Z pewnością kojarzycie budynek z czerwonej cegły i wysokim kominem na terenie Radziwia. To dawna elektrownia, którą oddano do użytku pod koniec lat 20. XX w. Produkowano tam energię elektryczną dla miasta, a przy tym elektrownia stanowiła największy tego typu zakład na całym Mazowszu. Obecnie to opustoszały obiekt przemysłowy, ale mieszkańcy wciąż mają nadzieję, że coś się zmieni. Nie tylko zresztą oni...
...dostrzegają potencjał w starej zabudowie. Elektrownia przez długie lata była jedynym źródłem zasilania miasta w energię.
Budowę rozpoczęto w 1927 r., oficjalne otwarcie nastąpiło dwa lata później. Węgiel do elektrowni dostarczano niegdyś koleją na stację PKP, następnie był dowożony kolejką wąskotorową do elektrowni. Nad obiektem górował komin o wysokości 55 m. W środku elektrowni umieszczono kotły i generatory. Podczas niemieckiej okupacji zyskała nawet podwójną moc, która wynosiła już 4,3 MW, z kolei w latach powojennych obiekt stopniowo tracił na znaczeniu na skutek powstawania innych na terenie kraju. Ponadto sposób wytwarzania energii stał się zbyt drogi, stąd zakończenie produkcji w latach 60. XX w. Zdecydowano się natomiast na produkcję elementów żelbetowych dla energetyki. To posunięcie również nie pomogło, co widać po obecnym stanie industrialnej zabudowy. Budynek w środku jest zaniedbany, doszczętnie opustoszał.
Miłośnicy starych obiektów, póki jeszcze zdołają, dokumentują elektrownię na zdjęciach z detalami, które zabierze upływający czas. Ale czy ktoś ten budynek odkupi i uratuje? Taką nadzieję ma jeden z płockich architektów, który pokusił się na stworzenie koncepcji rewitalizacji obiektu.
- Trzeba ratować to, co jeszcze jest. Giną nam prawdziwe perełki, jak dawne gimnazjum żydowskie przy ul. Kolegialnej. A ten budynek ma swój klimat - mówi prowadzący Pracownię Architektoniczną Pakulski Michał.
Jak tłumaczy, nikt się z tym do niego nie zgłosił. Koncepcję stworzył z własnej woli, kiedy usłyszał, co mogłoby tam powstać. Chciał się przekonać, jaki mógłby być efekt końcowy, gdyby ktoś zdecydował się na muzeum, opierając się na kilku założeniach. Po pierwsze zależało mu na zestawieniu nowej tkanki architektonicznej w połączeniu ze starą, ceglaną, stąd te oszklone części. Istotne było pozostawienie tej starszej części zabudowy, w tym wysokiego komina, by nie zrywać z historią całości. - Najłatwiej byłoby oczywiście zburzyć całość i postawić dwa nowe bloki - dodaje architekt. Tyle że on chciałby ocalenia budynku, dostrzegł w nim potencjał, nadając mu docelowo bardziej współczesną formę. Przewidział również taras widokowy zapewniający widok z lewobrzeżnej części Płocka na panoramę prawobrzeżnej strony miasta. To, co zwraca uwagę w jego koncepcji, to podłoże tuż przy budynku. Nie ma trawnika, ani betonu, tylko gładkie płyty, w których odbija się kształt budowli. Jeśli dodamy do części oszklonej oświetlenie, efekt mógłby być jeszcze ciekawszy.
W środku - opowiada - mogłoby być jakieś muzeum związane z żeglugą, może kawiarnia, sala konferencyjna, korzystając z wysokich sal. Oczywiście to tylko luźne rozważania. Bardziej wysłanie sygnału, aby ktoś zainteresował się tematem. Daje nawet przykład muzeum na warszawskiej Pradze, gdzie z ruiny podźwignięto stary obiekt, nadając mu zupełnie nową funkcję. Niegdyś pomiędzy ulicami wznosił się kompleks neogotyckich budynków, w których mieściła się Warszawska Wytwórnia Wódek „Koneser”. To właśnie tutaj rozlewano takie flagowe marki polskich wódek, jak Luksusowa i Wyborowa. Dziś po poszczególnych salach Muzeum Polskiej Wódki oprowadzane są wycieczki, w środku stworzono salę kinową, bar umożliwiający degustację, w gablotach rozstawiono całkiem sporą kolekcję butelek po alkoholu, gdyż i one mają fascynującą historię. A co będzie dalej ze starą elektrownią na Radziwiu? - To zależy od tego, czy znajdzie się ktoś, kto ma pomysł, ochotę i pieniądze, by go odkupić i na nowo zaaranżować - kwituje Michał Pakulski.