Impreza zorganizował Budmat, wspierali go Ratusz i Orlen. Organizatorzy modlili się,by nie padało, bo w tej widowiskowej dyscyplinie w deszczu auta zwalniają w swoim ślizgu bokiem nawet o połowę, co obniża poziom emocji i adrenaliny. W sobotę niestety padało, ale i tak przy hali były tłumy, a na imprezach z okazji Dni Historii Płocka – tragiczna pustka. Niestety, pusto było też przy namiotach Urzędu Miasta Płocka na imprezie driftowej, a miasto liczyło tam na promocję. Do stoiska z materiałami reklamowymi, umieszczonego w samym rogu, zupełnie na uboczu, prawie nikt nie podchodził, przeważnie garstka dzieci. A urzędnicy? Część rozłożyła się na wygodnych fotelach i sennie się rozglądała, zapewne odliczając czas do zakończenia tej niezwykle uciążliwej „pracy”... Co bardziej dociekliwi zastanawiali się zapewne, jaki jest sens takiej „promocji”?
Płocczan i wielu gości z innych miast interesowały raczej auta i wyścigi. W sobotę były eliminacje i walka o wejście do czołowej grupy 32 zawodników. W eliminacjach każdy trzy razy pokonywał tor, liczył się przejazd, w którym zawodnik zebrał najwięcej punktów. Punktowano prędkość, jechanie po wyznaczonej przez sędziów linii, kąt wychylenia auta oraz za ogólny show, aplauz, jaki wywoła kierowca.
Największe brawa zbierali zawodnicy Budmat Auto Rb Team. Najlepszy z nich okazał się Piotr Więcek, który w półfinale z Jakubem Przygońskim, znanym motocyklistą Orlen Teamu, niestety miał problemy z autem. Przegrał ryalizację, a na dodatek „padł” hamulec ręczny. Taką maszyną młody, uśmiechnięty zawodnik z Płocka nie mógł powalczyć zbyt mocno o trzecie miejsce i przegrał z Wojciechem Goździewiczem. Goździewicz był zachwycony, bo po raz pierwszy stanął na podium w rozgrywkach o MP.
W ścisłym finale emocje sięgnęły zenitu. Kuba Przygoński szalał w ślizgu bokiem, maszyny ryczały, pełno było dymu i pisku. W sobotę padłamu w aucie skrzynia biegów, ale mechanicy spisali się świetnie, zdołali ją wymienić. Ale w finale Marcin Mospinek nie chciał być gorszy, walczył jak szalony. W drifcie nie liczy się tylko tempo, lecz i technika, więc wyniki zostały ogłoszone dopiero po rywalizacji czołowej czwórki. Sędziowie orzekli, że najlepszy był Przygoński, drugi – Mospinek, a trzeci – Goździewicz. Były czeki – odpowiednio na 10, 5, 3 i 2 tys. zł, szampan i puchary.
Czy Przygońskiego nie zaskoczył sukces? - Każdy walczy o zwycięstwo, a to, że wygrał motocyklista zapewne zmobilizuje kierowców samochodowych do tego, by jeszcze lepiej przygotować siebie i sprzęt na kolejny drift – mówił przy swoim aucie z pucharem w ręku już w bazie Kuba Przygoński.
Furorę przy hali robiły też skoki bungee. VIP-y mogły skakać darmo, pozostali płacili 100 zł,. Przez dwa dni na skok zdecydowało się ok.160 osób. Bywało, że stojąc na dźwigu kilkadziesiąt metrów nad ziemią niektórzy rezygnowali i wracali na dół. Ale to głównie posiadacze darmowych bonów na skok. Ci, co płacili, woleli nie tracić pieniędzy...