reklama

Szef delegatury napisał książkę fantasy

Opublikowano:
Autor:

Szef delegatury napisał książkę fantasy - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościZ Radosławem Lewandowskim, kierownikiem płockiej delegatury Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego, porozmawialiśmy o jego debiucie literackim. Dlaczego urzędnik napisał książkę fantasy?

Z Radosławem Lewandowskim, kierownikiem płockiej delegatury Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego, porozmawialiśmy o jego debiucie literackim. Dlaczego urzędnik napisał książkę fantasy?

Zapowiada się pasjonujący wieczór, bo „Yggdrasil. Struny czasu” to najwyższych lotów literatura fantasy. W rozmowie z Portalem Płock autor książki zdradził swoje literackie fascynacje. W latach dziecięcych były to: „Podróż do wnętrza ziemi” i „Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi” Julesa Verne'a, „Wehikuł czasu” Herberta George'a Wellsa, „Opowiadania o Conanie” Roberta Howarda, „Władca Pierścieni” Johna Tolkiena, cykl „Ziemnomorze” Ursuli K. Le Guin oraz „W jądrze Galaktyki” i „Dalekie szlaki” Siegieja Sniegowa.

Kiedy zaczął dorastać, krąg jego ulubionych lektur powiększył się o kolejne pozycje: „Smoka i Jerzego” Gordona J. Dicksona, „Gildię Magów” Trudi Canavan, „Brygadę Śmierci” Margaret Weis i Dona Perrina, „Jeźdźców Smoków” Anne Mc Caffrey, cykl „Starfire” Dawida Webera, „Trylogię Gigana” Jamesa P. Hogana, „Wiedźmina” Andrzeja Sapkowskiego cykl „Legion” Harry'ego Turtledove'a oraz „Diuna” Franka Herberta.

Listę ulubionych lektur Radosława Lewandowskiego dopełniają „Gra o tron” R. R. Martina, „Fundacja” Isaaca Asimowa oraz „Planeta Śmierci” i „Stalowy Szczur” Harry'ego Harrisona.

Kiedy czyta się „Yggdrasil. Struny czasu”, nietrudno domyślić się, że Radosław Lewandowski z chęcią sięgał również po „Starą Baśń” Józefa Ignacego Kraszewskiego. To właśnie on zainspirował autora do usytuowania jednego z powieściowych passusów w miejscu, gdzie ziemia Polaków graniczyła z terenami Niemych. I to właśnie Niemi, dowodzeni przez mężnego Alvara, zaatakowali osadę, której przywódcą był Sławoj. Napad mógłby się skończyć dla sławojowej osady tragicznie, gdyby nie fakt, że akurat w tym czasie stacjonowała w niej grupa Wikingów, która akurat dziwnym zbiegiem okoliczności znalazła się w centrum bitwy.

Kiedy Niemi zostali pokonani i wydawało się, że nic złego wydarzyć się już nie może, cała wieś została niespodziewanie przeniesiona w okres paleolitu środkowego. To były okrutne czasy, w których na ośnieżonych równinach dzisiejszej Europy spotkać można było poruszające się stadami renifery i dzikie konie. Ale również drapieżniki. A nade wszystko mamuty, nazywane wędrowcami

Jak radzić sobie w zupełnie obcym świecie, w którym nie można być pewnym tego, co będzie tuż za najbliższym drzewem czy zakrętem. Wikongowie Eryka, Niemi Alvara oraz Polacy Sławoja muszą w tej sytuacji zakopać wojenne topory i nauczyć się ze sobą współpracować. Czy to się uda? Czy uda się przetrwać w skrajnie ciężkich warunkach? I to wszystko ma wspólnego z rokiem 3997? Kto chce się tego dowiedzieć, powinien jak najszybciej wczytać się w literacki debiut Radosława Lewandowskiego.

A kto chce osobiście poznać nową gwiazdę polskiej literatury fantasy i posłuchać fragmentów jego pierwszej powieści czytanych przez Mariusza Pogonowskiego, powinien w czwartek 20 czerwca o 18 wybrać się do Książnicy Płockiej.

Zanim wybierzecie się państwo do Książnicy, zapraszamy do przeczytania naszej rozmowy z Radosławem Lewandowskim.

Jak długo trwała praca nad powieścią „Yggdrasil. Struny czasu”?
Myślę, że ze wszystkimi przerwami to były trzy lata. Zaczynałem pisać, później czytałem jakąś dobrą książkę i popadałem w zwątpienie. Zaczynałem dochodzić do wniosku, że jest wielu wybitnych mistrzów gatunku, po których ja mógłbym co najwyżej światło zgasić. W końcu jednak mi przeszło i zdołałem dokończyć pisanie. Później ponad rok trwał etap dojrzewania. Odłożyłem wszystko na półkę, a po miesiącu przeczytałem wszystko jeszcze raz, aby wywalić to, co było niepotrzebne i dopisać to, co uznałem za stosowne. Wysłałem książkę do jakiegoś wydawcy. Zanim otrzymałem informację zwrotną, pojawiły się kolejne zmiany, poprawki.

Więcej było tego, co pan wyrzucił, czy tego, co pan dopisał?
Więcej było tego, co wyrzuciłem. Ale jednocześnie w to miejsce coś dopisałem, uszczegółowiłem. Chciałbym, aby główne postaci stały się bardziej wyraźne, bo początkowo były dość blade. Niedawno czytałem niezłą książkę nowego polskiego autora. Fajnie się ją czytało, ale odniosłem wrażenie, że za dużo było w niej szczegółów. Wydaje mi się, że autor nie może wtłaczać zbyt wielu informacji. Dużo więcej dziać się powinno w głowie czytelnika. Trzeba dać mu pole do działania. Kto ma chociaż trochę wyobraźni, na pewno sobie poradzi.

U pana najwięcej szczegółów pojawia się w pierwszej fazie, kiedy czytelnik jest jeszcze w przyszłości.
Ta część mojej powieści ma uwiarygodnić wszystko, co wydarzy się w dalszej części powieści. Uznałem, że chcę napisać o czymś, co da się uwiarygodnić. Że wszystko, co opisałem w książce, jest możliwe. Nawet fantastyka musi być w mniejszym lub większym stopniu wiarygodna. Inaczej po prostu źle się ją czyta. Stąd taki właśnie a nie inny początek. Później jest już nieco inaczej. Kiedy czytelnik przenosi się w czasy, gdy powstawało państwo polskie, potrzebna mi była głównie wiedza historyczna. Musiałem analizować zwyczaje i wierzenia Słowian i Wikingów z tamtych czasów. Wszystkim wydaje się na przykład, że Wikingowie nosili hełmy z rogami. Tymczasem wcale tak nie było. Mieli zupełnie normalne nakrycia głowy. Ale skoro łupili wszystko i wszystkich, to stąd właśnie zwyczaj przedstawiania ich w takich strojach. Ciekawostką natomiast może być fakt, że Wikingowie mieli napój bitewny, który był mieszanką grzybów, piwa i innych rzeczy. Dzięki temu nie odczuwali bólu od zadawanych im ran. Podobno nie zwracali uwagi nawet na oręż, który był wbity w ich ciało.

W pana powieści pojawia się postać kupca. Wydaje się, że będzie jedną z ważniejszych, ale później jest marginalizowana.
Kupiec celowo został przeze nieco odtrącony. Był mi potrzebny głównie dlatego, żeby wyposażyć w broń grupkę ludzi, którzy trafili w zamierzchłą przeszłość, gdzie wszystko było tak bardzo nieprzyjazne. Później zaś praktycznie nie był już do niczego potrzebny.

Mocno akcentuje pan zachowanie słowiańskich chłopów, którzy nie robili nic, co mogłoby okazać się niepraktyczne.
W dawnych czasach trzeba było walczyć o życie, o jedzenie, o przetrwanie. Słowianie byli uzależnieni od pogody. Musieli nauczyć się walki o przetrwanie.

Kiedy słowiańska wieś trafia do neolitu, Sławoj zgadza się na przygarnięcie Niemych, którzy wcześniej zostali pobici i mieli odejść.
Tak, bo byli potrzebni. Wiadomo jednak, że w czasach formowania się państwa polskiego istniały poważne konflikty z Niemcami. Ale kiedy warunki gwałtownie się zmieniają, każdy dodatkowy miecz może mieć niebagatelne znaczenie w walce o przetrwanie. Dlatego właśnie Sławoj zgadza się na pozostawienie Niemych.

Sławoj, Eryk i ich ludzie znajdują wsparcie w ludziach starej rasy.
Tak, chociaż ta rasa skazana jest na zagładę. Paradoksalnie jej przedstawiciele wyginęli, bo byli za dobrzy. Nauczyli się wszystkiego, co było im potrzebne, aby przetrwać, ale nie byli w stanie przeciwstawić się swoim oponentom. Mniejszym, nie umiejącym tak dobrze walczyć, ale atakującym w dużych grupach.

Kończąca książkę walka jest wygrana, ale...
Ale nie do końca. Jak bowiem ocenić zwycięstwo, które jest okupione aż tak wielkimi ofiarami.

Ci, którzy przeczytali już pańską książkę, nie mogą doczekać się jej kontynuacji.
Zapewniam więc, że będzie nie tylko druga, ale prawdopodobnie nawet trzecia część. Jaka będzie ich treść, nie zdradzę, aby ni odbierać czytelnikom przyjemności. Tak samo jak nie chcę zbyt dokładnie opowiadać o części pierwszej. Zdaję sobie bowiem sprawę, że wiele jest jeszcze osób, które czytanie mojej powieści mają jeszcze przed sobą.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo