inny, mniej oficjalny powód. Radna Kulpa w swojej interpelacji pyta wprost: czy takie działania są skutkiem podjęcia przez związkowców w MOPS-ie decyzji o wejściu w spór zbiorowy z pracodawcą?
Jak z kolei wyjaśnia Stanisław Szkopek, ta decyzja ma związek z odmową przyznania podwyżek. - Mieliśmy spotkanie z pracodawcą w tej sprawie, pytaliśmy, jakie są szanse na jakikolwiek - choćby niewielki - wzrost wynagrodzeń - opowiada związkowiec. - Okazuje się, że żadne, choć z tego, co wiem, niektórzy pracownicy np. miejskich spółek dostali podwyżki. Dlatego musieliśmy się zdecydować na taki krok. A tydzień później była „kontrola”.
MOPS: Nie chodziło o prywatne rzeczy
Cezary Dusio, pełniący obowiązki zastępcy dyrektora MOPS, też jest oburzony - jak mówi, zupełnym niezrozumieniem obowiązków i uprawnień dyrekcji i nieznajomością przepisów Kodeksu Pracy i ustaw. Wyjaśnia, że o prywatne rzeczy w ogóle nie chodziło, a cała sprawa została mocno rozdmuchana. I z całą pewnością kontrola nie miała związku ze sporem zbiorowym, bo formalnie rzecz biorąc - nic takiego nie miało miejsca. - Znamy postulaty związkowców odnośnie podwyżek, ale do tej pory jako pracodawca nie dostaliśmy na biurko żadnych żądań, więc o wejściu w spór zbiorowy nie ma na razie mowy- wyjaśnia Cezary Dusio.
Czemu miała więc służyć ta kontrola? Jak tłumaczy p.o. wiceszefa MOPS-u, komisja złożona z behapowca, kierownika działu administracyjnego i specjalisty od ochrony danych osobowych miała sprawdzić przede wszystkim, czy w ośrodku nie łamie się ustawy o ochronie danych osobowych, co - jak podkreśla Dusio - wcześniej się zdarzało. - Eliminowanie nieprawidłowości jest możliwe m.in. dzięki niezapowiedzianym kontrolom, przecież gdybyśmy powiedzieli, że o tej i o tej godzinie sprawdzimy, jak wygląda np. ochrona danych osobowych, wszyscy mieliby uporządkowaną dokumentację i czyściutkie biurka - mówi Dusio. - Teraz też ujawniliśmy pewne nieprawidłowości. Nie wyciągnęliśmy konsekwencji wobec pracowników, ale wiemy, nad czym trzeba pracować.
Czyli nikt nie wyrzucał prywatnych rzeczy na korytarz, nie przeszukiwał biurek, nie usuwał kwiatków doniczkowych? - To są słowa przeciwko słowom - mówi wiceszef MOPS-u. - Owszem, mogło się zdarzyć, że jakaś ramka się przewróciła, gdy członkowie komisji zabezpieczali zostawioną lekkomyślnie na biurku pełną, otwartą dokumentację osoby korzystającej z pomocy ośrodka, co jak wiadomo jest bezprawne. Ale na pewno nikt złośliwie niczego nie wyrzucał. Ale z drugiej strony czy można pozwolić, by pracownik trzymał pod biurkiem 13 par butów? To jest ośrodek pomocy społecznej, a nie sklep obuwniczy!
Zdemontowano też półkę, dlatego że - jak tłumaczy Cezary Dusio - wisiała nad głowami pracowników. - Gdyby pracownikom coś się stało w czasie pracy, bylibyśmy za to odpowiedzialni - wyjaśnia. - Tak też było z prywatnymi wentylatorami - nie miały zabezpieczonych śmigieł, brakowało np. kratki. Pani radna w interpelacji proponuje, by w takim razie to MOPS zakupił wentylatory, skoro nie pozwalamy przynosić własnych, więc chyba nie wie, że wszystkie pomieszczenia od słonecznej strony zgodnie z przepisami są w nie wyposażone.
Wiceszef MOPS-u nie zamierza rezygnować z niezapowiedzianych kontroli. Zapowiada za to, że do udziału w kolejnych zostaną zaproszeni również związkowcy.
Szef zrobił nalot jak na kolonii. Słusznie?
Opublikowano:
Autor: Małgorzata Rostowska
Przeczytaj również:
WiadomościPracownicy i związkowcy MOPS-u: zrobili nam nalot jak na koloniach, wyrzucili na korytarz osobiste rzeczy! Dyrekcja: Dbamy o bezpieczeństwo i higienę. Ośrodek to nie sklep obuwniczy, by trzymać pod biurkiem 13 par butów!
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.
e-mail
hasło
Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE